Wydaje się naturalne, że nasz region będzie miał silnego reprezentanta w Komisji Europejskiej – mówi DGP minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński.
Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju fot. Wojtek Górski / DGP
Do 16 sierpnia potrwają konsultacje założeń Umowy Partnerstwa – dokumentu, który pokaże, na co będzie można przeznaczyć fundusze unijne w Polsce w okresie 2021–2027. Plan zakłada, że we wrześniu zostanie on przyjęty przez rząd, a następnie ruszą prace nad przygotowaniem docelowej wersji. Równolegle ostateczny kształt dokumentu będzie negocjowany z Komisją Europejską (KE). W praktyce będzie to swoisty kontrakt, w którym obie strony umawiają się na finansowanie konkretnych celów.
Umowa nie zawiera dokładnych kwot, bo wciąż toczą się negocjacje budżetu unijnego. Polski rząd dąży jednak do tego, by mieć przygotowany pakiet podstawowych dokumentów. Chodzi o to, żeby po uzgodnieniu aspektów finansowych móc możliwie szybko uruchomić pieniądze z nowej perspektywy unijnej.
Wśród celów rozwojowych Polski, które wskazano w założeniach, znalazły się m.in. zwiększanie konkurencyjności gospodarki, ograniczenie emisji zanieczyszczeń, wzmocnienie cyfrowego rozwoju kraju, poprawa stabilności dostaw paliw i energii, wzmocnienie połączeń komunikacyjnych czy ograniczenie ubóstwa i wykluczenia społecznego.
W projektowanej umowie wskazano też cztery obszary, które nasz rząd chce szczególnie wspierać w latach 2021–2027: 1) miejsca zagrożone trwałą marginalizacją (m.in. postpegeerowskie gminy na wschodzie kraju), 2) średnie miasta „tracące funkcje społeczno-gospodarcze” (122 miasta na podstawie opracowania PAN), 3) pięć województw Polski Wschodniej (lubelskie, podkarpackie, podlaskie, świętokrzyskie, warmińsko-mazurskie), 4) Śląsk.
Dwie pierwsze kategorie, tj. obszary zagrożone trwałą marginalizacją i średnie miasta, będą musiały mieć specjalne, skrojone pod siebie działania w ramach unijnych programów krajowych i regionalnych. Przykładowo w programie regionalnym dla woj. warmińsko-mazurskiego marszałek będzie musiał zaproponować specjalnie działania dla takich miast jak Bartoszyce, Braniewo czy Kętrzyn – tłumaczy Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju.
Nowością ma być też nowy, ponadregionalny program operacyjny przeznaczony dla terenów zagrożonych marginalizacją, spełniających określone kryteria, kwalifikujące je do wsparcia eurofunduszami. To inne podejście niż np. w Programie Operacyjnym Polska Wschodnia, który jest adresowany po prostu do pięciu województw.
Dotychczas głównym osiągnięciem negocjacyjnym Polski – jak podkreśla resort inwestycji i rozwoju – jest zapewnienie siedmioletniego okresu programowania unijnego, który Komisja chciała skrócić, czy „wstępne przeforsowanie” w Radzie UE wsparcia eurofunduszami inwestycji w zwiększanie wykorzystania gazu ziemnego.
Jeszcze nie wiemy, ile pieniędzy z UE dostaniemy na lata 2021–2027, a już ustalamy, na co je wydamy. Nie dzielimy skóry na niedźwiedziu?
Umowa partnerstwa, nad którą pracujemy, rzeczywiście mówi o tym, na co przeznaczymy eurofundusze, choć bez podawania konkretnych kwot. Chcemy uniknąć sytuacji z mijającej perspektywy 2014–2020, gdy jej negocjacje się przeciągały, a ostatnie programy operacyjne zostały zatwierdzone dopiero w 2015 r. Prace nad nową umową zaczęliśmy sami pod koniec ubiegłego roku. Zaprosiliśmy też Komisję Europejską do nieformalnego dialogu. Wszystko po to, by jak najbardziej skrócić proces zatwierdzania niezbędnych dokumentów. Jak tylko zakończą się negocjacje dotyczące finansów, uzupełnimy je o te dane i gotowe przekażemy Komisji Europejskiej do zatwierdzenia.
Czym nowy kontrakt z Komisją Europejską na lata 2021–2027 będzie się różnił od tego na lata 2014–2020?
Obecnie mamy aż 11 priorytetów, czyli celów tematycznych, zgodnie z którymi są wydawane eurofundusze w Polsce. W nowej perspektywie finansowej będzie ich pięć. Nie będzie też pełnej swobody wydatkowania środków, bo na niektóre obszary nałożone zostaną pewne minimalne limity. Chodzi zwłaszcza o cel polityki 1, związany z innowacyjnością, oraz cel polityki 2, związany z polityką klimatyczną. Ten pierwszy będzie znaczący, bo w przypadku Polski może pojawić się wymóg, by minimum 30–35 proc. wydatków z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego trafiało właśnie na badania i rozwój. O podobnych limitach rzędu 30 proc. mówi się także w przypadku walki ze zmianami klimatycznymi. Pierwszy cel, dotyczący innowacyjności, jest dla nas szczególnie ważny, bo mamy tu sporo do nadrobienia. To jedyny cel ze strategii Europa 2020, który mamy wciąż niespełniony, bo na poziomie jednej trzeciej planu. Drugi cel, klimatyczny, też jest istotny, bo zabiegamy o środki unijne w ramach rządowego programu „Czyste powietrze”. W Unii Europejskiej są duże naciski; niektóre kraje najchętniej w całości przeznaczyłyby fundusze inwestycyjne na politykę klimatyczną. Są nawet pomysły, by Europejski Bank Inwestycyjny finansował prawie wyłącznie przedsięwzięcia służące do walki ze zmianami klimatu. To raczej nierealne pomysły, w Europie mamy przecież wiele innych potrzeb i wyzwań. Ograniczanie ich finansowania nie służyłoby zrównoważonemu rozwojowi UE. Kolejny z pięciu priorytetów dotyczy dostępności komunikacyjnej, a dokładnie wsparcia dla infrastruktury drogowej i kolejowej. Akcentujemy też potrzeby infrastruktury lotniczej, szczególnie dotyczące bezpieczeństwa ruchu lotniczego w związku z budową Centralnego Portu Komunikacyjnego. Ten sam trzeci cel dotyczy też infrastruktury telekomunikacyjnej, eliminowania białych plam w Polsce, np. w dostępie do szerokopasmowego internetu. Tematy społeczne obejmuje czwarty cel polityki. Tyle że tym razem nie chodzi już głównie o walkę z bezrobociem, lecz o lepsze wykorzystanie kadr i zapewnianie właściwych kompetencji na rynku pracy. Ostatni, piąty cel jest zgodnie ze swoją nazwą najbliżej mieszkańców UE i koncentruje się na wsparciu rozwoju lokalnego – zarówno w zakresie transportu, jak i ochrony środowiska, edukacji czy zdrowia.
Jak po 2020 r. będą wyglądać unijne programy operacyjne?
Nie chcemy robić rewolucji, ale rozważamy pewne modyfikacje. Dzisiaj np. mamy Program Operacyjny Inteligentny Rozwój i PO Polska Cyfrowa. Pytanie, czy nie połączyć tego w jeden program, bo dziś większość powstających innowacji jest ściśle związanych z cyfryzacją. Możliwe są też zmiany w PO Polska Wschodnia. Dyskutowana jest kwestia, czy do programu nie włączyć części subregionów województwa mazowieckiego. Tyle że to by oznaczało, iż w programie Polska Wschodnia zeszlibyśmy z poziomu regionów na poziom sub regionów. I wówczas rodzi się pytanie, co w takim razie zrobić np. z subregionem lubelskim, który dziś objęty jest PO Polska Wschodnia, a po takich zmianach mógłby z niego wypaść, bo jest znacznie bogatszy niż pozostała część województwa. Najważniejszą zmianą, jeśli chodzi o strukturę programów, będzie utworzenie zupełnie nowego programu operacyjnego o charakterze ponadregionalnym. Będzie on przeznaczony m.in. dla miast, którym grozi marginalizacja i utrata funkcji społeczno-gospodarczych. Takich miast jest kilkaset. Ich sytuacja nie zmienia się od lat i stąd uważamy, że jest potrzeba uruchomienia takiego programu. Objąłby on również inne obszary zagrożone marginalizacją i wymagające szczególnego wsparcia.
Na razie na stole jest propozycje KE, która zakłada przycięcie Polsce funduszy aż o 23 proc. Jak ostatnie roszady personalne w UE, a zwłaszcza wybór Niemki Ursuli von der Leyen na szefową KE, wpływa na ten scenariusz?
Przewodniczący KE jako przedstawiciel największego kraju, w dodatku z doświadczeniem rządowym, to optymistyczna informacja. Jeśli ktoś miał słabą pozycję w kraju, to obejmując stanowisko szefa KE, dalej będzie słaby politycznie. Do tej pory w komisji za sprawy unijnego budżetu odpowiadał Niemiec Günther Oettinger, który doskonale nas rozumiał. Trudniej było z innymi komisarzami, reprezentującymi kraje przeciwne zwiększaniu unijnego budżetu, w tym na politykę spójności, np. ze Skandynawii czy Beneluksu. Niemcy zawsze stali po środku, bo choć najwięcej wkładają do unijnego budżetu, to jednocześnie najwięcej czerpią z dobrodziejstw UE. Kilka dni temu komisarz Oettinger zaproponował zmniejszenie budżetu unijnego 2021–2027 z 1,11 proc. dochodu narodowego brutto w UE do 1,06 proc. Jeszcze w maju, czerwcu KE miała bardziej ambitne plany, bo mówiło się o wartości rzędu 1,2 proc. Ale obecna KE właśnie odchodzi, więc mniej jej zależy. Dla odmiany Parlament Europejski, który chwilę temu odszedł, proponował nawet 1,3 proc. Obserwując w tej chwili działania prezydencji fińskiej, widzę małe szanse na dogadanie się pomiędzy krajami, które uważają, że UE ma ważne cele i powinna mieć na to odpowiednie pieniądze, a krajami, które uważają, że unijny budżet trzeba ograniczać.
Polska nie dostała wciąż żadnego istotnego stanowiska w UE. Jest jeszcze szansa, że ugramy jakąś ważną tekę w KE?
Nie tyle jako Polska, ile jako cały nasz region w UE w tym nowym rozdaniu na razie nie mamy swojego przedstawiciela, bo wśród pięciu najważniejszych stanowisk w UE nie mamy żadnego. Dlatego wydaje się naturalne, by teraz nasz region miał silnego reprezentanta w Komisji Europejskiej. Bardzo pesymistyczny scenariusz zakładał, że proces tworzenia nowej KE może potrwać nawet do lutego, marca 2020 r. Zapewne uda się wcześniej, choć wiele zależy od nastawienia Parlamentu Europejskiego. Pani Ursula von der Leyen jest jak premier, który buduje swój gabinet. Stąd jej podróże po krajach członkowskich i próba uzgodnienia kandydatów oraz tek, które obejmą w Komisji. Kandydaci na komisarzy będą przesłuchiwani nie przez cały Parlament Europejski, lecz przez jego właściwe komisje. Po przesłuchaniu komisja wyda opinię, a potem europarlament zagłosuje nad wszystkimi kandydaturami. Przy czym, jeśli opinia komisji o danym kandydacie będzie negatywna, jest wielce prawdopodobne, że cały PE zagłosuje przeciw.
Obawiacie się powiązania wypłaty eurofunduszy z praworządnością? Zdaje się, że ta koncepcja jest bliska zarówno nowej szefowej KE, jak i Finom, którzy sprawują aktualnie przewodnictwo w Radzie UE.
Nawet jeśli te przepisy zostaną wprowadzone, to pozostaje kwestia, jak będą stosowane. Kilkanaście lat temu wprowadzono mechanizm stabilności makro ekonomicznej w postaci karania krajów członkowskich za nieprzestrzeganie dopuszczalnych poziomów deficytów budżetowych. Tylko co z tego, skoro KE nie wyciągała tych konsekwencji, gdy tych zasad okresowo nie przestrzegały np. Niemcy czy Francja. Jeśli więc mechanizm powiązania praworządności z eurofunduszami znajdzie się w prawodawstwie unijnym, ostatecznie może okazać się straszakiem wykorzystywanym politycznie przez kraje silniejsze przeciwko tym słabszym. Takie kwestie powinny być zresztą rozstrzygane na poziomie Rady Europejskiej, gdzie wymagana jest jednomyślność, a nie w drodze rozporządzenia przyjmowanego większością głosów. Szkoda, że ustępująca Komisja zdecydowała się na taki manewr.
Unijne programy przyspieszyły w samą porę
Prawidłowo realizujemy programy operacyjne w ramach polityki spójności na lata 2014–2020 – wynika z raportu NIK. To z tego działu unijnego budżetu otrzymujemy największe środki – do wydania jest ok. 80 mld euro, które idą na inwestycje podnoszące standard życia w kraju.
Alarmujące były wyniki kontroli dotyczące 2017 r. Niewykonanie celów pośrednich określonych przez Komisję Europejską na koniec 2018 r. mogłoby grozić utratą części pieniędzy i zmniejszeniem dofinansowania. Dlatego NIK jeszcze raz zbadała realizację pięciu krajowych programów operacyjnych (PO) i 16 regionalnych programów operacyjnych (RPO). Z raportu wynika, że zarówno w przypadku programów krajowych, jak i regionalnych znaczne przyspieszenie nastąpiło w ostatnim kwartale ubiegłego roku. To – jak zaznacza NIK – nie tylko efekt dobrego zarządzania, lecz także nowelizacji rozporządzenia Komisji Europejskiej (nr 215/2014) – do wskaźników finansowych można wliczać teraz także płatności pośrednie, a nie wyłącznie końcowe. NIK stwierdziła, że instytucje zarządzające programami należycie monitorowały ich realizację i w razie potrzeby podejmowały działania zaradcze i naprawcze. Pozytywne są także wnioski z kontroli przedsiębiorstw, które unijne fundusze wydawały na innowacje, prace badawczo-rozwojowe. Prawie 7900 przedsiębiorstw wykorzystywało wyniki badań naukowych lub wprowadziło na rynek nowe bądź ulepszone produkty i usługi.
Procent środków zakontraktowanych w ramach polityki spójności na koniec 2018 r. był zbliżony do średniej unijnej (68 proc. środków zakontraktowanych) i wynosił 72 proc. dostępnych funduszy. Także procent wydatkowanych pieniędzy był zbliżony do średniej unijnej (28 proc.) i wynosił 26 proc. funduszy dostępnych na lata 2014–2020.