Władysław Kosiniak-Kamysz jest przeciwny wspólnej liście do Senatu i zapowiada także program mieszkaniowy „Własny kąt”.

W 2015 r. zdobyliście 780 tys. głosów. W tej chwili pana zapowiedzi sugerują, że przy wysokiej frekwencji celujecie w 1,2–1,4 mln. Zamierza pan być ludowym cudotwórcą?

Dlaczego? W 2005 r. zdobyliśmy ok. 820 tys. głosów, a w 2007 r. – 1,4 mln głosów.

Wtedy rzeczywistość wyglądała nieco inaczej niż teraz. Dziś z badań wynika, że ok. 70 proc. obywateli żyje się na dobrym poziomie. Czy w tej sytuacji nie idziecie trochę pod wiatr?

Sygnały z gospodarki w ostatnim czasie są niepokojące. Zatory płatnicze, według UOKiK, występują w 80 proc. firm. Pierwszy raz od 2017 r. spadła produkcja przemysłowa. Mamy pogorszenie sytuacji w budownictwie i spadki produkcji w trzech czwartych branż gospodarki. Jest wiele środowisk doświadczonych trudnościami i niespełnionymi obietnicami. Owszem, część rzeczy udało się zrobić. Doceniamy programy społeczne PiS, ale w kolejnej kadencji trzeba docenić ludzi ciężkiej pracy – przedsiębiorców, pracowników, czyli tych, którzy na te wszystkie programy społeczne się składają.

Trochę jakbyśmy słuchali polityka PO czy PiS – koniec transferów, pora postawić na rozwój i wyższe płace.

Tyle że z naszej strony nie będzie licytacji na „piątki”, „szóstki”, „czteropaki” czy „sześciopaki”.

Skąd ma pochodzić tych dodatkowych 700 tys. głosów?

PSL już jest inną, znacznie szerszą formacją niż jeszcze było 4–5 lat temu. Jest nowoczesną formacją, szanującą tradycję i historię, ale pokazującą też dziś odwagę. Wierzę, że ta determinacja i pomysł na Polskę zostaną nagrodzone, że to będzie coś, co pozwoli nam osiągnąć przyzwoity wynik.

Ale kampanie samorządowa i europejska tego nie pokazały.

W kampanii samorządowej dostaliśmy 1,8 mln głosów. Teraz panowie mówią o 1,2–1,4 mln. Jesteśmy partią samorządową, wszyscy posłowie PSL byli wcześniej samorządowcami. To jedyny taki przypadek w Sejmie, dlatego u nas na listach dla samorządowców będzie tradycyjnie połowa miejsc, a nie 20 proc. W tym także dla organizacji pozarządowych i sympatyków. I nie będą to ostatnie miejsca, ale pierwsze.

To będzie trzon tej armii? Wójtowie i radni, na których ludzie zagłosują z przesłanek osobowych, a niekoniecznie partyjnych?

To była zawsze siła PSL. Profesor Flis często podkreśla, że jeśli w wyborach startuje 900 osób z PSL, to ich wyniki są potem lepsze, niż kiedy pojawia się 12 osób z list Koalicji Europejskiej. Najlepsze wyniki są oczywiście wtedy, gdy ta armia jest jak największa. Tak jak było w wyborach samorządowych. Teraz otwieramy się na wszystkich ludzi, którzy podzielają nasz program, wartości, tradycję, chcą Polski opartej na korzeniach chrześcijańskich i dążącej do współpracy w Europie.

Kto jeszcze dołączy do waszej Koalicji Polskiej?

To musi być wspólnota wartości, programu i celu. To miejsce otwarte dla wszystkich ludzi dobrej woli, nie zawężajmy go do wskazania 2–3 nazwisk czy środowisk. Jestem szczęśliwy, że dołączyli do nas Marek Biernacki, Jacek Tomczak czy Radosław Lubczyk. To pewien sygnał dla dużych miast. Na naszych listach będą synowie premiera Tadeusza Mazowieckiego i profesora Władysława Bartoszewskiego. To znak, że PSL się zmieniło, jest formacją bardziej otwartą, a nie zawężoną do jednej grupy odbiorców.

Wejdziecie w sojusz z Kukiz’15?

Część rzeczy w ich programie mi się podoba, np. sędziowie pokoju. Myślę, że ze strony Kukiz’15 pozytywnie jest odbierana nasza propozycja emerytury bez podatku. O tym dużo rozmawialiśmy. Nie zostało dużo czasu do skonstruowania list. Wszystkie zagadki niedługo się wyjaśnią.

Jaki w takim razie jest stan rozmów z Kukiz’15?

Na razie rozmawiamy o propozycjach programowych, które wzajemnie nam się podobają.

Do tej pory nie biliście się w miastach. Wyniki waszych kandydatów w Warszawie nie robiły wrażenia.

Nie ma dziś blokady w miastach dla PSL, tak jak to było kiedyś. Jesteśmy partią ogólnonarodową i myślę, że nasz zielony kolor jest bardzo ważny i wiarygodny. To czysta, tania, zielona energia, żywność dobrej jakości.

Ale to oferta dla wsi, nie dla miast.

Czyste powietrze jest ofertą szczególnie dla dużych miast, choć w mniejszych miejscowościach też nie jest z tym dobrze. Zbliżenie konsumenta do rolnika, dobra żywność i zerowy VAT na zdrową żywność to oferta dla wszystkich, nie tylko dla dużych miast. Nie chcę, byśmy znowu wpadli w pułapkę, że teraz PSL będzie projektował ofertę tylko dla miast albo tylko dla wsi. Mamy program ogólnonarodowy, mamy wiarygodność w tematyce czystej energii, bo stawialiśmy na nią, zanim zaczęli robić to inni.

Gdzie pan wystartuje?

Ludowcy tradycyjnie startują w swoich okręgach. Okręg tarnowski, generalnie Małopolska, są mi najbliższe.

Wszystko wskazuje na to, że sen Grzegorza Schetyny o wielkiej koalicji anty-PiS można włożyć między bajki, za to klaruje się konfiguracja bliższa pana wizji, czyli osobny blok lewicowy. W meczu Kosiniak-Kamysz z Grzegorzem Schetyną jest 1:0?

Ja się nie ścigam z Grzegorzem Schetyną. Uważam, że z wyborów europejskich trzeba wyciągnąć wnioski. Budowaliśmy coś, co wydawało się, że wygra, w dodatku w wyborach potencjalnie łatwiejszych dla naszych partii, ale przegraliśmy o ponad 7 pkt proc. Wielu wyborców nie udało się zmobilizować, bo nie widzieli tego większego dobra, a nie chcieli wybierać mniejszego zła. Po prostu nie poszli na te wybory. Pamiętam, jak nasi rodacy mówili nam, że na PiS nie chcieli głosować, ale nie odpowiadała im też formuła koalicji, w której nie do końca wiadomo, kogo się wybiera. To było doświadczenie, które chyba musieliśmy przeżyć. Gdyby nie to, dziś nie wyciągalibyśmy wniosków.

A nie wystraszyliście się metki w postaci „tęczowej koniczynki”?

Sprawy światopoglądowe, nieprawdziwie przypisane PSL, na pewno nie służyły ani nam, ani całej Koalicji Europejskiej. Nie chcemy się więcej tłumaczyć za nieswoje pomysły i poglądy.

A może zbyt tę sprawę demonizujecie? O konieczności zalegalizowania związków partnerskich, co wielu ludziom pomogłby ułożyć zwykłe życiowe sprawy, słychać było nawet w obozie PiS. Mówił o tym np. Andrzej Duda.

Tyle że ani ja, ani prezydent Duda o tym sami z siebie nie mówiliśmy, prezydent tylko odpowiadał na pytania. Nigdy nie wychodziliśmy z tymi pomysłami. Poza tym wiele rzeczy, które wydarzyły się w trakcie kampanii europejskiej, nie było nawet związanych z politykami tworzącymi Koalicję Europejską, lecz były cynicznie wykorzystywane zdarzenia, takie jak Parada Równości, gdzie profanowano uczucia religijne w niezwykle obraźliwy i obleśny sposób. To też wywarło wpływ na naszą ocenę sytuacji. I dziś uważamy, że trzy bloki opozycji będą bardziej efektywne niż jeden. Mają większą szansę zatrzymać PiS.

I dziś kąsacie się nawzajem. Platforma oskarża was, że rozbiliście ideę wielkiego sojuszu. A jednocząca się lewica mówi: „patrzcie, oni nie potrafią się dogadać, to zrobimy to my”.

Nic nie stało na przeszkodzie, by ta nowa, liberalna lewica, jaką staje się PO, dogadała się z tą starszą, czyli SLD. Dziwię się, że nie doszło do porozumienia, skoro wspólnota programów była tam dużo bliższa niż z PSL. Na pewno my nie staliśmy na przeszkodzie porozumienia między PO, SLD i Wiosną. Chcieliśmy tylko, by Platforma się określiła. I to zrobiła, pokazując, że jest bardziej po lewej stronie niż w centrum. My to szanujemy. Nie będziemy się kąsać. W 2007 r. na wybory szedł SLD, szliśmy my, PO i PiS. I udało się zatrzymać rządy PiS. Teraz też to zrobimy.

Tylko czy to meandrowanie opozycji nie podkopuje w elektoracie wiary, że wcześniej cel był jasny, a szyki zwarte, natomiast teraz każdy idzie we własnym kierunku?

Ten cel nie przyniósł efektu. Nie piszę się na powtarzanie tego samego i oczekiwanie innych wyników. To nierozsądne. Jesteśmy w polityce, żeby wyciągać wnioski, gdybyśmy powtórzyli tę drogę, bylibyśmy nieroztropni i nierozsądni. Polityka to długodystansowy bieg z przeszkodami, w którym należy roztropnie omijać przeszkody.

Jaki jest wasz cel, 10–15 proc.?

Im więcej, tym lepiej.

Możliwa jest koalicja z PiS po wyborach?

Przed wyborami samorządowymi też słyszeliśmy pod swoim adresem: zdradzą, radni PSL zasilą PiS. Przeszedł jeden radny, i to z Nowoczesnej, która miała być najbardziej antypisowska. Więc spokojnie.

To jak traktujecie te głosy, że możliwy jest wasz alians z PO? To wyborcza propaganda?

My w przeciwieństwie do PO nigdy z PiS w koalicji nie byliśmy. Oni mieli przedwyborczą koalicję, a Waldemar Pawlak w 2006 r. odmówił koalicji z PiS. Mamy się zbliżać do ugrupowania, które mówi o naszej eliminacji?

Mieliście się nie kąsać z PO. Pan wypomina im koalicję?

Jakie to kąsanie. To przypomnienie faktu.

Jak pan traktuje apel prezesa PiS o porozumienie?

Czyli usłyszał nasz apel. Ile razy mówiłem: apeluję. Zasłynąłem z tego nawet w „Uchu prezesa”. To nie był głos wołającego na puszczy. Ale obawiam się, że to tylko pozycjonowanie się do wyborów. W poprzedniej kampanii PiS deklarował, że szefem MON zostanie Jarosław Gowin, a został Antoni Macierewicz. To podobny zabieg.

Nie będzie wspólnej listy do Sejmu, a co z Senatem? Będzie wspólna lista opozycji?

Nie. My będziemy wystawiać swoich kandydatów i nie będziemy innym wchodzić w szkodę.

Ale w Senacie jest większościowa ordynacja, nie warto wystawić jednej listy?

Wystarczy, żeby nie wystawiać własnych kandydatów w okręgach, gdzie nie mają szans, by zwiększyć szanse tych z innych partii opozycyjnych. Chodzi o to, by nie walczyli ze sobą. Tak było w ostatnich wyborach.

Kiedy utworzycie listy? Jak przygotujecie się do odwojowania wyborców w okręgach?

Kończymy przygotowywanie list, myślę, że to kwestia dwóch, trzech tygodni. Pomysł na kampanię mamy i już go realizujemy.

Czego się pan najbardziej boi?

Raczej powiem, na co liczę. Na wielką determinację i pospolite ruszenie struktur PSL, członków i sympatyków po odważnej decyzji, jaką podjęliśmy.

A nie boi się pan, że po wyborach będzie dwóch wygranych: Jarosław Kaczyński, który będzie nadal rządził, i Grzegorz Schetyna, który pod progiem zostawi was i lewicę?

W 2007 r. Donald Tusk w de bacie z Jarosławem Kaczyńskim zachęcał do głosowania na PO, ale dodał, że jeśli nie, to na PSL. Nie było wówczas jak cztery lata temu apeli, żeby nie głosować na małe partie. Wróćmy do czasów, kiedy wygrywaliśmy.

Powie pan: jak nie chcecie głosować na PSL, głosujecie na PO?

Sami wyborcy mówią, wreszcie będę mógł zagłosować na większe dobro, a nie mniejsze zło. Zachęcam do pójścia do wyborów i zagłosowania zgodnie z własnym sumieniem. Jak ktoś ma takie poglądy, zachęcam do głosowania na partie opozycyjne.

Ma pan plan B, gdyby coś nie wypaliło?

Mam wielką wiarę, że wypali plan A. Po 1989 r. to najbardziej niezwykłe wybory. Trzeba wziąć sobie do serca przysłowie, że do odważnych świat należy.

Jakie są największe atuty?

To ludzie, kandydaci, otwartość na naszych listach na różne środowiska. Chciałbym, by był największy w historii udział osób spoza stronnictwa. Atutem jest też normalność utożsamiana z PSL. Może nie mamy fajerwerków, ale po rządach PiS trochę spokoju by nam się należało.

Wiąże pan swój los z losem PSL, także jeśli nie przekroczycie progu?

Biorę odpowiedzialność. Wiem, jak się trzeba w takiej sytuacji zachować.

A co ma być waszym atutem oprócz emerytury bez podatku czy niższego ZUS dla przedsiębiorców?

Program „Własny kąt”.

To wasza odpowiedź na „Mieszkanie plus”? Na czym ma polegać?

„Mieszkania plus” nie ma, więc nie odpowiadamy na coś, co się nie udało. Ale na potrzeby rodzin tak. Ale o szczegółach opowiem w kolejnym wywiadzie.