Spotkałem, drodzy państwo, redaktora Jarosława Kuisza („Kultura Liberalna”) i proszę, jaka korzyść – wcisnął mi do ręki „Jak kończy się demokracja” Davida Runcimana. Książka w sam raz na dzisiejsze czasy – wartko napisana, o współczesności, przeglądowa i, co najważniejsze, niedługa.
Nie dziwię się, że „Kulturze Liberalnej” dzieło się spodobało. Sam Kuisz pisał niedawno, że w Polsce zakończył się pewien etap w dziejach – czas walki o własne państwo i trzęsienia się nad nim, by to państwo (zawsze) świeżo odzyskane zaraz się nie rozpadło. Wyrosło inne pokolenie Polaków, posługujące się też innym zestawem lęków i pragnień niż „pokolenia podległości”. Runciman przekonuje, że w świecie (demokratycznym) zakończył się pewien etap i że wyrósł nowy odbiorca demokracji, patrzący na nią mniej więcej tak, jak kiedy w sklepie ocenia dostępne dobra i usługi. Ten ustrój starzeje się tu i tam, ale tam i ówdzie tylko dojrzewa.
Pewna postać demokracji przestaje być nienaruszalna, ale demokracja jako taka wydaje się czymś oczywistym. Kuisz zwalcza histeryczno-heroiczny ton politycznych polemik w Polsce, Runciman z zaraźliwym spokojem pisze o takich przerażających go rzeczach, jak wygrana Donalda Trumpa czy fala populizmu. Obaj autorzy starają się odgrywać rolę współczesnego dr. Benjamina Spocka, znanego pediatry: dziecko płacze? Widać ma powód. Dziecko nie płacze? Też dobrze.
Magazyn DGP z 14 czerwca 2019 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Runciman omawia wiele wątków: od nieudanego zamachu wojskowego we Francji w 1961 r., do niedawnych zmagań bankrutującej Grecji z Trojką. Kiedy przychodzi do polskiego wątku, zgrabnie pisana synteza traci urok. O Smoleńsku pisze tak: „Jarosław Kaczyński i jego zwolennicy za wszystko obwinili «układ», który w tym wypadku tworzyli Rosjanie, Unia Europejska, liberalny establishment oraz działający w tajemnicy komuniści i Żydzi”. Karykatura stworzona przez media, które akurat czyta Runciman, każe pytać, czy również jego opis Grecji, Turcji, Francji i Indii nie jest aby komiksowy. Zapewne… jest, jak to w syntezach bywa, ale skoro Runciman skłania do refleksji jak mało kto w ostatnich latach, można mu wiele wybaczyć.
Zresztą to książka, która znacznie bardziej zirytuje polską „opozycję demokratyczną” niż pisowców.