Polska traci nie tylko przez politykę PiS, której wielu nie akceptuje, ale dlatego, że rząd jest w wielu dziedzinach pasywny. Premier Mateusz Morawiecki nie walczy, zachowuje w Brukseli pasywne stanowisko - mówi w wywiadzie dla Donald Tusk.

Szef Rady Europejskiej porównuje Polskę i Węgry rządzące przez Viktora Orbana. Jak przekonuje, choć przywódca tego drugiego kraju jest o wiele bardziej krytykowany, to Węgry są wciąż graczem w Brukseli, a z Orbanem partnerzy się liczą. "Polska traci nie tylko przez politykę PiS, której wielu nie akceptuje, ale dlatego, że rząd jest w wielu dziedzinach pasywny" - zaznaczył Tusk.

"Problem Polski polega na tym, że rządzi ktoś, do kogo nie można dotrzeć. Premier Mateusz Morawiecki przyjeżdża do Brukseli i nie ukrywa, że władza nie jest w jego rękach. A przecież to na spotkaniach europejskich liderów wykuwają się decyzje. Kto nie ma w ręku władzy, ma tam niewiele do powiedzenia" - ocenił Tusk.

Podkreślił, że gdy był premierem, konfrontował się z innymi unijnymi szefami rządów o wiele agresywniej, niż robi to Mateusz Morawiecki. "On zachowuje pasywne stanowisko, nie walczy, jakby nie był zainteresowany tym, co można ugrać. A do ugrania jest wiele, nie tylko pieniądze w przyszłym budżecie Unii" - mówi były lider PO.

Jak zaznaczył, Polska miała w przeszłości status autentycznego lidera regionu. "Choć nie byliśmy w stanie osiągnąć wszystkiego, czego chcieliśmy, to nie dało się w Unii postanowić niczego bez naszej zgody" - uważa Tusk. Jako przykład podał sprawę pracowników delegowanych i polskich firm transportowych.

Były premier zarzucił obecnemu rządowi, że nie potrafił zaproponować w tych sprawach kompromisu, który przekonałby inne kraje UE. Dlatego - jego zdaniem - nawet państwa naszego regionu odwróciły się od Warszawy. "To może skutkować utratą tysięcy miejsc pracy. Do tej pory każdy polski rząd skutecznie walczył o prawa pracowników delegowanych, bo od wielu lat stanowili problem dla niektórych bardziej zamożnych krajów Unii" - powiedział były premier.

Zastrzegł, że choć jest krytyczny wobec rządów PiS, nie ma jako Polak kompleksów w Brukseli. "To nie jest tak, że Polska i Węgry to +chorzy ludzie+ Europy, a cała reszta tryska zdrowiem. W każdym kraju są większe lub mniejsze problemy. Radzę, by każdy zajął się w pierwszym rzędzie problemami w swoim domu" - zauważył Tusk. Jego zdaniem nie ma problemu, by Polska wróciła "do wielkiej europejskiej gry". "Dziś Polska się z niej wycofała, ale nasz obiektywny status nie zmalał" - podkreślił. "Spora część Unii jest krytyczna wobec stanu praworządności w Polsce, ale to w żadnym razie nie oznacza, że nasi partnerzy się z Polską nie liczą" - ocenił szef Rady Europejskiej.

Jego zdaniem "dużo prawdy" jest w przestrogach przed polexitem. Odnosząc się do przykładu brytyjskiego ocenił, że brexit zaczął się na długo przed referendum z 2016 roku w tym kraju. Jak dodał, po odejściu Tony'ego Blaira Wielka Brytania zajęła bardzo pasywne stanowisko w UE, choć miała wszelkie argumenty, by wpływać na kształt Unii.

"Londyn przestał się angażować, mimo że dla Polaków, Skandynawów, Holendrów był w wielu sprawach ciekawszym punktem odniesienia niż Berlin. Brytyjczycy zmarnowali ten potencjał. Polska w żadnym wypadku nie może sobie na to pozwolić" - oświadczył Tusk. Jego zdaniem dziś wynik referendum na Wyspach mógłby wyglądać inaczej. Dodał przy tym, że wciąż jest 20-30 proc. szans na to, że brexitu nie będzie.

Szef Rady Europejskiej podkreślił, że ówczesny brytyjski premier David Cameron mówił wprost, że paliwem dla nastrojów brexitowych była migracja z wielu krajów UE, czyli m.in. Polacy przybywający do Wielkiej Brytanii. Odrzucił w ten sposób krytykę, że on sam i UE mogli bardziej ustąpić Londynowi.

"Gdybym postąpił według tego, co mówią obecnie moi polscy oponenci i dał Cameronowi to, czego chciał, to Polacy byliby pierwszymi poszkodowanymi" - ocenił Tusk. Zdradził przy tym, że premier Wielkiej Brytanii w rozmowach nieoficjalnych nie pozostawiał wątpliwości, że napływ migrantów z Europy Środkowo-Wschodniej był dla niego problemem numer jeden.

Szef Rady Europejskiej w wywiadzie mówi też o konieczności odzyskania kontroli nad granicami w UE i egzekucji unijnego prawa. Przestrzegł, że w przeciwnym przypadku ci, którzy kwestionują wolnościową tradycję Europy, zdobędą trwałą przewagę "i zafundują nam nową wersję autorytarnej demokracji".

"Nie istnieje polityka migracyjna, jeśli nie ma się granicy. Polityka migracyjna polega na tym, że się granicy strzeże i kontroluje tych, którzy chcą ją przekroczyć, decyduje się, kto może wjechać, a kto nie. Nie chodzi o robienie z Europy fortecy, lecz o to, by nie uznawać bezradności za cnotę" - powiedział Tusk.

Odrzucił przy tym sugestie prezydenta Francji Emmanuela Macrona, że Polska mogłaby być wykluczona ze strefy Schengen, bo nie przyjmuje uchodźców z unijnego rozdzielnika. "Nie można wyrzucać z Schengen tylko dlatego, że ktoś nielegalnych migrantów nie wpuszcza na swoje terytorium" - oświadczył szef Rady Europejskiej.

Dodał jednocześnie, że antyimigrancka retoryka szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego o przenoszonych przez uchodźców chorobach, pasożytach i pierwotniakach budzi w nim "odrazę".