Prezydent sprawnie odpowiada na internetową kampanię Zełenskiego. Ale trudno będzie mu pokonać rywala.
Szok ukraińskiego prezydenta Petra Poroszenki, wywołany rozmiarami porażki z Wołodymyrem Zełenskim (30:16) w pierwszej turze wyborów, nie trwał długo. I choć wcześniej kierujący państwem od 2014 r. polityk miewał problemy z reakcją na postpolityczną kampanię biznesmena z branży rozrywkowej, teraz się to zmieniło.
Wydawało się, że środowe wezwanie Zełenskiego do przeprowadzenia debaty na Stadionie Olimpijskim w Kijowie znów zepchnie Poroszenkę do defensywy. Kolejne dni pokazały, że tak się nie stało. Powiązany z antyporoszenkowskim oligarchą Ihorem Kołomojskim komik i producent filmowy od początku stawiał na nowe narzędzia komunikacji, jak Facebook, Instagram czy YouTube, a także nieograniczony dostęp własnych produkcji – w tym serialu „Sługa narodu”, gdzie Zełenski gra tytułową rolę prezydenta Ukrainy – do stacji 1+1 Kołomojskiego.
Także tym razem filmik z buńczucznym wezwaniem do debaty pojawił się w mediach społecznościowych. Zełenski – wyjątkowo pod krawatem – postawił Poroszence kilka warunków: debata na stadionie z wolnym dostępem wyborców i mediów, przeprosiny za określanie rywala mianem „marionetki Kołomojskiego”, wreszcie przedstawienie wyników badań lekarskich potwierdzających, że obaj kandydaci nie są alkoholikami ani narkomanami. To ostatnie nawiązywało do popularnej wśród ludzi, choć nieprawdziwej (prezydent jest cukrzykiem) plotki, jakoby Poroszenko nadużywał mocnych trunków.
Sztabowcy Zełenskiego liczyli, że głowa państwa nie zgodzi się na debatę, zwłaszcza że propozycja nie była zgodna z ukraińskimi przepisami, które przewidują, że takie spotkanie powinno się odbyć w telewizji publicznej w ostatni piątek przed drugą turą. Co więcej, forma, w jakiej biznesmen zwracał się do głowy państwa, nie była pełna szacunku. Mimo to prezydent w filmiku opublikowanym w nocy ze środy na czwartek zgodził się na debatę, a w piątek stawił się w centrum medycznym przy Stadionie Olimpijskim na pobranie krwi.
O tym, że Zełenski nie spodziewał się takiego obrotu spraw, świadczy jego reakcja. Zaproponował mianowicie, by oddać moderowanie debaty Julii Tymoszenko (13 proc. w pierwszej turze), która miałaby według niego zapewnić bezstronność. Ekspremier to zdecydowana przeciwniczka Poroszenki, a w kampanii także cieszyła się wsparciem Kołomojskiego, więc eksperci zgodnie uznali propozycję za absurdalną. Prezydent stanął nawet w obronie liderki partii Ojczyzna, wskazując, że sugestia świadczy o braku szacunku do niej.
Zełenski także stawił się na ekspertyzę medyczną, ale popełnił przy tym całą serię wizerunkowych pomyłek. Klinika, w której go zbadano, należy do Andrija Palczewskiego, multimilionera, który w trakcie kampanii niejednokrotnie wyrażał poparcie dla Zełenskiego. A gdy kandydat na swoim profilu na Facebooku opublikował wyniki testu na obecność narkotyków, uwagę zwróciła data przeprowadzenia badań: 2 kwietnia, a zatem jeszcze zanim aktor wezwał Poroszenkę do debaty. Laboratorium tłumaczyło to pomyłką pracownika i opublikowało wyniki datowane na 5 kwietnia, pod którymi podpisał się zupełnie inny lekarz.
W sobotę Poroszenko spotkał się z kolei z reprezentantami organizacji pozarządowych. Podczas swoich rządów prezydent niejednokrotnie był oskarżany o niechęć do rozmowy z przedstawicielami mediów i trzeciego sektora, o ile nie wywodzili się oni z organizacji lojalnych wobec niego, takich jak należąca do Poroszenki stacja telewizyjna 5 Kanał. Mimo próśb – ponawianych wielokrotnie różnymi kanałami – nigdy nie zgodził się także na rozmowę z DGP.
„Prezydent przyznał, że takie spotkania i otwarta komunikacja z organizacjami obywatelskimi powinny mieć miejsce wcześniej. Przyznał też, że dopuścił się w ostatnich latach dwóch głównych błędów: a) kadry, b) komunikacja” – napisała na Facebooku Darja Kałeniuk, szefowa Centrum Przeciwdziałania Korupcji, która wzięła udział w spotkaniu. „Wysoko oceniam i szanuję przyznanie się do błędów przez prezydenta. Jakże korzystny byłby taki dialog i dla niego, i dla całej Ukrainy, gdyby odbył się we właściwszym czasie” – dodawała.
Podczas sobotniego spotkania Poroszenko powiedział, że po porannej rozmowie z nim do dymisji podał się szef administracji obwodu chersońskiego Andrij Hordiejew. Hordiejew, jak i reszta lokalnych elit rządzących, jest oskarżany przez aktywistów o fingowanie śledztwa w sprawie zabójstwa Kateryny Handziuk. Jej ojciec Wiktor ogłosił nawet, że gubernator należał do trzech osób, które zleciły zamordowanie antykorupcyjnej aktywistki, niejednokrotnie oskarżającej chersoński układ rządzący o korupcję. Handziuk 31 lipca 2018 r. została oblana na ulicy kwasem siarkowym. Zmarła 4 listopada. Na murach ukraińskich miast pojawiło się hasło „Kto zlecił Katię Handziuk?”.
Zdaniem ekspertów dla Poroszenki może być już jednak zbyt późno. Są trzy powody, dla których prezydentowi będzie trudno wyprzedzić Zełenskiego. Po pierwsze, sondaże: choć po 31 marca nie pojawiły się żadne nowe badania, to w tych opublikowanych w przeddzień pierwszej tury Poroszenko przegrywał od 23:36 do nawet 18:43. Po drugie, nastroje wyborców rywali, którzy 31 marca odpadli z wyścigu. Marcowe sondaże wskazują, że wśród elektoratów każdego z kandydatów, którzy zajęli miejsca 3–8, większą sympatią cieszy się aktor. Po trzecie, ich zachowanie – żaden nie wezwał zwolenników do oddania głosu na szefa państwa.
W tej sytuacji może mu nie pomóc ani spodziewany wzrost frekwencji we wspierającej go Galicji po tym, jak część tamtejszych Ukraińców na dzień wyborów przyjedzie z Polski do domów ze względu na przerwę wielkanocną nad Wisłą, ani demonstracyjne wsparcie kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która zaprosiła walczącego o reelekcję prezydenta do złożenia roboczej wizyty w Berlinie 12 kwietnia, na dziewięć dni przed drugą turą.