Choć koszt tegorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz Sejmu i Senatu oszacowano już w zeszłym roku, wcale nie jest pewne, że te wyliczenia pozostają aktualne.
Wygląda na to, że jednym z pierwszych zadań nowego szefa Państwowej Komisji Wyborczej (dotychczasowy przewodniczący Wojciech Hermeliński ustąpił w związku z ukończeniem 70 lat, jego następcę wybierze skład sędziowski PKW) powinno być ustalenie, czy nie należy dosypać pieniędzy na przeprowadzenie tegorocznych, podwójnych wyborów.
Jak pisaliśmy w listopadzie ub.r., najbliższe, majowe elekcje to wydatek rzędu 214 mln zł. Nieco droższe będą jesienne wybory do polskiego parlamentu – ok. 233 mln zł. Problem w tym, że – zdaniem części naszych rozmówców – kwoty te mogą być już nieaktualne.
Po drodze – już po oszacowaniu tych wydatków – zapadły co najmniej dwie istotne decyzje. Po pierwsze, po ubiegłorocznych wyborach samorządowych posłowie PiS zdecydowali, że przy pozostałych elekcjach nie będą już potrzebne podwójne komisje wyborcze (jedna do wydawania kart, druga do liczenia głosów). To teoretycznie powinno zagwarantować spore oszczędności, skoro w każdym obwodzie zamiast dwóch 9-osobowych komisji (w pełnym składzie) wystarczy jedna.
Po drugie, PKW pod koniec lutego br. zdecydowała o znaczących podwyżkach diet dla członków komisji wyborczych. Przewodniczący będą mogli liczyć na podniesienie ich z 200 do 500 zł, ich zastępcy – ze 180 do 400 zł, a pozostali członkowie – ze 160 do 350 zł. Oznacza to wzrost o przeszło 100 proc. (przy wyborach samorządowych obowiązują inne stawki), co nie pozostanie bez wpływu na ogólne koszty wyborów. Tak zadziało się kilka lat temu, gdy wybory samorządowe z 2014 r. były ponad dwukrotnie droższe niż te z 2010 r. (wzrost ze 115,6 mln do 238 mln zł). Wówczas PKW wskazywała na trzy przyczyny – podwyższenie diet (najbardziej znacząca pozycja), zwiększenie liczby obwodów i konieczność wydrukowania kart do głosowania umożliwiających zastosowanie nakładek w alfabecie Braille’a.
Chcieliśmy się dowiedzieć, ile ostatecznie majowe i jesienne wybory mogą kosztować. Niestety, odpowiedzi Państwowej Komisji Wyborczej i Krajowego Biura Wyborczego tylko mnożą pytania.
Zdaniem rzecznika PKW i KBW Wojciecha Dąbrówki to, że nie będą powoływane dwie obwodowe komisje wyborcze (poza wyborami samorządowymi), nie wpłynie znacząco na obniżenie kosztów wyborów. – Należy bowiem zauważyć, że ostatnia nowelizacja uzależnia liczbę członków komisji od liczby mieszkańców w obwodzie – mówi. Oznacza to, że w największych obwodach możliwe jest powołanie w skład jednej komisji nawet 13 osób. A w ostatnich wyborach zdarzało się, że obie komisje (do wydawania kart i przeliczenia głosów) powoływano w minimalnych składach po pięć osób, bo brakowało chętnych do pracy. Mówiąc wprost – ostatecznie liczba osób pracujących w pojedynczych komisjach może być zbliżona do tych pracujących w podwójnych. – Poza tym wspomniana nowelizacja zakłada możliwość uzupełniania składów komisji do jej ustawowego składu, w tym maksymalnego, a nie jak dotychczas, jedynie do minimalnego składu – dodaje Wojciech Dąbrówka. Taką argumentację usłyszeliśmy w połowie lutego br.
A jak na koszty wyborów wpłynie podniesienie diet o 100 proc.? – Po zmianach w ustawie kodeks wyborczy w wyborach do Parlamentu Europejskiego oraz do Sejmu i Senatu funkcjonować będzie tak jak w latach ubiegłych tylko jeden rodzaj obwodowej komisji wyborczej. W związku z tym podwyżka diet nie spowodowała wzrostu kosztów zorganizowania i przeprowadzenia tegorocznych wyborów – zapewnia rzecznik. Dodaje, że zaplanowane środki w rezerwie budżetowej na 2019 r. wystarczą na pokrycie kosztów organizacji wyborów.
Rodzi się więc pytanie: skoro z jednej strony rezygnacja z podwójnych komisji „nie wpłynie znacznie na obniżenie planowanych wydatków”, to dlaczego brak tych podwójnych komisji może jednak niwelować efekt znaczącego zwiększenia diet? O wyjaśnienie tej sprzeczności poprosiliśmy 6 marca. Do dziś nie otrzymaliśmy wyjaśnień.
– Diety w każdych wyborach, obok druku kart do głosowania, zazwyczaj są najwyższym kosztem. Bez dokładnego policzenia, ile mamy dużych i małych obwodów oraz ile osób w związku z tym powinno w nich pracować, nie będziemy wiedzieli, czy likwidacja podwójnych komisji równoważy te podwyżki. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to prawdopodobne – ocenia Anna Godzwon, specjalistka od prawa wyborczego.
Co więcej, od przyszłego roku wybory znów mogą podrożeć. Sejmowa komisja ds. petycji przygotowała właśnie kolejną nowelizację kodeksu wyborczego. Wprowadza możliwość określenia – w drodze rozporządzenia właściwego ministra – wymogów, jakim powinny odpowiadać wszystkie lokale wyborcze w kraju. Chodzi zwłaszcza o potrzeby osób niepełnosprawnych. I tak np. dostarczenie szkieł powiększających do każdego lokalu to byłby wydatek ok. 500 tys. zł, a wykonanie odpowiednich stanowisk do głosowania – 5 mln zł. Dziś też takie wymogi można ustalić, ale tylko dla tych lokali, które muszą być przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. To min. 50 proc. punktów do głosowania w każdej gminie (w ostatnich wyborach było ich 53 proc. w skali całego kraju). Samorządowcy już się obawiają, czy uda im się spełnić nowe ministerialne wymogi, zwłaszcza na prowincji. Nowe przepisy miałyby wejść w życie w 2020 r., czyli na wybory prezydenckie.
Kolejna nowelizacja przewiduje szkła powiększające przy urnach. To 500 tys. zł