Brytyjskie media oceniły w piątek, że premier Theresa May znajduje się w wyjątkowo trudnej sytuacji w obliczu spodziewanej porażki w przyszłotygodniowym głosowaniu nad projektem umowy wyjścia z UE. Gazety omówiły także przebieg szczytu UE ws. brexitu.

"Financial Times" i "The Telegraph" opublikowały szczegółowe relacje z przeprowadzonego przy drzwiach zamkniętych posiedzenia Rady Europejskiej, przypisując dominującą rolę w dyskusji przede wszystkim francuskiemu prezydentowi Emmanuelowi Macronowi, a także belgijskiemu premierowi Charlesowi Michelowi i szefowi RE Donaldowi Tuskowi.

Reporterzy wskazali jednocześnie na "bardziej koncyliacyjne" podejście niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, która miała ostrzegać przed konsekwencjami wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty bez umowy dla utrzymania postanowień porozumienia wielkopiątkowego, regulującego proces pokojowy w Irlandii i Irlandii Północnej.

"FT" omówił również pozycję luksemburskiego premiera Xaviera Bettela, a także łotewskiego szefa rządu Kriszjanisa Karinsza, który miał pytać May, dlaczego wciąż jest "tak optymistyczna" w obliczu trwającego kryzysu.

Obie gazety przywołały także wypowiedź węgierskiego premiera Viktora Orbana, który miał ostrzec przed wysokim prawdopodobieństwem brexitu bez umowy, wskazując - w oparciu o swoje doświadczenia z czasów studiów na Uniwersytecie Oksfordzkim - że "każdy lider Partii Konserwatywnej dba tylko o jedną rzecz: o Partię Konserwatywną".

"Telegraph" wspomniał również o podejściu Polski i Portugalii, zwracając uwagę, że szczególnie rząd w Warszawie - "ciągły przedmiot zabiegów dyplomatycznych ze strony Londynu od czasu brexitu" - nawoływał do "najłagodniejszego podejścia, jakie jest możliwe". Z kolei "FT" przypisał takie stanowisko w sprawie brexitu rządowi w Lizbonie.

Dzienniki zaznaczyły, że wśród europejskich liderów istniało przekonanie, że szanse na przyszłotygodniowe poparcie proponowanej umowy w sprawie wyjścia kraju z Unii Europejskiej przez Izbę Gmin są "minimalne". Macron miał je ocenić na ledwie 10 proc., a Tusk - na 5 proc.

W komentarzu redakcyjnym "Telegraph" zaznaczył jednoznacznie, że "kolejna - i z pewnością ostateczna - porażka wydaje się być pewna".

"Gdybyśmy jednak mieli wyjść bez umowy, oznaczałoby to brak okresu przejściowego i brak obowiązku wpłacenia (do budżetu UE) 39 mld funtów. Jednak samo wskazanie na to jest zdaniem sobie sprawy, że (brexitu) bez umowy nie będzie, bo Unia Europejska straciłaby tyle samo co W. Brytania, jeśli nie więcej. Fakt, że unijni liderzy rozmawiali do późnej nocy o różnych opcjach dla przedłużenia wskazuje, że oni też przynajmniej do jakiegoś stopnia zdają sobie z tego sprawę" - napisano.

Jednocześnie konserwatywny komentator Fraser Nelson ocenił na łamach gazety, że "tym, co może doprowadzić do przyjęcia umowy jest oferta rezygnacji May".

"Kampania, której motto brzmiało +odzyskajmy kontrolę+ zakończyła się tym, że rząd ewidentnie stracił całkowitą kontrolę nad czymkolwiek. Ubiegłej nocy widzieliśmy premier, która przyjechała do Brukseli nie tyle prosić, co błagać o przedłużenie członkostwa w UE. (...) Jeśli jednak wszystkie drogi prowadzą do jej rezygnacji, pojawia się oczywiste pytanie: dlaczego nie powie, że zrezygnuje ze stanowiska, jeśli jej porozumienie zostanie przyjęte?" - argumentował.

Jak tłumaczył, "istnieje alternatywne zakończenie dla tej historii: zwolennicy brexitu przegłosują jej (złą) umowę, uznając, że to najlepszy punkt startowy do walki o coś lepszego". "Rozpoczęto by kolejną fazę, poświęconą na wypracowanie porozumienia handlowego (...), a May powiedziałaby, że nowe rozmowy wymagają nowego lidera, więc ustąpiłaby ze stanowiska, otrzymując podziękowania za nadzwyczajną siłę, odporność i poczucie publicznej służby" - prognozował.

Mniej optymistyczny był centrowy "Times", ostrzegając przed rosnącym ryzykiem brexitu bez umowy i wskazując, że "May może i dostała trudne karty, ale z każdym dniem staje się coraz bardziej jasne, że nie ma sytuacji tak złej, żeby ona nie była w stanie jej jeszcze pogorszyć".

"Potwierdzenie tego, że opcja przełożenia brexitu na dłużej wciąż pozostaje na stole, jedynie zwiększa prawdopodobieństwo porażki May. Zwolennicy brexitu, którzy wierzą w to, że jej porozumienie jest zdradą wyniku referendum będą nadal wierzyć w to, że wyjście bez umowy pozostaje najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem; (...) z drugiej strony tak długo, jak jest jasne, że przegrana w głosowaniu nie będzie ostatnim aktem tego dramatu, ci, którzy liczą na miękki brexit lub jego brak będą czekali nadal" - przewiduje "Times".

Rada Europejska przyjęła w konkluzjach czwartkowego szczytu, że nowym terminem domyślnego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej będzie 12 kwietnia. Taka data obowiązywałaby w przypadku braku przyjęcia przez Izbę Gmin porozumienia w sprawie warunków wyjścia ze Wspólnoty do końca przyszłego tygodnia.

Władze w Londynie musiałyby się wówczas zdecydować na wyjście z UE bez umowy lub złożenie nowego wniosku o długoterminowe przedłużenie, zobowiązując się jednak do udziału w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego i znalezienia nowego modelu relacji, np. zakładającego pozostanie w unii celnej i wspólnym rynku.

Jeśli jednak Izba Gmin poprze przed końcem marca proponowane porozumienie - pomimo odmowy w dwóch poprzednich głosowaniach - to data opuszczenia Wspólnoty zostałaby zmieniona na 22 maja. Takie przedłużenie miałoby jednak wyłącznie charakter techniczny, pozwalając obu stronom na dopełnienie procesu ratyfikacji umowy oraz przyjęcie niezbędnych ustaw.