Największe unijne ugrupowanie ma dość wybryków węgierskiego premiera . Ale do wyrzucenia jego Fideszu z EPP droga daleka.
„Dość” – tak na kampanię medialną Viktora Orbána zareagował Jean-Claude Juncker, przewodniczący KE z nadania europejskich chadeków. To on obok miliardera George’a Sorosa stał się twarzą propagandowej ofensywy węgierskiego rządu, który poprzez billboardy przekonuje, że Bruksela zachęca migrantów do przyjazdu do Europy, rozdając im karty płatnicze.
Nie tylko Junckerowi kampania Orbána podniosła ciśnienie. Wrze w całej Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Podczas wtorkowego spotkania chadeków z krajów nordyckich i bałtyckich w Helsinkach politycy nie pozostawili wątpliwości, że Orbán zmarnował daną mu przez partię szansę na poprawę. I że nadszedł czas rozliczenia członkostwa Fideszu w EPP.
Węgierski polityk jest tolerowany w szeregach chadeków z uwagi na kruchą arytmetykę w europarlamencie. Poza tym trzymanie go w szeregach ma sens o tyle, że Orbán nie zasila szeregów rosnących w siłę eurosceptyków. I EPP może też liczyć na głosy bardziej konserwatywnych wyborców.
Europoseł również należącej do EPP Platformy Obywatelskiej Michał Boni przyznaje, że chadecja stała się zakładniczką 13 mandatów, które ma Fidesz w PE. Jak podkreśla, w kalkulacjach, które przemawiają za trzymaniem Orbána w ugrupowaniu, nie bierze się pod uwagę skali odpływu tych wyborców, którzy go nie akceptują. W ocenie Boniego wyrzucenie Orbána mogłoby przyciągnąć demokratyczny elektorat i zapełnić lukę powstałą po węgierskich posłach Fideszu.
Na przyciągnięcie elektoratu chadeków na swoją stronę liczy za to Frans Timmermans, który wykorzystuje obecność Orbána w szeregach EPP, by pokazać populistyczny kierunek tego ugrupowania. Wiceszef KE stara się o fotel przewodniczącego w kolejnej kadencji z ramienia socjaldemokratów i Węgry Orbána stają się lejtmotywem jego kampanii.
By usunąć lub zawiesić członkostwo Fideszu z EPP, potrzebna jest zgoda siedmiu innych ugrupowań z pięciu krajów. Szwedzi i Finowie poparliby taki krok. Wszystko jednak wskazuje na to, że do takiego głosowania szybko nie dojdzie. Orbánowi najpierw ma być dana szansa wytłumaczenia się przed kolegami. Nastąpi to podczas szczytu EPL 20 marca. Nieplanowane jest na razie wdrożenie żadnej procedury dyscyplinującej.
Sam Orbán do sprawy się nie odniósł, jednak nie wydaje się prawdopodobne, by rozważał samodzielne wyjście z EPP, bo chadecy mają największe szanse na zwycięstwo w majowych wyborach. Poza tym grupa polityczna jest niemal gwarantem jego nietykalności. Nawet otwarta krytyka nie przekładała się na jakiekolwiek kroki napominające Fidesz, poza głosowaniem nad uruchomieniem art. 7 we wrześniu 2018 r.
Orbán przyjął wtedy, że ubiegający się o nominację EPP na szefa KE Manfred Weber musiał się czymś wykazać i dlatego poparł wniosek o uruchomienie procedury dyscyplinującej, jednak bez zamiaru podejmowania kolejnych działań. Dlatego, po chwilowym ochłodzeniu, w czasie listopadowego szczytu EPP w Helsinkach Orbán zapewnił o lojalnym sojuszu i wsparciu tak dla Webera, jak i EPP w nadchodzących wyborach do PE.
Relacje znów się popsuły, odkąd rząd Węgier uruchomił kampanię pod hasłem „Ma pan/pani prawo wiedzieć, co szykuje Bruksela”. Na plakatach pojawiają się informacje, jakoby Komisja Europejska wydawała imigrantom przedpłacone karty płatnicze, zachęcając ich do nielegalnej migracji, a także że Bruksela nie zrezygnowała z planu obowiązkowych kwot relokacji migrantów. Co więcej węgierski premier wysłał do każdego obywatela imienny list, w którym pisze, że Bruksela dąży do kolejnego otwarcia migracyjnego.
KE twierdzi, że to kłamstwo. To także nie nowość. Gdy w maju 2017 r. trwały narodowe konsultacje pod hasłem „Powstrzymajmy Brukselę”, Komisja wydała publikację, w której punkt po punkcie odpierała zarzuty stawiane w formularzu wysłanym Węgrom przez rząd.
Tym razem celem kampanii Fideszu jest zmotywowanie wyborców do ruszenia do urn podczas majowych eurowyborów, zwłaszcza że pojawił się cień szansy na wyrównaną potyczkę pomiędzy partią Orbána a opozycją. Frekwencja nad Dunajem zwykle jest bardzo niska, a głosują głównie ośrodki miejskie, co jeszcze utrudnia rządzącemu ugrupowaniu uzyskanie dobrego rezultatu.