Kościół katolicki w Demokratycznej Republice Konga (DRK) ostrzegł komisję wyborczą w tym afrykańskim państwie, iż ogłoszenie przez nią sfałszowanych wyników wyborów prezydenckich z 30 grudnia może doprowadzić do rewolty.

Przedstawiciele Kościoła napisali o tym w liście w sobotę do komisji wyborczej DRK. Jej szef ogłosił tego dnia, że wstępne wyniki głosowania nie zostaną podane w niedzielę, tak jak było zapowiadane, ale dopiero w przyszłym tygodniu.

Konferencja Episkopatu DRK ogłosiła w czwartek, że jest zdecydowany zwycięzca wyborów prezydenckich. Nie podano jednak jego nazwiska. W trakcie głosowania Kościół rozmieścił blisko 40 tys. obserwatorów na terenie całego kraju.

Komisja wyborcza zastrzega, że tylko ona może ogłosić rezultaty głosowania. Przewodniczący krajowej komisji wyborczej w DRK Corneille Nangaa ocenił w piątek, że Kościół rzymskokatolicki przygotowuje w kraju insurekcję.

Rządząca w DRK partia, która popiera Emmanuela Ramazaniego Shadary'ego, jednego z kandydatów, nazwała postawę Kościoła "nieodpowiedzialną i anarchistyczną". Główny kandydat opozycji Martin Fayulu nie skomentował sprawy.

Podzielona w ocenie sytuacji w DRK jest Rada Bezpieczeństwa ONZ - donosi Reuters. Stany Zjednoczone "potępiły brak transparentności" w głosowaniu, Chiny, jeden z głównych inwestorów w DRK, "chwalą ten proces".

Były prezydent USA Jimmy Carter wezwał w sobotę komisję wyborczą do zagwarantowania, by wyniki "odzwierciedlały wolę Kongijczyków".

W związku z niestabilną sytuacją w DRK i w obawie przed możliwymi gwałtownymi protestami prezydent USA Donald Trump podjął decyzję o wysłaniu wojskowych do sąsiedniego Gabonu. W liście skierowanym do nowej przewodniczącej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi Trump poinformował, że w środę do Gabonu skierowano 80 żołnierzy oraz odpowiedni sprzęt.

Konferencja Episkopatu od tygodnia informuje o licznych problemach w trakcie głosowania, co jest zbieżne z medialnymi doniesieniami. Według Kościoła w ponad jednej trzeciej lokali wyborczych miało zabraknąć odpowiednich materiałów do głosowania, natomiast w blisko co dziesiątym lokalu nie weryfikowano w odpowiedni sposób tożsamości wyborców.

W kilku miejscach DRK dochodziło w kampanii do krwawych zamieszek na tle politycznym. Wielu kongijskich wyborców skarżyło się również, że ich nazwiska nie widniały na listach. Psuły się też komputery używane do głosowania elektronicznego.

Obserwatorzy wskazują na liczne łamanie procedur demokratycznych. Z powodu przedsięwziętych przez władze szczególnych środków bezpieczeństwa, oficjalnie w związku z epidemią eboli, możliwości głosowania 30 grudnia pozbawiono ponad 1 mln osób. Na ponad dwa tygodnie przed wyborami siedem tysięcy maszyn do głosowania i urn wyborczych spłonęło w magazynie w Kinszasie. W dni głosowania władze DRK ograniczyły też dostęp do internetu.

Wybory są jednak szansą na pierwsze pokojowe przekazanie władzy w DRK od uzyskania w 1960 roku niepodległości przez to w ponad 40 proc. katolickie państwo.

Rządzący od 2001 roku dotychczasowy prezydent, 47-letni Joseph Kabila, który w sierpniu ogłosił, że nie będzie ubiegał się o reelekcję, wsparł w walce wyborczej byłego szefa MSW Shadary'ego. Z kandydatem rządzącej partii zmierzył się były potentat naftowy Fayulu oraz Felix Tshisekedi, syn byłego lidera opozycji Etienne'a Tshisekediego. (PAP)

mobr/