Ostatnia wymiana jeńców między Ukrainą a wspieranymi przez Rosję separatystami odbyła się rok temu - 27 grudnia 2017 roku. Rodziny uwięzionych podkreślają, że międzynarodowe wsparcie to ich ostatnia nadzieja.

Konflikt zbrojny na wschodzie Ukrainy trwa od wiosny 2014 roku. Po ucieczce z kraju prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza i aneksji Krymu przez Rosję wspierani przez Moskwę separatyści utworzyli dwie samozwańcze republiki ludowe - doniecką i ługańską.

Separatyści przetrzymują tam wciąż ponad 100 ukraińskich jeńców. Co najmniej 13 spośród nich to żołnierze ukraińskich sił zbrojnych. Dokładna liczba uwięzionych nie jest znana, ponieważ separatyści nie przedstawiają pełnej listy przetrzymywanych na okupowanym przez siebie terytorium.

Do ostatniej wielkiej wymiany jeńców doszło 27 grudnia 2017 roku. Strona ukraińska odzyskała wtedy 74 swoich obywateli, którzy znajdowali się w niewoli w okupowanej części Donbasu, oddając w zamian tzw. Ługańskiej Republice Ludowej i Donieckiej Republice Ludowej 237 jeńców.

"Mój mąż jest w niewoli od 1439 dni, co czyni go najdłużej więzionym ukraińskim jeńcem. Ukraińscy politycy wciąż podkreślają, że zwolnienie jeńców to ich priorytet, ale w naszej sytuacji zmieniają się tylko kartki w kalendarzu" - mówi PAP Wiktoria Pantiuszenko z Białej Cerkwi, miasta w obwodzie kijowskim.

34-letni Bohdan Pantiuszenko trafił do niewoli 18 stycznia 2015 roku jako żołnierz wojsk pancernych. Czołg, którym dowodził, został ostrzelany podczas walk w okolicach donieckiego lotniska i załoga trafiła do niewoli.

Od tego czasu Pantiuszenko jest więziony w tzw. Donieckiej Republice Ludowej. Walcząca o jego uwolnienie żona wciąż organizuje demonstracje na rzecz męża przed budynkami ukraińskiej administracji, przedstawicielstwami międzynarodowych organizacji i rosyjskimi placówkami dyplomatycznymi.

W ramach protestu przeprowadzała też kilkudniową głodówkę w Kijowie przed siedzibą prezydenta Petra Poroszenki, aby zwrócić jego uwagę na problem jeńców.

O swojej sytuacji opowiadała we Francji, Anglii, a także w Parlamencie Europejskim, gdzie bliscy jeńców zostali zaproszeni przez europosłów PiS Annę Fotygę i Kosmę Złotowskiego.

"Rozmawiamy z europejskimi politykami, dyplomatami, przedstawicielami Kościołów i międzynarodowych organizacji. Bezskutecznie. Ciągle jesteśmy zapewniani, że robione jest wszystko, co możliwe, ale ja nie widzę tego efektów" - podkreśla Wiktoria Pantiuszenko.

"Uważam, że mój mąż byłby już w domu, gdyby światowi liderzy twardo zażądali zwolnienia jeńców i za ich słowami poszły realne sankcje. Społeczność międzynarodowa to nasza ostatnia nadzieja" - dodaje kobieta.

"Wszystko zależy od (prezydenta Rosji Władimira) Putina. To na Kremlu są klucze do więzień, gdzie przetrzymuje się jeńców" - uważa Ołeksij Kodman, były jeniec, którego z niewoli wypuszczono rok temu.

"W dniu, w którym zostałem uwolniony, separatyści przeczytali nam listę osób do wymiany i okazało się, że nie ma na niej trzech moich kolegów – Bohdana Pantiuszenki, Serhija Hlondara i Ołeksandra Korinkowa. Nic nie dało się zrobić. Mogłem im tylko obiecać, że o nich nie zapomnę" - wspomina Kodman.

"Moim zdaniem Rosja zostawiła sobie ich w niewoli, by po prostu mieć zakładników. Dzięki temu ma stale możliwość szantażu i destabilizacji Ukrainy. Trudno uwierzyć, że tak bandyckie metody są możliwe w XXI wieku" - mówi były jeniec.

"Robiliśmy wszystko co możliwe, aby 27 grudnia 2018 roku powtórzyć zeszłoroczny sukces i wydostać z niewoli kolejnych jeńców. Wina za zerwanie tegorocznych rozmów w całości spoczywa na Federacji Rosyjskiej i jej marionetkach, które zignorowały dziesiątki propozycji Ukrainy, by przeprowadzić wymianę. Nie poddamy się" - napisała w czwartek na Facebooku wiceprzewodnicząca parlamentu Ukrainy Iryna Heraszczenko.

Polityk jest przedstawicielką Ukrainy w trójstronnej grupie kontaktowej ds. konfliktu w Donbasie, która zajmuje się kwestią jeńców.

"Posiedzenia grupy kontaktowej nie przynoszą efektów, bo nie ma tam neutralnego negocjatora, który zajmowałby się wymianą jeńców, nie zważając na politykę swojego kraju" - zauważa Ludmiła, siostra więzionego Hlondara.

"Na spotkaniach jest obecna OBWE, ale ich rolą jest przede wszystkim obserwacja. Interesy nasze oraz jeńców z drugiej strony konfliktu powinien reprezentować ktoś z doświadczeniem w konfliktach zbrojnych i międzynarodowych negocjacjach" - ocenia w rozmowie z PAP Ludmiła Hlondar.

Jej brat jest przetrzymywany w tzw. Donieckiej Republice Ludowej od 16 lutego 2015 r. W domu na żołnierza czekają dwie córeczki. Młodsza z nich, Ania, nawet nie poznała swojego ojca. Urodziła się, gdy mężczyzna już był w niewoli.

Trójstronna grupa kontaktowa spotyka się od 2014 roku w Mińsku na Białorusi. Składa się z przedstawicieli Ukrainy, Rosji i OBWE; w jej obradach uczestniczą także wysłannicy samozwańczych prorosyjskich republik ludowych Donbasu - donieckiej i ługańskiej.

Z Kijowa Monika Andruszewska (PAP)