Waszyngton może najwyżej pogrozić palcem Rijadowi, śmierć dziennikarza nie ma znaczenia dla ich stosunków.
Zabicie Dżamala Chaszukdżiego wywołało falę krytyki, niemniej jednak Arabia Saudyjska wciąż pozostanie ważna dla Stanów Zjednoczonych. Także dlatego, że na potęgę zaopatruje swą armię u dostawców z USA i odgrywa główną rolę w produkcji ropy. Trudno sobie wyobrazić, by Biały Dom zdecydował się wobec Rijadu na coś więcej niż pogrożenie palcem. To już nastąpiło. We wtorek Departament Stanu ogłosił sankcje wobec 21 osób zamieszanych w morderstwo. Na razie odebrano im możliwość wjazdu do USA. Niezbyt dotkliwa kara, zważywszy na to, że nie ujawniono tożsamości dotkniętych nią Saudyjczyków. Wypowiedzi prezydenta Donalda Trumpa i jego szefa dyplomacji Mike’a Pompeo wskazują na daleko idącą ostrożność.
– Ktoś tu nieźle schrzanił robotę. Kimkolwiek jest, na pewno wpadł w niezłe tarapaty – mówił we wtorek Trump, jakby do zabójstwa mogło dojść bez wiedzy rządzącego krajem księcia Muhammada (to oficjalna wersja Rijadu). Jeszcze ostrożniejszy był sekretarz stanu. – Ani ja, ani prezydent nie jesteśmy zadowoleni z tej sytuacji, ale wspólnota strategicznych interesów między naszymi krajami wciąż istnieje – mówił. Ostatnio ta wspólnota nieco się rozluźniła. Saudyjczycy zaczęli przykładać się do destabilizacji Bliskiego Wschodu. Ich interwencja w Jemenie nie tylko nie zakończyła konfliktu, ale też przyczyniła się do pogorszenia sytuacji w kraju. Z Rijadu płynęły pieniądze, które umożliwiły sukces samozwańczego Państwa Islamskiego.
Łupkowa rewolucja zmniejszyła potrzeby importowe USA. Monarchia wciąż jednak odpowiada za 1/9 światowej produkcji ropy, więc odgrywa znaczącą rolę w kształtowaniu cen. Nawet jeśli USA nie muszą importować tyle ropy co kiedyś, to – wobec trwającej konfrontacji z Chinami – dobrze mieć po swojej stronie największego producenta. Do tego saudyjska armia strzela z amerykańskich karabinów, jeździ wozami opancerzonymi ze Stanów, stamtąd bierze czołgi, myśliwce i helikoptery. Pierwszą podróż zagraniczną Trump odbył do Rijadu. Arabia Saudyjska stanowi też naturalną przeciwwagę dla Iranu. I choć można się spotkać z opiniami, że Trump uwziął się na Iran, to nie jest w Waszyngtonie jedynym, który uważa Teheran za największe zagrożenie dla Bliskiego Wschodu. Podobnie sądzi sekretarz obrony Jim Mattis, postrzegany jako umiarkowany przedstawiciel administracji.
Ale nie wszyscy w USA wypowiadają się o Rijadzie tak ostrożnie jak Trump. Monarchię ostatnio krytykowało wielu przedstawicieli Kongresu, nawet takich, którzy kiedyś byli orędownikami dobrych stosunków z Rijadem, jak senator Lindsey Graham. Teraz mówi, że „czuje się zdradzony”. Niektórzy przedstawiciele biznesu postanowili zbojkotować odbywające się właśnie w Rijadzie forum inwestycyjne. Mimo to jest ono sukcesem. Saudi Aramco, największa firma naftowa na świecie, nie miała problemu z podpisaniem umów na prawie 15 mld dol.