Tylko 10 senatorów poparło pomysł Andrzeja Dudy, 30 było przeciw, a 52 wstrzymało się od głosu
– Będę głosował przeciw referendum, ale nie przeciw prezydentowi, lecz z troski o pana prezydenta – deklarował z senackiej mównicy senator Waldemar Bonkowski, najlepiej oddając stosunek Prawa i Sprawiedliwości do pomysłu głowy państwa. Ostatecznie jednak nikt z tej partii nie oddał głosu przeciw.
By, wniosek prezydenta przeszedł wymagana jest bezwzględna większość, czyli ponad połowa izby musiała być za. Decydowała więc liczba głosów za. W przypadku tego typu głosowania wstrzymanie się od głosu ma identyczny skutek jak głos przeciw. Ostatecznie zagłosowało 92 senatorów, więc by wniosek przeszedł, potrzeba było 47 głosów, a było 10. Klub PO liczy w Senacie 30 senatorów a PiS-u 63, więc bez wsparcia PiS wniosek od początku nie miał szans.
Na osłodę Andrzej Duda usłyszał także takie słowa: – Chciałem podziękować prezydentowi za wywołanie debaty. Dostrzegamy wady czy niedoskonałości obecnej konstytucji. Debata, którą wywołał prezydent, jest potrzebna i ma na celu usprawnienie działania państwa. Wnioski z niej są oczywiste – podkreślał inny senator PiS Jan Maria Jackowski. Te „oczywiste wnioski” są dwa: pierwszy – dyskusja pokazała, że konstytucja powinna zostać zmieniona i należy się zastanowić, jak tego dokonać, drugi – jest możliwość kolejnego podejścia do pomysłu referendum, choć w innym terminie i przy zmienionych pytaniach. Senator Bonkowski mówił o zorganizowaniu plebiscytu w kolejnej kadencji, ale już Jan Żaryn proponował nieodległy termin 2–3 maja 2019 r. Na razie nie jest to oferta polityczna ze strony całego obozu dobrej zmiany.
Senacka debata uwypukliła wszystkie argumenty, jakie pojawiły się wcześniej ze strony krytyków prezydenckiego pomysłu.
Termin i możliwa niska frekwencja. 10 i 11 listopada jako termin referendum to zasadniczy powód krytyki. Z kilku powodów. Po pierwsze, głosowanie odbyłoby się po dwóch turach wyborów samorządowych, więc mimo że trwałoby dwa dni, byłoby spore ryzyko, że duża część Polaków nie miałaby ochoty kolejny raz iść do urn. Po drugie, w ten sam weekend w całym kraju będą trwały liczne uroczystości związane ze 100-leciem odzyskania niepodległości. Dla dużej części polityków referendum w pewien sposób zakłócałoby te obchody. Choć oczywiście nie wszyscy są tego zdania. Senator Żaryn tak jak prezydent argumentował, że referendum wyznaczające kierunki zmiany ustawy zasadniczej to godny sposób uczczenia jubileuszu. Jest jeszcze jeden argument związany z tą zbieżnością dat: gdyby referendum okazało się faktycznie frekwencyjną klapą, to relacje medialne z jego przebiegu i niskiej obecności przy urnach zdominowałyby serwisy informacyjne. W ten sposób porażka plebiscytu przysłoniłaby uroczystości, na których władza ma nadzieję zbić polityczny kapitał.
Za dużo pytań. W postanowieniu, które wysłał do Senatu Andrzej Duda, znalazło się 10 pytań, ale ponieważ wiele z nich było złożonych, w praktyce kwestii, o które chciał zapytać prezydent, było ponad 15. Najlepiej pokazuje to pytanie ósme – o konstytucyjne zagwarantowanie ochrony rodziny, macierzyństwa, ojcostwa, nienaruszalności praw nabytych (takich jak świadczenia 500 plus) oraz uprawnień do szczególnej opieki zdrowotnej kobiet ciężarnych, dzieci, osób niepełnosprawnych i w podeszłym wieku. W debacie padały głosy, że ludzie będą zagubieni i najlepiej, by lista pytań obejmowała nie więcej niż pięć. Jeden z senatorów proponował nawet, by prezydent zamiast referendum wysłał do Polaków ankietę z pytaniami referendalnymi, tak by mogli się nad nimi spokojnie zastanowić i odpowiedzieć w domowym zaciszu.
Niejasne pytania i odpowiedzi. Złożoność pytań i wielowariantowość odpowiedzi w niektórych przypadkach prowadziły do wniosku, że po pierwsze, Polakom trudno będzie na pytania odpowiedzieć, a także niełatwo będzie zinterpretować wynik. Przykładowo pytanie szóste miało dotyczyć tego, czy Polacy są za konstytucyjnym zagwarantowaniem członkostwa Polski w Unii Europejskiej i NATO z poszanowaniem zasad suwerenności państw oraz nadrzędności polskiej konstytucji. W jednym pytaniu pojawiają się cztery kwestie, co do których Polacy mogą być podzieleni. Sondaż DGP na panelu Ariadna pokazał, że o ile za zapisaniem w konstytucji członkostwa Polski w NATO było ok. 60 proc., o tyle za wpisaniem UE niespełna połowa, a za nadrzędnością polskiej konstytucji 66 proc. Z kolei w pytaniu pierwszym o zakres zmian w konstytucji są możliwe trzy odpowiedzi: nowa ustawa zasadnicza, korekty obecnej lub zostawienie jej bez zmian. Senator Marek Borowski zwrócił uwagę, że zgodnie z interpretacją Kancelarii Prezydenta za wiążącą byłaby uznawana ta, na którą oddano by najwięcej głosów. – Przypuśćmy, że za nową konstytucją opowie się 40 proc., a po 30 proc. za jej korektą lub zostawieniem bez zmian. Czyli według Kancelarii Prezydenta Polacy opowiedzą się za nową konstytucją, choć 60 proc. faktycznie będzie jej przeciwnych – podkreślał Borowski.
To był zestaw merytorycznych argumentów, który zaważył na decyzji Senatu. Choć swoją rolę odegrała także polityka. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek powiedziała, że tak jak prezydent rok temu mógł skorzystać ze swoich uprawnień i zawetować ustawy sądowe, tak Senat może skorzystać ze swoich i zastopować pomysł referendum.