Niemal połowa pytanych przez DGP na panelu badawczym Ariadna uważa, że korekta ustawy o IPN to efekt nacisków międzynarodowych. Na odpowiedzi mówiące o wewnętrznych przyczynach – autorefleksji w rządzie, zmianie decyzji prezesa PiS czy działaniach premiera Morawieckiego – wskazało łącznie 30 proc. Jedna piąta uważa, że prawdziwy powód był inny. – Brakuje mi odpowiedzi, że to przejaw dojrzałości politycznej i reagowania na zmieniającą się sytuację wewnętrzną i zewnętrzną – ocenia Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera.

Ciekawe są też dwa inne wyniki. 40 proc. pytanych nie słyszało o nowelizacji ustawy o IPN, a spośród reszty 43 proc. nie wie, jak to ocenić. Według Antoniego Dudka, politologa, wyniki dowodzą małego zainteresowania i orientacji Polaków w sprawach zagranicznych. Widać to w elektoracie PiS. 20 proc. zwolenników partii wskazało, że powodem nowelizacji były naciski z UE, podczas gdy zmiany ustawy domagały się głównie Izrael i USA.
– Jeśli ktoś się zastanawia, czemu premier klęskę chciał przekuć w sukces i opowiadał, że to da większy efekt niż hollywoodzkie produkcje, to mówił on do twardego elektoratu. Jest kilkuprocentowa grupa, dla której PiS jest za miękki – podkreśla prof. Dudek. I dodaje, że polsko-izraelską deklarację wydaną po nowelizacji ustawy należy uznać za sukces rządu.
Dziennik Gazeta Prawna
Zamieszanie wokół ustawy o IPN ma jeszcze jeden wymiar. Pokazuje, że z powodu dalej napiętej sytuacji w stosunkach z Izraelem i USA nie ma miejsca na ustawę reprywatyzacyjną, jej projektu nie ma w wykazie prac gabinetu. Ten przygotowany przez Patryka Jakiego został zastopowany. Zakładał on rekompensaty do 25 proc. zabranego mienia, ale tylko dla obywateli polskich. Do wyborów parlamentarnych został rok i uchwalenie ustawy byłoby ryzykowne. Napisanie takiej, która nie zachwieje budżetem i nie wywoła międzynarodowej burzy, to rodzaj kwadratury koła – słyszymy od jednego z ministrów.