Rząd mówi, że nie stać go na sfinansowanie dodatku „na życie”. Jest natomiast wstępna propozycja zmian w systemie rehabilitacji
Niepełnosprawni kontynuują protest w Sejmie. Wczoraj przedstawili swoje zmienione warunki. Zamiast „dodatku rehabilitacyjnego” proponują dodatek „na życie”. Od maja tego roku miałby wynieść 300 zł. Przez kolejne dwa lata szedłby w górę co rok o 100 zł. Koszt tego rozwiązania w tym roku to ok. 670 mln zł, w przyszłym – 1,3 mld zł. Zmiana nazwy ma ułatwić to, by objął tylko osoby na rentach socjalnych, czyli takie, które stały się niepełnosprawne w znacznym stopniu przed 18. rokiem życia.
Rząd tłumaczy, że nie jest w stanie sfinansować głównego postulatu protestujących. Boi się też, że każdy kolejny krok w stronę spełnienia ich żądań będzie prowokował do protestów kolejne grupy. Po tym, jak szefowa resortu rodziny Elżbieta Rafalska odmówiła spełnienia nowych propozycji protestujących, ci na emocjonalnej konferencji prasowej w Sejmie przypominali obietnice PiS z kampanii wyborczej. Zapowiedzieli, że nie opuszczą parlamentu do momentu realizacji ich postulatów. Zapowiada się więc długotrwały pat.
Kolejny warunek: podwyższenie renty socjalnej do poziomu świadczeń dla osób, które wcześniej pracowały, rząd obiecał spełnić. Realizacja ma kosztować ponad 0,5 mld zł (dla finansów rodzin niepełnosprawnych może to jednak mieć również negatywne skutki – o tym w tekście poniżej).
Zróżnicowane wsparcie
Eksperci przyznają, że choć żądania protestujących są słuszne, to nie odzwierciedlają potrzeb całego środowiska. Zwracają uwagę, że niepełnosprawność to bardzo szerokie pojęcie, więc i wsparcie musi być zróżnicowane. Dr Agnieszka Dudzińska, ekspertka z Instytutu Studiów Politycznych PAN, wskazuje, że sukcesem jest już to, że zaczęto mówić o realizacji postulatów. Również tych, które choć nieartykułowane przez organizatorów protestu, byłyby odpowiedzią na problemy tego środowiska. Przykład: zwiększenie dostępności do usług rehabilitacyjnych.
Jak dowiedział się DGP, jest już wstępna propozycja zmian przygotowanych przez samorząd fizjoterapeutów, we współpracy z Narodowym Funduszem Zdrowia, Ministerstwem Zdrowia i Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Jak tłumaczy Robert Jagodziński, wiceprezes Fundacji Aktywna Rehabilitacja, mają one doprowadzić do indywidualizacji – dostosowania do potrzeb konkretnego pacjenta.
Ważne będzie także umożliwienie lekarzom wymiany informacji z fizjoterapeutami, do których kierują pacjentów. – Teraz wielu pacjentów nie ma opieki adekwatnej do potrzeb – ocenia dr Maciej Krawczyk, prezes Krajowej Izby Fizjoterapeutów. Jak mówi, obecnie płatnik płaci za usługę, nie za jej efektywność. – NFZ widzi potrzebę zmiany w systemie rozliczania, lada moment ruszy pilotaż – podkreśla szef KIF.
Problemy z koordynacją
Kto powinien koordynować taką opiekę? Wskazywani są lekarze rodzinni. Jednak zdaniem Jerzego Gryglewicza, eksperta z Uczelni Łazarskiego, nie powinno się ich tym obciążać. Powód: ostatnio dostali oni już dużo zadań, począwszy od pacjentów onkologicznych, kończąc na nowym modelu opieki nad chorymi przewlekle w ramach POZ plus.
Sami lekarze POZ wskazują, że model opieki powinien się zmienić. – W wielu państwach Europy Zachodniej postawiono na opiekę zintegrowaną – mówi Andrzej Zapaśnik, prezes Polskiej Fundacji Opieki Zintegrowanej. W tym modelu opiekę nad niepełnosprawnym sprawuje zespół, w którym nadzór medyczny ma lekarz rodzinny wraz ze specjalistami, ale większość obowiązków przejmują – obok pracowników socjalnych – pielęgniarki środowiskowe, które mogą udzielać pomocy medycznej niewymagającej obecności lekarza. – Tak to działa w Szkocji – mówi Zapaśnik.
Jego zdaniem częścią takiej opieki powinna być także rehabilitacja. Jednak w Polsce głównym problemem jest brak odpowiednio przygotowanej kadry. Brakuje pielęgniarek środowiskowych i opieki długoterminowej, a wkrótce – jak przewiduje Maciej Krawczyk z KIF – może zabraknąć również fizjoterapeutów.
Zdaniem ekspertów problemem rehabilitacji jest też rozdrobnienie. Wynika ono m.in. ze sposobu finansowania: część pieniędzy pochodzi z ZUS, część z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, a część z NFZ. – Potrzebne jest wprowadzenie programów ze standardami dla poszczególnych jednostek chorobowych. Świetnie działa to już np. w rehabilitacji oferowanej kobietom po mastektomii. A obecnie marnujemy pieniądze na nieefektywne procedury – dodaje Gryglewicz.
Nasi rozmówcy wskazują, że o ile pojawiające się pomysły nie są złe, o tyle gorzej z ich realizacją. Problemy wyszły przy wdrażaniu programu „Za życiem”, gdzie rehabilitacja dla dzieci, które urodziły się z niepełnosprawnością, miała być dostępna od ręki. W większości województw kilka miesięcy temu na nowo dzielono pieniądze na rehabilitację, część ośrodków z powodów formalnych straciła kontrakty albo zostały im ograniczone. – Od ponad dekady miałam duży kontrakt na kompleksową opiekę rehabilitacyjną dla dzieci, w tym roku straciłam 70 proc. środków – tłumaczy Iwona Tymecka-Maciąg z Polskiego Towarzystwa Rehabilitacji. W swojej placówce nie przyjęła kilkuset pacjentów. Reszta ma ograniczoną liczbę wizyt. W efekcie, jak mówi, są dzieci po porażeniu mózgowym, które mają wizyty tylko raz w miesiącu.