Wybuch w kamienicy w Poznaniu mógł być spowodowany w sposób celowy, by zatrzeć ślady innego przestępstw - przyznała prokuratura. Śledczy podali, że na jednym z ciał odnalezionych w gruzowisku stwierdzono obrażenia zadane zapewne przez osoby trzecie.

W niedzielę na poznańskim Dębcu runęła cześć kamienicy, z gruzów wydobyto pięć ciał. Wszystko wskazuje na to, że przyczyną katastrofy budowlanej był wybuch gazu. 21 osób zostało rannych.

Od poniedziałku śledztwo w sprawie katastrofy prowadzi Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Postępowanie dotyczy sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób, albo mieniu w wielkich rozmiarach mającego postać zawalenia się budowli, którego następstwem jest śmierć pięciu osób.

W poniedziałek pojawiła się nieoficjalna informacja, że do katastrofy mogło dojść po tym, jak mężczyzna, który zamordował jedną z jej mieszkanek, próbował zatrzeć ślady zbrodni bądź popełnić samobójstwo i odkręcił kurki z gazem, lub uszkodził instalację gazową. Poparzony miał trafić do szpitala. Prokuratura dopiero w środę odniosła się do tych doniesień.

- Czynności, które są wykonywane od poniedziałku przez prokuratorów upoważniają nas do przyjęcia jednej z hipotez, która rzeczywiście mówi o tym, że zdarzenie mające postać wybuchu mogło zostać spowodowane w sposób celowy, po to ażeby zatrzeć ślady innego przestępstwa - powiedziała mediom rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Magdalena Mazur-Prus.

Potwierdziła, że na jednym ze znalezionych na miejscu zdarzenia ciał "stwierdzono obrażenia, które biegli jednoznacznie określili jako obrażenia zadane przez osoby trzecie". Podkreśliła, że w związku z tymi ustaleniami "jest uzasadnione podejrzenie, iż ta osoba została zamordowana, a wybuch mógł być konsekwencją ukrycia takiego przestępstwa". Mazur-Prus nie chciała komentować informacji, że możliwym sprawcą zabójstwa jest osoba przebywająca obecnie w jednym z poznańskich szpitali.

Rzeczniczka powiedziała, że w miejscu katastrofy poszukiwane jest ewentualne narzędzie zbrodni. - Biegli określili nam rodzaj narzędzia, które mogło być użyte do przestępstwa. Przeszukiwane jest gruzowisko na miejscu zdarzenia, w drugiej kolejności przeszukany zostanie też gruz wywieziony z miejsca katastrofy - powiedziała.

Rzeczniczka podkreśliła, ze postępowanie cały czas prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie. - Na tym etapie postępowania, niespełna trzy dni po zdarzeniu, bardzo trudno jest w sposób jednoznaczny określić, kto jest odpowiedzialny za to zdarzenie - powiedziała. Wskazała, że obecnie śledczy czekają na wyniki przeprowadzonych w środę sekcji zwłok, by móc ustalić, jaka była bezpośrednia przyczyna zgonu tych osób.

- Przesłuchiwani są przez cały czas pokrzywdzeni, przesłuchiwani są świadkowie, korzystamy z wiedzy biegłych na miejscu zdarzenia – staramy się ustalić, co było przyczyną wybuchu - zaznaczyła.

Przyznała, że budynek, który uległ częściowemu zawaleniu jest w bardzo złym stanie, zagraża bezpieczeństwu m.in. prowadzącym oględziny. Rozpoczęto je po uzyskaniu zgody nadzoru budowlanego.

- Oględziny były dokonywane m.in. przy pomocy urządzeń skanujących obraz, który potem możemy odtworzyć w technice 3D - powiedziała. W oględzinach uczestniczą m.in. biegli z dziedziny gazownictwa i z dziedziny przepisów przeciwpożarowych.

W Zakładzie Medycyny Sądowej w Poznaniu przeprowadzane są w środę sekcje zwłok czterech ofiar. Pierwszą sekcję przeprowadzono w poniedziałek. Do tej pory potwierdzona została tożsamość trzech ofiar śmiertelnych.

Pytana o to, czy wybuch spowodowany był celowym uszkodzeniem instalacji gazowej, rzeczniczka powiedziała, że wciąż jest "stanowczo za wcześnie", by to przesądzić. - Cały czas musimy brać pod uwagę taką hipotezę, że wybuch mógł zostać spowodowany na przykład uszkodzeniem instalacji, na które nie miało wpływu działanie człowiek - powiedziała. Jak tłumaczyła, biegły z dziedziny gazownictwa będzie mógł wydać opinię w tym zakresie "po przeprowadzeniu oględzin, po zapoznaniu się ze stanem technicznym budynku i z dokumentacją oraz po zapoznaniu się z treścią zeznań".

Mazur-Prus powiedziała, że dopiero w środę możliwe było oficjalne potwierdzenie części pojawiających się od poniedziałku w mediach informacji o możliwych przyczynach katastrofy w Poznaniu.

- Praca prokuratora opiera się na dowodach. Te dowody wynikają z przeprowadzonych czynności, z opinii biegłych i dopiero dzisiaj, po zgromadzeniu kompletnego materiału dowodowego, będącego dla nas materiałem dowodowym wiarygodnym, istotnym, możemy państwu podać te informacje do wiadomości publicznej - powiedziała prokurator.

Według nieoficjalnych informacji lokalnych mediów, ofiarą morderstwa była Beata J. Kobieta i jej mąż Tomasz J. pochodzili ze Śremu. Para miała kilkunastoletniego syna. Mężczyzna, który w ostatnim czasie pracował poza granicami Polski, już wcześniej miał być agresywny; Beata J. postanowiła rozwieść się z mężem.

Na początku stycznia tego roku doszło do wypadku samochodowego, autem podróżował Tomasz J. wraz synem. Mężczyźnie w wyniku zdarzenia nic poważnego się nie stało, natomiast chłopiec od momentu wypadku przebywa w szpitalu. Media podają, że do tego zdarzenia doszło krótko po tym, jak kobieta oświadczyła mężowi, że od niego odchodzi. Beata J. miała mówić, że mąż z zemsty próbował zabić ich syna. Po tym zdarzeniu kobieta zerwała kontakt z mężem.

Beata J. odnowiła kontakt z dawnym znajomym i planowała wyjechać do niego za granicę. Według nieoficjalnych informacji, to właśnie zazdrość o żonę miała być powodem morderstwa. Media wskazują, że Tomasz J. przyjechał niespodziewanie do Poznania już w sobotę - w niedzielę rano kobieta planowała wyjazd. Wtedy doszło do tragedii.