Kataloński parlament zadecydował w tajnym głosowaniu o rozpoczęciu "konstytucyjnego procesu" odłączenia się Katalonii od Hiszpanii. W głosowaniu opowiedział się także za ogłoszeniem niepodległości i ustanowieniu niezależnej od Hiszpanii Republiki Katalonii. W odpowiedzi premier Hiszpanii Mariano Rajoy postanowił odwołać rząd Katalonii i rozwiązał kataloński parlament.

Głosowanie było tajne na wniosek, złożony przez dwie główne katalońskie partie proniepodległościowe.

Ugrupowania opozycyjne - socjaliści, centroprawicowa Partia Ludowa i liberałowie z Ciudadanos - zbojkotowały głosowanie.

W 135-miejscowym parlamencie za ogłoszeniem niepodległości głosowało 70 deputowanych, 10 było przeciw, a dwa głosy oddano puste. Gdy ogłoszono wynik głosowania, tysiące ludzi zebranych przed gmachem parlamentu zaczęły wiwatować i tańczyć.

Jest odpowiedź władz centralnych Hiszpanii

Tymczasem w innym głosowaniu, w senacie Hiszpanii w Madrycie, izba wyższa zaaprobowała przejęcie przez Madryt władzy w Katalonii.

Senat podjął decyzję w tej sprawie stosunkiem głosów 214 do 47 (przy jednym wstrzymującym się) wkrótce po przyjęciu przez kataloński parlament w tajnym głosowaniu rezolucji o ustanowieniu niezależnej od Hiszpanii Republiki Katalonii.

Hiszpańskie media przewidują, że odwołanie Puigdemonta i jego zastępcy Oriola Junquerasa nastąpi zapewne w sobotę, gdy decyzja Senatu zostanie opublikowana w dzienniku urzędowym. Okazało się jednak, że jeszcze w piątek, 27 października premier Hiszpanii Mariano Rajoy zdecydował rozwiązać parlament Katalonii i odwołał rząd.

W poniedziałek akt oskarżenia?

Prokuratura Generalna Hiszpanii zamierza ogłosić w poniedziałek 30 października akt oskarżenia przeciwko politykom, którzy przygotowali Deklarację Niepodległości Katalonii uchwaloną przez kataloński parlament. Nieznana jest jeszcze liczba polityków, których zamierza oskarżyć.

Hiszpańska agencja prasowa EFE przypomina w związku z tym, że w przypadku jeśli czyny, których będzie dotyczył akt oskarżenia, zostaną zakwalifikowane jako "rebelia", oskarżyciele mogą zażądać wobec winnych do 30 lat więzienia. Może to dotyczyć nie tylko premiera katalońskiego rządu regionalnego Carlesa Puigdemonta.

Madryckie źródła sądowe, na które powołuje się EFE, sugerują, że Puigdemont może być sądzony przez Sąd Najwyższy Hiszpanii.

Dla przestępstwa kwalifikowanego jako "rebelia", o które mogą być oskarżone osoby, które "powstają publicznie z użyciem przemocy", aby m.in. uzyskać niepodległość dla jakiejś części terytorium kraju, przewidziane są kary od 15 do 25 lat więzienia, a w pewnych przypadkach - nawet od 25 do 30 lat - pisze hiszpańska agencja.

Secesjoniści do urzędników: "Stosujcie pokojowy opór".

Główne katalońskie ugrupowanie secesjonistyczne - Zgromadzenie Narodowe Katalonii (ANC) - wezwało urzędników, by stosowali "pokojowy opór" i nie słuchali poleceń rządu hiszpańskiego.

Puigdemont zaapelował do zwolenników secesji Katalonii o zachowanie spokoju w związku z oczekiwanymi działaniami rządu w Madrycie. - W nadchodzących dniach musimy trzymać się naszych wartości pacyfizmu i godności. To w naszych, w waszych rękach leży stworzenie republiki - powiedział do tłumu, który zareagował odśpiewaniem hymnu Katalonii i skandowaniem "wolność!".

Tusk: dla UE nic się nie zmienia

Dla UE nic się nie zmienia; Hiszpania pozostaje jedynym rozmówcą - oświadczył szef Rady Europejskiej Donald Tusk w reakcji na decyzję katalońskiego parlamentu. Tusk wezwał jednocześnie Madryt do dialogu. "Mam nadzieję, że hiszpański rząd woli siłę argumentu, a nie argument siły" - podkreślił na Twitterze szef Rady Europejskiej.

Konflikt Barcelony z Madrytem jest rezultatem referendum w Katalonii z 1 października, w którym 90,18 proc. głosujących opowiedziało się za niepodległością regionu; w plebiscycie wzięło udział ok. 2,28 mln osób spośród 5,3 mln uprawnionych.

Komisja Europejska odmówiła skomentowania piątkowych wydarzeń w Barcelonie. Rzeczniczka KE Mina Andreewa odesłała do wcześniejszych oświadczeń Komisji. Wcześniej w piątek na briefingu dla prasy przypomniała, że szef KE Jean-Claude Juncker wielokrotnie mówił, iż kwestia niepodległości Katalonii jest sprawą wewnętrzną Hiszpanii.

Również Waszyngton zadeklarował poparcie dla wysiłków Madrytu, mających na celu niedopuszczenie do secesji Katalonii. Rzeczniczka Departamentu Stanu USA Heather Nauert podkreśliła, że Stany Zjednoczone uważają Katalonię za część Hiszpanii.

Media: sytuacja zmierza do konfrontacji

Dziennikarze radia "Cadena Ser" zwrócili uwagę, że w ciągu czterech tygodni po referendum niepodległościowym z 1 października nie udało się wypracować podstaw do negocjacji między rządem centralnym Mariano Rajoya a katalońskim gabinetem Carlesa Puigdemonta.

"Wydaje się, że przez bardzo krótki czas pojawiły się warunki do podjęcia rozmów między gabinetami Rajoya i Puigdemonta, ale obie strony nie skorzystały z drogi dialogu" - odnotowała "Cadena Ser".

Tymczasem komentatorzy stacji "esRadio" zaznaczają, że "prawdopodobnie nie wykorzystano" wszystkich mediacyjnych środków rozwiązania kryzysu w Katalonii. Wskazują, że "piątek jest jednym z najsmutniejszych dni w historii współczesnej Hiszpanii".

"Ogłoszenie przez parlament Katalonii niepodległości doprowadziło dziś większość Hiszpanów do fatalnych nastrojów. To bardzo smutna sytuacja, która nie przyniesie korzyści ani władzom Katalonii, ani reszcie Hiszpanii" - ocenili reporterzy "esRadio".

Z kolei kanał informacyjny TVE24 zauważa, że sytuacja w kraju wymknęła się spod kontroli i najbliższe godziny mogą przynieść nasilenie napięcia między Madrytem a Barceloną. Telewizja twierdzi, że przyszłość Katalonii "stanęła dziś pod dużym znakiem zapytania". Dziennikarze hiszpańskiej stacji nie wykluczają, że rząd Rajoya zdecyduje się na siłowe rozwiązania, aby utrzymać integralność terytorialną kraju.

"Decyzja parlamentu Katalonii skomplikuje proces wychodzenia z kryzysu w tym regionie i jeszcze bardziej podzieli jego mieszkańców. Źle się stało, że osobiste ambicje małej grupy osób wzięły górę nad dobrem całego kraju" - podkreślili dziennikarze TVE24.

Hiszpańska telewizja wskazuje, że jednostronne ogłoszenie przez władze w Barcelonie niepodległości regionu jest wyrazem "barbarzyństwa w warunkach rzekomej demokracji" i “przykładem próby narzucenia przez mniejszość swoich praw większości”.

"To śmieszne, a zarazem smutne, że licząca 2 mln osób grupa separatystów próbuje zdominować wolę większości mieszkańców Katalonii i dwadzieścia razy większej populacji Hiszpanii" - podsumowali komentatorzy TVE24.