Negocjacje ws. Brexitu wyglądają tak, jakby obie strony dyskutowały o podziale majątku, nie wiedząc jeszcze, która z nich dostanie dzieci - powiedział ambasador Wielkiej Brytanii Jonathan Knott w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej. W jego ocenie dyskusję o pieniądzach powinno poprzedzić ustalenie przyszłych relacji.

Piąta runda negocjacji w sprawie Brexitu nie przyniosła postępu niezbędnego do przejścia do kolejnej fazy rozmów dotyczącej przyszłych relacji UE z Londynem. Pomimo tego unijni liderzy na szczycie w tym tygodniu mają rozpocząć wewnętrzne przygotowania do rozmów na ten temat. To krok do przodu czy rzeczywiście negocjacje znalazły się w impasie?

Jonathan Knott: Dzisiaj obie strony zgadzają się, że udało się osiągnąć ogromny postęp w kwestii praw obywateli i naprawdę wiele zrobiono w sprawie Irlandii Północnej. Obie strony są również zgodne co do braku porozumienia w kwestii rozliczenia finansowego.

Pani premier Theresa May w swym przemówieniu we Florencji przedstawiła ofertę Wielkiej Brytanii, którą potem kontynuował brytyjski minister ds. Brexitu David Davis. Negocjator UE Michel Barnier zdecydował, że to za mało, by przejść do drugiej fazy rozmów. Ubolewamy nad tym, bo uważamy, że rozpoczęcie rozmów o naszych przyszłych relacjach jest naprawdę bardzo ważne. Nie można sfinalizować pierwszej części tej umowy bez wiedzy na temat tego, jak będą wyglądać przyszłe relacje. Nie można podjąć decyzji w tych wszystkich kwestiach dotyczących rozdziału bez wiedzy na temat tego, jak ułoży się potem nasza współpraca.

Uważamy jednak, że istnieje możliwość posunięcia naprzód dyskusji w tym tygodniu. Proponujemy, aby zacząć rozmawiać o okresie przejściowym. Premier May we Florencji zaproponowała maksymalnie dwuletni okres, który pozwoliłby Wielkiej Brytanii na przejście z członkostwa do nowych, bliskich relacji. Uniknęlibyśmy w ten sposób nagłej zmiany, która poszczególne osoby - czy to Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii, czy Brytyjczyków w Hiszpanii i Francji - przeniosłaby z dnia na dzień w nową rzeczywistość. Mielibyśmy czas na dostosowanie się do niej. Także biznes nie musiałby zmieniać wszystkiego, co do tej pory robił, z piątku na poniedziałek.

Chcemy, by harmonogram naszych negocjacji stał się jasny dla obywateli i przedsiębiorców. Czasami zapominamy o tym, że to oni są najważniejsi, że dla nich to wszystko powinno być jasne i klarowne.

Ale zanim nastąpi przejście do rozmów o przyszłych relacjach Bruksela oczekuje wypełnienia przez Londyn zobowiązań finansowych wobec unijnego budżetu. To właśnie brak ustaleń w tej kwestii miał na myśli Michel Barnier mówiąc o impasie w negocjacjach.

Pani premier May powiedziała, że w ramach obecnej perspektywy finansowej do 2020 r. żaden kraj członkowski nie dostanie mniej ani nie będzie musiał zapłacić więcej z powodu Brexitu oraz że Wielka Brytania wywiąże się ze swoich prawnych zobowiązań.

W pierwszej fazie negocjacji nie możemy oczekiwać, że zostanie ustalona konkretna kwota. Chodzi o wystarczający postęp. Nie przechodzimy do konkretnych ustaleń na temat tego, co rozdział będzie oznaczać dla obu stron - bo każda z nich będzie musiała w pewien sposób zapłacić. Skupiamy się na generalnej wizji tego, jak ten rozdział będzie wyglądać. Bardzo istotnym elementem art. 50 i mandatu pana Barniera jest spojrzenie na poszczególne kwestie dotyczące warunków rozdziału takie, jak finanse w kontekście naszych przyszłych relacji. Nie można określić żadnej kwoty bez wiedzy na temat tego, jak ułożą się nasze stosunki w przyszłości.

Jest pewne niefortunne porównanie, którego nie lubię używać, ale proszę pozwolić użyć mi go ten jeden raz - Brexit jako rozwód. Obecnie sytuacja wygląda tak, jakby obie strony dyskutowały o podziale majątku, nie wiedząc jeszcze, która z nich dostanie dzieci. Tak się po prostu nie robi, to byłoby zupełnie niemądre.

Mamy nadzieję, że podczas spotkania Rady Europejskiej w tym tygodniu unijni liderzy będą mieli na uwadze to, że im szybciej przejdziemy do rozmowy na temat przyszłych relacji i okresu przejściowego, tym więcej pewności damy obywatelom i przedsiębiorcom. Jeżeli to nastąpi, polscy obywatele w Wielkiej Brytanii będą szybciej pewni swojej przyszłości. Wielka Brytania to drugi rynek zbytu dla Polski. Polscy przedsiębiorcy będą wiedzieć, jak będą wyglądać relacje UE z Wielka Brytanią i jakie działania w związku z tym mogą powziąć, znacznie szybciej.

Uważam, że poczucie pewności dla obywateli i biznesu stanowi jądro negocjacji w tym tygodniu.

Ale nawet polski rząd, który wiele razy podkreślał, że UE nie może karać Wielkiej Brytanii za Brexit, uważa, że postęp w rozmowach o rozliczeniu finansowym jest niewystarczający.

Powrócę do tego, co mówiłem wcześniej - nie możemy określić konkretnej kwoty, to będzie częścią negocjacji końcowych. W ogóle w negocjacjach jest tak, że o pieniądzach rozmawia się na końcu.

Pan ambasador wspomniał o postępie w kwestii praw obywateli UE mieszkających na Wyspach. Do tej pory rzeczywiście wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku, ale Francja i Niemcy zaczęły naciskać, by podtrzymać po Brexicie jurysdykcję Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawach obywateli krajów unijnych mieszkających na Wyspach.

Muszę powiedzieć tę oczywistość - gdy w marcu 2019 r. Wielka Brytania opuści Unię, przestanie być krajem członkowskim. Trudno wobec tego zrozumieć, dlaczego Trybunał Sprawiedliwości UE miałby sprawować jurysdykcję nad krajem, który nie jest członkiem Unii. Nie sądzę, by mogło tak być w przypadku Ameryki Północnej czy Azji, nie sądzę, by zadziałało to w przypadku Wielkiej Brytanii.

Natomiast to, co uzgodnimy w kwestii praw obywateli UE, będzie respektowane w Wielkiej Brytanii i zostanie wdrożone do jej prawa.

Londyn w czerwcu zapowiedział uruchomienie nowego systemu rejestracyjnego dla obywateli UE mieszkających na Wyspach. Wywołało to wówczas kontrowersje. Jak sytuacja wygląda dzisiaj?

Proszę pozwolić mi krótko wytłumaczyć, jak ten system będzie działać. Osoby, które mają już zagwarantowany stały pobyt (ang. permanent residence), będą miały to zamienione na status osoby osiedlonej (ang. settled status). To bardzo prosta procedura bez biurokracji.

Ci, którzy nie mają stałego pobytu, będą musieli aplikować o status osoby osiedlonej. Obywatele UE, którzy przebywają w Wielkiej Brytanii pięć lat, otrzymają go od razu. Osoby, które nie będą spełniać warunku pięciu lat przed datą graniczną, dziś jeszcze nieokreśloną (będzie nią prawdopodobnie dzień wyjścia Wielkiej Brytanii z UE - przyp. red.), będą mogły zostać w Wielkiej Brytanii do momentu wypełnienia go. Nawet jeśli będzie to po wyjściu z UE, otrzymają one status osoby osiedlonej. Status ten daje te same prawa i przywileje co status, który teraz mają.

Pojawiły się głosy ze strony polskiej społeczności i innych, że trudno będzie spełnić ten warunek: "Jak będziemy mogli udowodnić, że jesteśmy w Wielkiej Brytanii przez trzy, cztery, pięć lat? Nie gromadzimy przecież rachunków i rzeczy niezbędnych do udowodnienia tego". Słysząc to brytyjski rząd zaczął pracę nad systemem rejestracyjnym online, który zostanie połączony z innymi rządowymi źródłami danych, który pozwoli na potwierdzanie obecności danej osoby w Wielkiej Brytanii.

Niepokój nadal jednak jest, dlatego postanowiliśmy organizować spotkania z przedstawicielami poszczególnych społeczności. 5 października w Hammersmith odbyło się spotkanie z polską społecznością z Londynu i południowej Anglii. Chodziło o dotarcie do polskiej społeczności, rozwianie wątpliwości i wytłumaczenie, co tak naprawdę się teraz dzieje. Spotkanie miało pozytywny odbiór i teraz planujemy kolejne: w Birmingham i Edynburgu.

Brytyjski rząd chce, by ci ludzie czuli się cenni, mieli pewność co do swojej przyszłości i aby wiedzieli, że chcemy im pomóc pozostać w Wielkiej Brytanii. To jest prawdziwe zadanie dla UE i dla nas - dać obywatelom i przedsiębiorcom pewność. To jest właśnie zadanie dla unijnych liderów w czasie spotkania w tym tygodniu.

Kiedy ten system zacznie działać i ile czasu Polacy będą mieli na rejestrację?

Prace nad systemem trwają, nie mogę podać konkretnej daty. Jeśli unijni liderzy zgodzą się na okres przejściowy, czego nie mogę jednak zagwarantować, to będzie czas na implementację tych rozwiązań. Chcemy zapewnić Polaków w Wielkiej Brytanii, by nie martwili się, że to musi wydarzyć się natychmiast, czasu będzie wystarczająco.

Jest jedno zastrzeżenie. To, o czym mówimy, to nasza oferta. 27 państw członkowskich nie powiedziało do tej pory "tak". Nie chodzi tu tylko o ofertę, którą my składamy obywatelom pozostałych krajów mieszkającym w Wielkiej Brytanii. Chcielibyśmy, by taką ofertę złożono także brytyjskim obywatelom w Europie. My również potrzebujemy takiego zapewnienia. Wiele mówi się o tym, co powinna zrobić Wielka Brytania. Złożyliśmy dużą ofertę, musimy widzieć, by została przyjęta.

Czy możliwe jest, że przy wzroście napięć w negocjacjach nie dojdzie do zawarcia żadnego porozumienia jeśli chodzi o przyszłe relacje pomiędzy Londynem a UE?

Chcemy tego uniknąć. Uważamy, że to najgorszy z możliwych scenariuszy dla wszystkich: dla Wielkiej Brytanii, brytyjskich obywateli, brytyjskiego biznesu. To najgorszy scenariusz dla UE, unijnych obywateli i unijnego biznesu. Chcemy zobaczyć nowe relacje pomiędzy Wielką Brytanią a Europą, inne, bo nie będziemy dłużej krajem członkowskim, będącym częścią czterech swobód i wspólnego rynku. Ale chcemy pozostać blisko.

Istnieje ryzyko - mamy nadzieję, że bardzo odległe - że nie będzie porozumienia. W niektórych mediach widzimy nagłówki, bardzo trafne, mówiące o tym, że brytyjski rząd przygotowuje także taki scenariusz. Nie byłoby jednak odpowiedzialne nie robić tego. Musimy wiedzieć, jak taki plan mógłby wyglądać. Ale nasza energia, w rządzie i wśród liderów politycznych, jest w pełni skoncentrowana na osiągnięciu tego porozumienia jak najszybciej. Powiem to po raz trzeci - chodzi o uzyskanie pewności dla naszych obywateli i przedsiębiorców. To będzie dobre dla wszystkich.