Premier Katalonii Carles Puigdemont zaapelował w poniedziałek o międzynarodowe mediacje, by rozwiązać impas polityczny wokół niedzielnego referendum ws. niepodległości regionu. Zażądał wycofania sił bezpieczeństwa rozmieszczonych tam przez Madryt.

Z powodu "represji", do których doszło podczas zakazanego przez rząd centralny referendum niepodległościowego kataloński rząd postanowił "zażądać wycofania wszystkich sił policyjnych rozmieszczonych w Katalonii" - oznajmił Puigdemont na konferencji prasowej.

Zapowiedział też, że Katalonia stworzy specjalną komisję, która zbada doniesienia o nadużyciach hiszpańskiej policji podczas głosowania. W starciach rannych zostało ponad 800 osób.

Głosowanie, które zostało zakazane przez hiszpański Trybunał Konstytucyjny i które Madryt uznaje za nielegalne, Puigdemont nazwał ważnym i wiążącym. Zapowiedział, że w związku ze zwycięstwem "tak" w referendum, w najbliższych dniach regionalny parlament wypełni swój mandat dotyczący ogłoszenia niepodległości.

Kataloński przywódca dodał, że nie utrzymuje kontaktu z rządem centralnym, i wezwał premiera Hiszpanii Mariano Rajoya, by wypowiedział się, czy popiera przeprowadzenie mediacji na temat przyszłości regionu. Te mediacje według Puigdemonta powinny być nadzorowane przez Unię Europejską.

W starciach z wyborcami, którzy nie chcieli dopuścić do zamknięcia lokali wyborczych czy konfiskaty urn oraz kart do głosowania, policja użyła pałek i gumowych kul. Według katalońskich władz policja użyła nawet w jednym wypadku gazu łzawiącego.

Regionalny rząd Katalonii poinformował w nocy z niedzieli na poniedziałek, że w niedzielnym referendum oddało głosy ok. 2,26 mln osób spośród 5,34 mln uprawnionych. 90 proc. głosujących opowiedziało się za niepodległością regionu, a prawie 8 proc. było przeciwnych. Pozostałe głosy były nieważne. (PAP)