Trwa śledztwo ws. podpalenia polskiej szkoły w Mościskach na Ukrainie pod koniec maja; sprawca wciąż nie został jednak ustalony - takie informacje przekazał podczas środowych obrad sejmowej komisji łączności z Polakami za granicą wiceszef MSZ Jan Dziedziczak.

Przewodnicząca komisji Anna Rodziewicz-Schmidt (PiS) poinformowała, że w najbliższych dniach przedstawiciele komisji mają udać się na Ukrainę, gdzie w planach jest m.in. wizyta w szkole im. Królowej Jadwigi w Mościskach, gdzie w nocy z 29 na 30 maja doszło do podpalenia.

Według informacji przekazanych w środę przez Dziedziczaka, ogień został wzniecony od wewnątrz budynku "przy pomocy substancji łatwopalnej dostarczonej za pomocą pochodni". Jak mówił, świadczą o tym liczne ślady, przede wszystkim fakt, że gorące powietrze spowodowało rozbicie szyby i jej wyrzucenie na zewnątrz budynku szkoły.

Obecnie - dodał - w sprawie trwa śledztwo, jednak wciąż nie ustalono ostatecznie wersji przyczyn pożaru, ani jego sprawcy. "Poszukiwanie sprawcy jest w toku; służby konsularne pozostają w ścisłym kontakcie z dyrekcją szkoły i władzami lokalnymi" - podkreślił wiceszef MSZ.

Poinformował ponadto, że niedawno z merem Mościsk Serhijem Storożukiem spotkał się przedstawiciel konsulatu generalnego RP we Lwowie. "(Mer) kilkakrotnie z całą stanowczością stwierdził, że próba podpalenia nie ma podtekstu politycznego, a jest wyłącznie ekscesem chuligańskim o trudnej do ustalenia motywacji" - powiedział Dziedziczak.

Wiceminister przekazał także, że w nocy z 29 na 30 maja na miejsce pożaru szkoły przyjechały: straż pożarna, policja, władze miasta oraz funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Dyrektorka placówki Teresa Teterycz miała - według jego relacji - najpierw pisemnie oświadczyć, że przyczyną pożaru było wrzucenie kanistra z benzyną, który następnie podpalono; po przyjeździe straży jednak - wycofać zgłoszenie o pożarze, informując że zadymienie w jednej z klas wynikało ze "stopienia się plastikowych kontaktów i lamp".

Według Dziedziczaka polski konsulat generalny we Lwowie informację o podpaleniu otrzymał dopiero 31 maja od prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie Emilii Chmielowej; nie zawiadomiły go natomiast ani służby ukraińskie, ani władze Mościsk. O incydencie nie pisały też lokalne media i oficjalne portale tamtejszych instytucji.

Podczas środowych obrad komisji głos zabrał także poseł Kukiz'15 Wojciech Bakun, który - jak mówił - wraz z wiceprezydentem Przemyśla Januszem Hamryszczakiem i lokalnymi, podkarpackimi dziennikarzami - udał się w ostatnią sobotę do Mościsk. Rozmawiał tam m.in. z dyrektor Teterycz oraz z mieszkańcami miasta. Według jego relacji, klasa, gdzie doszło do podpalenia, nadaje się do generalnego remontu. On również jest zdania, że wygląd zniszczeń wskazuje na podpalenie.

Bakun jako zastawiający uznał fakt, iż Teresa Teterycz nie zgłosiła podpalenia. "Odpowiedź (dlaczego) otrzymaliśmy od sąsiadów szkoły (...) Co mówią sąsiedzi? Nie mówią nic, dlatego, że odwiedzili ich funkcjonariusze SBU i poinstruowali, że mają zakaz jakiegokolwiek wypowiadania się w tym temacie do mediów, w szczególności mediów polskich" - powiedział poseł Kukiz'15.

Według niego, podobną rozmowę funkcjonariusze SBU mieli odbyć z Teresą Teterycz. O szczegółach rozmowy nie chciał mówić, by - jak zaznaczył - nie sprawiać kłopotów dyrektorce.

Na te słowa zareagowała Joanna Fabisiak (PO), która zwróciła się z pytaniem do Dziedziczaka, czy polski MSZ podejmie jakieś działania w sprawie aktywności SBU, o której mówił Bakun. "Mamy tu zupełnie nowy aspekt, bo jeśli jakieś służby, SBU pojawia się, zastrasza ludzi, to konieczne jest (...) podjęcie działań dyplomatycznych" - powiedziała posłanka Platformy.

Po pytaniu Fabisiak szefowa komisji zarządziła głosowanie i podjęta została - m.in. z uwagi na "drażliwość" tematu - decyzja o utajnieniu dalszej części dyskusji na posiedzeniu komisji.

W czasie majowego pożaru w szkole im. Królowej Jadwigi nie było ludzi. Dyrektor Teterycz mówiła PAP, że nie wie, kto mógł stać za incydentem. "Tutaj nie ma tarć na tle narodowościowym. Ukraińskie dzieci bywają na naszych dyskotekach, nasze dzieci chodzą do nich, u nas nie ma problemów. Wydaje mi się, że musiał to zrobić ktoś, kto został do tego wynajęty" - dodała dyrektorka.

W ciągu ostatniego półrocza na Ukrainie doszło do szeregu incydentów związanych z polskimi miejscami pamięci narodowej oraz placówkami dyplomatycznymi. Zdewastowano m.in. pomnik Polaków pomordowanych w Hucie Pieniackiej oraz ostrzelano konsulat Polski w Łucku.

Wszystkie te zdarzenia zostały potępione przez władze w Kijowie, które oceniały, że stoi za nimi "strona trzecia" dążąca do wywołania konfliktu między Polską i Ukrainą; jako zleceniodawców wskazywano rosyjskie służby specjalne.