Oskarżenia wobec Michela Temera powodują, że przeprowadzenie niezbędnych reform przez najbliższe półtora roku nie będzie możliwe.
Ledwie brazylijska gospodarka po impeachmencie Dilmy Rousseff zaczęła przełamywać najgłębszy kryzys w historii, a już na horyzoncie widać następne problemy. Wobec obecnego prezydenta Michela Temera również wysuwane są zarzuty korupcyjne i jego odsunięcie od władzy staje się realnym scenariuszem.
Ten rok na plusie
Temer przejął władzę w maju zeszłego roku – najpierw jako p.o. prezydenta do zakończenia procesu impeachmentu Rousseff, a od końca sierpnia już jako pełnoprawna głowa państwa. Ta zmiana została z ulgą przyjęta przez przedsiębiorców i inwestorów. Należąca do lewicowej Partii Pracujących (PT) Rousseff kompletnie nie radziła sobie z kryzysem (w 2015 r. PKB skurczył się o 3,8 proc., w 2016 r. – o kolejne 3,5 proc., inflacja i bezrobocie osiągnęły poziom dwucyfrowy), a niepewność co do jej przyszłości i antyrządowe demonstracje dodatkowo odstręczały zagranicznych inwestorów. Wywodzący się z centrowej, probiznesowej Partii Brazylijskiego Ruchu Demokratycznego (PMDB) Temer zaczął wprowadzać oszczędności budżetowe i reformy (m.in. w kosztownym systemie emerytalnym), które budziły protesty społeczne, ale przynosiły efekty. Bezrobocie i inflacja przestały rosnąć. Według prognoz ten rok brazylijska gospodarka zakończy na plusie, na giełdę powróciły wzrosty, a real przestał tracić na wartości.
Prowokacja czy korupcja
Ale optymizm skończył się w połowie maja, gdy jedna z gazet opublikowała zapis rozmowy z Temerem, którą potajemnie nagrał Joesley Batista, szef firmy JBS, największego na świecie producenta wyrobów mięsnych. Podczas ich spotkania prezydent miał zachęcać Batistę do przekazania pieniędzy jego współpracownikowi, obiecując w zamian załatwienie w Kongresie umowy dla firmy. Kilka dni po tej rozmowie policja prowadząca inne śledztwo korupcyjne filmowała deputowanego PMDB Ricardo Louresa odbierającego walizkę zawierającą pół miliona reali (równowartość 571 tys. zł), co miało być pierwszą częścią z 15-milionowej łapówki. Temer w udzielonym w zeszłym tygodniu wywiadzie zapewnił, że nie ma zamiaru ustępować ze stanowiska, a cała sprawa jest prowokacją, bo nagranie zostało zmontowane.
Wobec skali skorumpowania brazylijskiej klasy politycznej i dowodu w postaci walizki Louresa te wyjaśnienia brzmią mało wiarygodnie, ale wersja o prowokacji wcale nie jest bezsensowna, bo JBS jest równie uwikłana w brudne interesy jak politycy. Podczas innego śledztwa wyszło na jaw, że firma wydała w różnych wyborach prawie 600 mln reali na łapówki dla 1829 kandydatów reprezentujących różne partie. W brazylijskich mediach pojawiły się sugestie, że w związku z coraz poważniejszymi oskarżeniami wobec firmy bracia Batista zdecydowali się na układ z prokuraturą, oferując im dowód na korupcję Temera w zamian za to, że nie trafią do więzienia. Na dodatek przed publikacją nagranej rozmowy mieli obstawić na rynku walutowym spadek kursu reala, który zgodnie z przypuszczeniami nastąpił.
Brak następcy
Niezależnie, czy była to prowokacja, czy nie, zarzuty wobec Temera są znacznie poważniejsze niż fałszowanie danych gospodarczych, co było bezpośrednim powodem odsunięcia od władzy Rousseff, i już pojawiły się głosy wzywające do impeachmentu obecnego prezydenta. Problem w tym, że dla Brazylii nie ma teraz dobrego rozwiązania. Impeachment jest długim procesem (w przypadku Rousseff trwał 9 miesięcy), a przeciągająca się niepewność polityczna będzie szkodzić gospodarce, która potrzebuje kontynuowania reform.
Lepsze byłoby szybkie przecięcie spekulacji i nawet jest na to szansa, bo w przyszłym tygodniu sąd najwyższy będzie się zajmował sprawą nielegalnego finansowania wyborów z 2014 r. i teoretycznie może ogłosić ich nieważność (Temer był wówczas kandydatem na wiceprezydenta u boku Rousseff). Nowego prezydenta wybrałby wówczas Kongres. Z tym że teraz nie ma żadnego polityka, który mógłby uzyskać większość i nie byłby uwikłany w jakąś sprawę korupcyjną. Brak potencjalnego następcy może umożliwić Temerowi pozostanie na stanowisku do końca kadencji, czyli do końca 2018 r. Ale biorąc pod uwagę, że już przed rewelacjami Batisty kierowana przez PMDB koalicja była słaba i rozdrobniona, a poziom aprobaty społecznej dla Temera oscylował wokół 10 proc., skuteczne forsowanie trudnych reform może się okazać niemożliwe.