Zwrócił uwagę, że szefowa MEN Anna Zalewska w dzień strajku przebywa w Edynburgu, gdzie bierze udział w szczycie nauczycieli - International Summit on the Teaching Profession. "Szkoda, że wybrała Edynburg, aniżeli Warszawę" – stwierdził.
Dodał, że w szczycie uczestniczą reprezentanci kilkunastu państw, które w badaniach PISA uzyskały najlepszy wynik. "Jest pewien dysonans, że minister edukacji narodowej pojechała jako reprezentant kraju, który ma takie wyniki w efekcie pracy tysięcy nauczycieli, rodziców, samorządów i uczniów, po to, by przekazać informację, że to, co jest powodem jej udziału w szczycie, niszczy i dewastuje" – powiedział.
Broniarz przekazał, że piątkowym protestem nauczycieli interesowali się kuratorzy i m.in. policja. Jak dodał najwięcej "takich interwencji" było w woj. śląskim. Wyjaśnił, że policjanci przychodzili do szkół i wypytywali m.in. o szczegóły protestu. "Mam nadzieję, że wynikało to z obaw policji o bezpieczeństwo szkół i dzieci" - dodał.
"Mieliśmy również do czynienia z nagonkami ze strony władz kuratoryjnych. Kilku kuratorów wręcz zażądało list protestujących do wglądu. W tej chwili w wielu województwach trwa kontrola przeprowadzana przez organ nadzoru pedagogicznego w zakresie przebiegu strajku, realizacji postanowień wynikający z ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych i sprawdzających, jak szkoły są do tego przygotowane i jak zabezpieczone jest bezpieczeństwo dzieci w protestujących placówkach" - dodał.
Według Broniarza również wielu samorządowców "szkalowało nauczycieli grożąc im - za udział w proteście - odebraniem dodatku wiejskiego". "Byli też dyrektorzy, którzy żądali od nauczycieli deklaracji, że nie wezmą udziału w proteście" - powiedział.