"Rządy prawa" różnią się od "rządów przy pomocy prawa". Pierwsze stanowią jedną z głównych zasad demokracji a drugie oznaczają taki system, w którym "grupa prawników wyniesiona jest ponad demokratycznie wybierany parlament" - mówił szef MSZ Witold Waszczykowski na Polsko-Brytyjskim Forum Belwederskim.

Waszczykowski wziął udział w czwartek po południu w debacie z Malcolmem Rifkindem – konserwatywnym politykiem, b. szefem brytyjskiej dyplomacji. Nawiązując do wypowiedzi Rifkinda podczas porannego panelu, w którym szef polskiej dyplomanci nie brał udziału, Waszczykowski mówił o różnicy między "rządami prawa" i "rządami przy pomocy prawa".

Rifkind mówił przed południem, odnosząc się do przyszłości stosunków między społeczeństwami obywatelskimi Polski i Wielkiej, że "nie działają (one) w próżni". "Tylko w społeczeństwach, które wierzą wciąż w rządy prawa, prawa człowieka i demokrację, społeczeństwo obywatelskie może być czymś więcej niż sloganem" - podkreślił. "Jest różnica pomiędzy rządami prawa, a rządami poprzez prawo (…); polega (to) nie na tym, czy rząd też przestrzega prawa, (ale) czy podlega mu i uznaje niezależność sądownictwa" – dodał brytyjski polityk.

Nawiązując do tej wypowiedzi Waszczykowski podkreślił, że "rządy prawa to jedna z głównych zasad demokratycznego społeczeństwa, z kolei rządy przy pomocy prawa to realizacja orzecznictwa". "To troszeczkę tak, jak w Iranie pod rządami ajatollaha, gdzie naprawdę niewiele jest miejsca na demokrację. Rządy przy pomocy prawa oznaczają taki system, w którym grupa prawników wyniesiona jest ponad demokratycznie wybierany parlament, rządy polityków" - podnosił minister spraw zagranicznych.

Dodał, że debaty, które toczyły się w Polsce przez ostanie półtora roku, "nie powinny prowadzić nas do błędnych wniosków".

Rifkind, odnosząc się do tej wypowiedzi nawiązał do tego, że jako szef brytyjskiej dyplomacji uczestniczył w ostatecznym etapie negocjacji w sprawie powrotu Hongkongu pod władzę Pekinu. Jak wspominał, odwiedził Pekin, ale wcześniej był w Hongkongu i wówczas usłyszał obawy o to, że "zaczną z Pekinu do Hongkongu przysyłać w walizce kandydatów na wybory lokalne" oraz strach o to, co się stanie z ich systemem rządów prawa.

"Powtórzyłem to w Pekinie i wtedy minister spraw zagranicznych Chin powiedział: +Proszę się nie martwić. My też w Chinach wierzymy w rządy prawa, czyli że Chińczycy muszą podporządkować się prawu+" - relacjonował były szef MSZ Wielkiej Brytanii.

W jego relacji odparł wtedy, że na Zachodzie rządy prawa rozumie się inaczej, że to rząd powinien przestrzegać prawa. Po czym tłumaczył, jak wygląda przeciwna sytuacja: "Czyli trochę tak, jak z Władimirem Putinem - jesteś u władzy i możesz zamienić przepisy, prawo cię nie obowiązuje, a sędziowie nie są autonomiczni i suwerenni." Rifkind podkreślił, że na tym polega różnica w rozumieniu rządów prawa w społeczeństwach autorytarnych i demokratycznych. "Czyli w Chinach, ale nie tutaj" - dodał były członek rządów Margaret Thatcher i Johna Majora.