Unijni przywódcy, którzy zbiorą się w czwartek na szczycie w Brukseli, staną przed nie lada dylematem: uwzględnić głos z Polski albo przedłużyć mandat popieranego przez większość Donalda Tuska. Wynik nie jest pewny na 100 proc.; dyplomaci przewidują ostry spór.

Wybór przewodniczącego Rady Europejskiej jest zaplanowany jako pierwszy formalny punkt mającego się rozpocząć po południu posiedzenia "28". Przywódcy po raz pierwszy zbiorą się w nowej, wybudowanej za ponad 320 mln euro siedzibie nazwanej "Europa".

Gdy zasiądą przy owalnym stole, by rozstrzygnąć, kto ma kierować pracami Rady Europejskiej, z sali wyjdą wszyscy eksperci i doradcy, a nawet szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini. Podczas dyskusji w tej sprawie i ewentualnego głosowania nie będzie na sali również Tuska, który po rozpoczęciu obrad przekaże prowadzenie spotkania premierowi sprawującej obecnie prezydencję Malty Josephowi Muscatowi.

To Muscat przez ostatnie tygodnie był odpowiedzialny za prowadzenie nieformalnych konsultacji z unijnymi stolicami na temat tego, czy mandat byłego premiera Polski ma być odnowiony, czy powinna zastąpić go inna osoba.

Obserwatorzy w Brukseli nie spodziewali się niespodzianki, ale ta pewność została zachwiana w momencie zgłoszenia przez polski rząd kandydatury europosła Jacka Saryusz-Wolskiego. Dyplomaci unijni nie dają mu szans, ale wprowadzenie go do gry przez Polskę i ostre sprzeciwianie się Tuskowi może otworzyć drzwi na inne opcje.

"Przewodniczący Donald Tusk cieszy się poparciem większości poza Polską" - powiedział w środę po południu wysokiej rangą dyplomata jednego z krajów członkowskich.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że Polsce zależy na tym, by przekonać innych liderów, iż szef Rady Europejskiej powinien być wybrany w drodze konsensusu. Jeśli przystaliby na to, oznaczałoby to przekreślenie szans Tuska.

W Brukseli spekuluje się, że Warszawa może próbować odwołać się do tzw. kompromisu luksemburskiego. To zawarte jeszcze w 1966 r. porozumienie dotyczące sposobu głosowania w Radzie odnosi się do tego, że decyzja dotycząca ważnych interesów krajów członkowskich ma być podejmowana jednomyślnie.

Tyle że w traktacie lizbońskim zapisano wyraźnie, iż do wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej potrzebna jest większość kwalifikowana. Na odwołanie się do zasady jednomyślności miał się powoływać w 2014 r. premier Wielkiej Brytanii David Cameron, gdy sprzeciwiał się wyborowi Jean-Claude'a Junckera na szefa Komisji Europejskiej, ale nic nie wskórał.

Innym potencjalnym scenariuszem jest odłożenie decyzji na inny termin i wybór przewodniczącego Rady Europejskiej, gdy będzie co do tego konsensus wszystkich państw członkowskich. Źródła zbliżone do rządu przyznają, że byłaby to lepsza opcja niż wybór Tuska już teraz. Teoretycznie zwołanie dodatkowego szczytu w tej sprawie nie jest problemem. W 2014 r., gdy ówczesny polski premier zostawał szefem Rady Europejskiej, liderzy unijni musieli przyjechać do Brukseli przedostatniego dnia wakacji. Do przełożenia decyzji i zwołania odrębnego szczytu potrzebna jest jednak jednomyślność.

Według źródeł unijnych premier Malty chciałby uniknąć kłopotliwego dla przywódców głosowania nad kandydaturą na szefa Rady Europejskiej, ale nie wiadomo, jak się zachowa, jeśli z takim postulatem wystąpi premier Beata Szydło. Dyplomaci nie mają jednak wątpliwości, że w przypadku głosowania szans nie miałby Saryusz-Wolski. "To, czy za 2-3 tygodnie miałby większe poparcie, czy byłby inny kandydat, to czysta spekulacja" - powiedział jeden z uczestników rozmów w tej sprawie w Brukseli.

Ostry sprzeciw Warszawy wobec Tuska nie jest jednak bez znaczenia, bo inne stolice - jak donoszą dyplomaci - muszą się zastanawiać, co zrobić z tą sytuacją, by "nie wyizolować Polski". "Będzie awantura" - przewiduje przedstawiciel jednego z krajów.

Szefowa rządu w liście do unijnych przywódców oświadczyła, że Tusk przekroczył europejski mandat, używając swego autorytetu w ostrych sporach krajowych, dlatego jego ponowny wybór byłby w sprzeczności z "międzyrządowym charakterem prac Rady".

Poza wyborem szefa Rady Europejskiej unijni przywódcy mają się zająć na szczycie migracją, problematyką gospodarczą, handlem i sytuacją na Bałkanach Zachodnich. W piątek szefowie państw i rządów 27 krajów UE zbiorą się, by dyskutować o przygotowaniach do rocznicowego szczytu pod koniec marca w Rzymie, na którym mają przyjąć deklarację dotyczącą przyszłości UE już bez Wielkiej Brytanii.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)