Prezydent USA Donald Trump ostro skrytykował w środę sądy, zarzucając im, że wydają się "tak upolitycznione". Dzień wcześniej Federalny Sąd Apelacyjny w San Francisco zakończył posiedzenie ws. legalności dekretu Trumpa o tymczasowym ograniczeniu imigracji.

Na spotkaniu z kilkuset szefami policji i szeryfami w Waszyngtonie Trump powiedział m.in., że nie chce zarzucać sądom stronniczości, ale że "sądy wydają się tak upolitycznione".

27 stycznia Trump wydał dekret prezydencki tymczasowo zakazujący wjazdu do USA obywatelom siedmiu krajów z większością muzułmańską i uchodźców, a także bezterminowo zakazujący przyjmowania uchodźców z Syrii. Ograniczenia te uzasadniał względami bezpieczeństwa.

Sąd Apelacyjny w San Francisco ma wydać decyzję do końca tygodnia. Troje sędziów - dwoje nominowanych przez prezydentów z Partii Demokratycznej, a jeden przez Republikanina George’a W. Busha - ma zdecydować, czy Trump działał w ramach swoich uprawnień, bądź też, czy jego dekret był równoznaczny z dyskryminacyjnym zakazem wjazdu do USA wymierzonym w muzułmanów.

W zeszłym tygodniu Trump nazwał "tak zwanym sędzią" sędziego Jamesa Robarta, który tymczasowo wstrzymał obowiązywanie dekretu ograniczającego imigrację.

Na Twitterze Trump napisał w środę, że jeśli państwo nie wygra tej sprawy, a jest tak oczywiste, że powinno, "nigdy nie będziemy mieć bezpieczeństwa, do którego mamy prawo. Polityka!"

Na spotkaniu z szefami policji i szeryfami Trump podkreślał, że miał prawo wydać dekret ograniczający imigrację. "Zrozumiałby to kiepski uczeń szkoły średniej. Każdy by to zrozumiał" - powiedział m.in.

Na tym samym spotkaniu Trump obiecał "zero tolerancji" dla przemocy wobec funkcjonariuszy organów ścigania. Zapewnił, że jego administracja zapewni środki niezbędne do zatrudniania nowych funkcjonariuszy. (PAP)