- W przeciwieństwie do wielu specjalistów uważam, że stosunki między Polską a Niemcami wcale się nie pogorszyły tak bardzo od przejęcia władzy przez PiS - mówi prof. Jerzy Sułek wykładowca Uczelni Techniczno-Handlowej im. Heleny Chodkowskiej w Warszawie.
Szef niemieckiej dyplomacji mówi, że z Rosją trzeba się dogadywać. Kanclerz Merkel jest bardziej wstrzemięźliwa. Jak czytać ten dwugłos?
Partnerzy koalicyjni w Niemczech zajmują czasem rozbieżne stanowiska tak w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Socjaldemokracja, która przez dziesięciolecia była bardziej propolska niż chadecja, od kilkunastu lat przesuwa się na stanowisko bardziej krytyczne, natomiast u chadeków zachodzi odwrotny proces.
To nie jest zaplanowana gra na realizację celów polityki zagranicznej?
Uważam, że nie. Takie są niemieckie realia i niemiecka specyfika, że obie główne partie czasami mówią różnymi językami. Proszę zwrócić uwagę, że kanclerz nie brała udziału w publicznej krytyce Polski, czym odróżniała się od polityków socjaldemokracji. Merkel jest trochę u nas niedoceniana. W praktyce pokazała się jako przyjaciel Polski.
Jak oceniłby pan stan stosunków polsko-niemieckich?
W przeciwieństwie do wielu specjalistów uważam, że stosunki między Polską a Niemcami wcale się nie pogorszyły tak bardzo od przejęcia władzy przez PiS; są równie dobre jak relacje polsko-amerykańskie czy polsko-brytyjskie, lepsze niż stosunki polsko-francuskie czy polsko-włoskie.
Dobre relacje to jedno, ale czy możemy mówić – tak jak mówiło się kiedyś – o polsko-niemieckiej wspólnocie interesów?
Merkel przyjeżdża z wizytą sondażową. Chce przekonać się, co Polacy i Niemcy mogą zrobić razem – i czego się nie da zrobić razem – w sytuacji, kiedy nad Europą zbierają się nieznane dotąd zagrożenia o niebywałej skali. Na naszych oczach burzy się struktura ładu międzynarodowego, do którego przyzwyczailiśmy się po 1989 r.
Na marginesie mogę dodać, że to ja wpisałem ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych Krzysztofowi Skubiszewskiemu do projektu przemówienia tezę o „wspólnocie losów i interesów Polaków i Niemców w jednoczącej się Europie”, którą szef dyplomacji zmienił na lepiej brzmiące po niemiecku „polsko-niemiecka wspólnota interesów”.
Co, jeśli się okaże, że z tej wspólnoty niewiele zostało?
Może tak się zdarzyć, ale ja pola współpracy podzieliłbym na oczywiste i nieoczywiste. Oczywista jest wschodnia flanka NATO, w którą co prawda Niemcy zaangażowali się niechętnie, ale jak już zdecydowali się w tym uczestniczyć, to gorliwie. Nieoczywista jest sprawa uchodźców, gdzie zauważalna jest zmiana stanowiska kanclerz od „herzlich wilkommen” do „przyjmijmy, ile się da, ale musimy się liczyć z bezpieczeństwem”. Co na dobrą sprawę zbliża ją mocno do pozycji polskiego rządu. W związku z tym dobrze byłoby poluzować stanowisko w kwestii uchodźców i dla kompromisu wyjść krok albo dwa w stronę pozycji niemieckich.