Nawet jeśli wydarzenia w Berlinie okażą się dziełem szaleńca, a nie zaplanowanym atakiem terrorystycznym, to i tak wpłynie na nastroje w tym kraju. Jedynym beneficjentem będzie Alternatywa dla Niemiec.
Berlińskie wydarzenia to kiepska końcówka fatalnego roku. Chociaż w Niemczech nie doszło dotychczas do tak tragicznych wydarzeń jak w Paryżu, Brukseli czy Nicei, to sytuacja i tak jest napięta. Jeśli wyborcy nie poczują, że ich bezpieczeństwo się poprawia – już w lipcu 71 proc. Niemców mówiło, że obawia się zamachów – w nadchodzących wyborach parlamentarnych, które odbędą się jesienią 2017 r., skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec może liczyć na nadspodziewanie dobry wynik.
Żadne wydarzenie, które miało miejsce w tym roku w Niemczech, nie pociągnęło za sobą tylu ofiar co atak w Berlinie. Przypomnijmy: czarna seria zaczęła się już w lutym, kiedy policja aresztowała trzech Algierczyków podejrzanych o organizację zamachu w Berlinie. W tym samym miesiącu 16-letnia Marokanka dźgnęła nożem policjanta w Hanowerze.
W maju z kolei zatrzymano w różnych miejscach w kraju kolejne trzy osoby podejrzane o chęć dokonania zamachu samobójczego w Duesseldorfie. W lipcu w Ansbach ładunek wybuchowy ranił 15 osób. W październiku policja w Lipsku zatrzymała 22-letniego Syryjczyka, w którego mieszkaniu znaleziono materiały wybuchowe.
Jeśli berlińskim zamachowcem okaże się niedawno przybyły do Niemiec imigrant (wczoraj były takie podejrzenia, ale po południu policja ogłosiła, że nie ma pewności, czy zatrzymany przez nich mężczyzna kierował ciężarówką), będzie to woda na młyn skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec. Ostro na berlińskie wydarzenia zareagował m.in. eurodeputowany AfD Marcus Pretzell, który w noc zamachu napisał na Twitterze: „Kiedy można się spodziewać odpowiedzi niemieckiego państwa prawa? Kiedy skończy się ta cholerna hipokryzja? Te ofiary idą na konto Angeli Merkel”.
AfD uczyniła kwestię migracji głównym elementem swojej retoryki. Z doskonałym efektem. W drugiej połowie ubiegłego roku ugrupowanie ledwo osiągało w sondażach granicę 5 proc. W tym roku przekroczyło 10 proc.
Doskonałe wyniki partia odnotowała w wyborach do landtagów, czyli parlamentów w krajach związkowych. W dwóch landach (z czterech, w których w tym roku odbyły się wybory) AfD udało się przekroczyć próg 20 proc. poparcia. Najpierw w marcu ugrupowanie zdobyło w Saksonii-Anhalcie 24,2 proc. głosów, co uplasowało partię na drugim miejscu. Podobnie we wrześniu AfD zdobyła w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, macierzystym landzie Angeli Merkel, 20,8 proc. głosów, spychając w ten sposób CDU na trzecią pozycję.
Te sukcesy nie umknęły uwadze partyjnej wierchuszki CDU, w tym samej pani kanclerz. Zwłaszcza że w całych Niemczech zdarzają się przypadku przechodzenia do AfD polityków CDU. Stąd dokonana przez Angelę Merkel korekta kursu na prawo, co było widać zwłaszcza podczas zjazdu CDU na początku grudnia w Essen. Kanclerz, unikająca zazwyczaj sporów ideologicznych, opowiedziała się podczas konwencji za zakazem noszenia burek. Był to ukłon w stronę konserwatywnego skrzydła partii, reprezentowanego przez zastępczynię Merkel na stanowisku szefa partii Julię Kloeckner. Kanclerz prawdopodobnie będzie musiała jeszcze bardziej zrewidować swój kurs, bo chociaż została wybrana na przewodniczącą CDU olbrzymią większością głosów (89,5 proc., chociaż warto zauważyć, że jest to jej najsłabszy wynik od 2004 r. ), to partia zbuntowała się przeciwko niej w sprawie podwójnego obywatelstwa; pomimo wcześniejszego kompromisu w tej sprawie z wchodzącą w skład wielkiej koalicji SPD członkowie CDU opowiedzieli się za koniecznością wyboru obywatelstwa przez dziecko po osiągnięciu pełnoletności.
Kierownictwo CDU liczy, że skręt na prawo zahamuje przedwyborczy marsz AfD. Nie wszyscy członkowie partii uważają jednak tę strategię za słuszną. Niemiecki tygodnik „Der Spiegel” wskazywał niedawno, że zdaniem niektórych polityków CDU Alternatywa dla Niemiec podbiera wyborców głównie ugrupowaniom lewicowym, w szczególności partii Die Linke, która jeszcze jakiś czas temu miała na niemieckiej scenie politycznej taki sam status jak dzisiaj AfD, czyli partii pozasystemowej. Z tego względu poparcie dla AfD jest także funkcją obecnego stanu niemieckiej polityki, w której de facto nie istnieje coś takiego jak opozycja parlamentarna.
Dwie największe partie – CDU i SPD – działają razem w ramach wielkiej koalicji, a w sukurs koalicjantom podczas głosowań idą często reprezentowani w Bundestagu Zieloni. To także jest powód, dla którego Alternatywa ma dość zróżnicowany elektorat, wśród którego można znaleźć przedstawicieli wolnych zawodów, biznesmenów, akademików.
Skuteczność niemieckiej policji i służb pod znakiem zapytania
Zminimalizowaniu ryzyka ataków terrorystycznych służy przede wszystkim prowadzony przez Federalny Urząd Kryminalny (Bundeskriminalamt, BKA) program monitorowania 530 tzw. Gefährder, czyli osób zradykalizowanych. Oczywiście nie sposób takim nadzorem objąć wszystkich potencjalnych zamachowców. Tej prawdy nie ukrywał nigdy przed Niemcami Hans-Georg Massen, szef agencji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo wewnętrzne w Niemczech, czyli Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (Bundesamt fuer Verfassungsschutz; BfV). Już dawno wskazywał, że zamach w Niemczech to nie kwestia „czy”, ale „kiedy”. – Funkcjonariusze urzędu wykonują w tym roku świetną robotę. Udało im się udaremnić mnóstwo ataków – mówi DGP Gustav Gressel z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych w Berlinie, b. żołnierz austriacki. Co prawda urząd zaliczył poważną wpadkę, kiedy pod koniec listopada okazało się, że jeden ze świeżo zatrudnionych pracowników przekazywał potencjalnym zamachowcom informacje dotyczące siedziby BfV w Kolonii.