We Francji 13. dzień trwa strajk generalny przeciwko reformie emerytalnej. W Paryżu najbardziej sparaliżowany był we wtorek transport publiczny, do pracy nie poszli także nauczyciele, lekarze, prawnicy i obsługa wieży Eiffla.

Strajkujący chcą zachowania systemu ubezpieczeń społecznych, obawiając się jego demontażu przez przychylny biznesowi rząd prezydenta Francji Emmanuela Macrona.

Osoby dojeżdżające do pracy oraz turyści kolejny dzień zmagali się z dużymi utrudnieniami w ruchu we francuskiej stolicy. Według Associated Press w Paryżu funkcjonowały zaledwie dwie z 16 linii metra. Reuters podaje, że osiem linii było całkowicie nieczynnych, a pozostałe działały w ograniczonych zakresie, poza dwiema liniami automatycznymi, które funkcjonowały normalnie. Duże utrudnienia odnotowano w ruchu kolei podmiejskich.

Na ulicach można było zobaczyć tłumy pieszych, rowerzystów i osób na skuterach. Korki na drogach w regionie paryskim w godzinach porannych sięgały łącznie 300 km.

Swój strajk kontynuowali maszyniści przeciwko reformie sytemu, który pozwala im przejść na emeryturę już w wieku 50 lat; w trasy wyjechała tylko 1/4 pociągów wielkich prędkości TGV, pociągi relacji międzynarodowej również miały zakłócenia w ruchu. Związki zawodowe we francuskich kolejach państwowych SNCF chcą utrzymania akcji protestacyjnej przez święta Bożego Narodzenia.

Rodzice musieli zapewnić opiekę swym dzieciom ze względu na zamknięte szkoły, na uczelniach odwoływano ważne egzaminy, gdyż do strajku dołączyli wykładowcy - pisze agencja AP.

Dyrekcje szpitali wydały polecenie niektórym pracownikom, aby pozostali na stanowiskach dla zapewnienia kluczowych usług medycznych w sytuacji, gdy pielęgniarki, lekarze i farmaceuci rozpoczęli strajk w celu uratowania niegdyś wychwalanego - jak pisze AP - systemu szpitali publicznych borykającego się z problemami po latach redukcji kosztów.

Na kilka godzin przed zapowiadanymi na wtorek demonstracjami w stolicy Francji policja zagrodziła dostęp do siedziby prezydenta Macrona, Pałacu Elizejskiego, szykując się na ewentualne akty przemocy ze strony działaczy oddolnego ruchu protestacyjnego "żółtych kamizelek" czy innych radykalnych demonstrantów występujących przeciwko niesprawiedliwości ekonomicznej.

Organizatorzy protestów przewidują, że we wtorek na ulice wyjdą setki tysięcy ludzi.

Presja społeczna na Macrona narasta po rezygnacji ze stanowiska urzędnika odpowiedzialnego za przygotowanie reformy emerytalnej Jean-Paula Delevoye, oskarżanego o konflikt interesów.

Jak dotąd rząd Macrona trzyma się planów podniesienia wieku emerytalnego do 64 lat, choć w zeszłym tygodniu poczynił ustępstwa, opóźniając wdrożenie reformy i otworzył furtkę do nowych negocjacji ze związkami zawodowymi. Rząd pozostawił niezmieniony minimalny wiek przejścia na emeryturę na poziomie 62 lat, ale chcąc zachęcić Francuzów do dłuższej pracy, ustalił tzw. preferowany wiek przejścia na emeryturę na 64 lata. Rzeczniczka rządu Sibeth Ndiaye powiedziała w telewizji BFM: "Reforma trwa. Nie wycofamy jej".

Według sondażu ośrodka Ifop opublikowanego w poniedziałek w dzienniku "Le Figaro" 55 proc. badanych za nie do przyjęcia uważa kontynuowanie strajku w okresie świątecznym.