W sprawie przemocy wszystkie siły polityczne powinny stanąć razem i mówić jednym głosem; doraźna konkurencja pomiędzy partiami powinna ustąpić miejsca odpowiedzialności za to, jak wygląda polskie życie publiczne - powiedział w piątek jeden z liderów Lewicy Razem Adrian Zandberg.

Zandberg w porannej audycji portalu Onet ocenił, że obecnie problem przemocy w życiu publicznym w Polsce narasta. Zaznaczył jednocześnie, że zjawisko to nie ogranicza się do "jednego, dwóch czy trzech miast", przywołując m.in. przypadek pobicia lewicowego publicysty Przemysława Witkowskiego, do którego doszło w czwartek we Wrocławiu.

"To jest coś, czego nie powinniśmy pod żadnym pozorem tolerować w polskiej sferze publicznej. To jest dla mnie taki punkt, w którym absolutnie wszystkie siły polityczne powinny stanąć razem i powiedzieć: +Słuchajcie, różnimy się, mamy różne poglądy, jedni z nas są lewicowcami, inni są konserwatystami, jedni są liberałami, inni definiują się jako zieloni. Możemy mieć tysiąc przeróżnych poglądów i spierać się o nie, ale przemoc jest czymś, dla czego nie ma miejsca w polityce+. Ja bardzo bym chciał, żeby teraz, w tych dniach, kiedy te złe rzeczy się dzieją - i w Białymstoku, i we Wrocławiu, ale takich rzeczy podskórnie dzieje się w Polsce więcej - żeby politycy zdobyli się na to, żeby stanąć w tej sprawie i powiedzieć jednym głosem" - podkreślał polityk Lewicy Razem.

Dlatego - jak mówił Zandberg - jego ugrupowanie wraz z SLD i Wiosną zaproponowało wszystkim siłom politycznym, żeby wspólnie wzięły udział w "zgromadzeniach przeciwko przemocy, które są w całym kraju, i które w niedzielę wieńczy zgromadzenie w Białymstoku". "Wydawało mi się oczywiste, że w takiej sprawie - powiedzenia +nie+ przemocy - doraźna konkurencja pomiędzy partiami politycznymi powinna ustąpić miejsca odpowiedzialności za to, jak wygląda życie publiczne w Polsce" - dodał.

Odnosząc się do argumentów mówiących o politycznym charakterze protestu organizowanego przez partie lewicowe w Białymstoku lider Razem ocenił, że są one wyrazem "politykierstwa". "My rzuciliśmy hasło: zorganizujmy się, wyjdźmy przeciwko przemocy, ale my możemy się cofnąć o trzy kroki, nam naprawdę w tej sprawie nie zależy na tym, żeby występować w pierwszym szeregu, zależy nam na tym, żeby był ten wspólny głos. I jak ja słyszę takie dziwne stwierdzenia, że np. ktoś nie będzie demonstrować przeciwko przemocy, bo on chce wygrać wybory, to mi trochę ręce opadają" - powiedział Zandberg.

"Politycy nie powinni tchórzyć; politycy naprawdę są też od tego, żeby symbolicznie wyrazić opór przeciw przemocy" - przekonywał.

Polityk Razem został też zapytany, czy uważa czwartkowe postanowienie sądu nakazujące wydawcy "Gazety Polskiej" wycofanie z dystrybucji dodanych do tygodnika naklejek z hasłem: "Strefa wolna od LGBT" za naruszanie wolności słowa.

"W tej sprawie dla mnie kluczowe nie jest to, czy ta naklejka w tej czy innej formie trafi na jedną czy drugą stację benzynową. Kluczowe jest to, że na miejscu redaktora Sakiewicza ja bym się spalił ze wstydu, widząc, jaki efekt wywołuje mówienie o właśnie +strefach wolnych od+ gejów i lesbijek. Te strefy wolne od gejów i lesbijek oznaczają w praktyce to, że jakiś bandzior będzie bić 14- czy 15-latki, które uzna, że nie powinny tam chodzić" - mówił.

Zandberg postawił jednocześnie zarzut, że naklejki dołączone do "Gazety Polskiej" inspirowane są "przez grupy skrajnych islamistów, którzy takie same nalepki rozlepiali, jeżeli dobrze pamiętam, w Wielkiej Brytanii". "Miały one oznaczać ni mniej, ni więcej, że jeżeli jakiś gej albo lesbijka wejdzie do miejsca w taki sposób oznaczonego, to może spodziewać się tego, że zostanie pobity, no i do pobić dochodzi" - dodał.

W sobotę pod hasłem "Białystok domem dla wszystkich" ulicami tego miasta przeszedł Pierwszy Marsz Równości. Przejście uczestników marszu kilkakrotnie próbowali zablokować kontrmanifestanci, w tym przedstawiciele środowisk kibicowskich. W stronę uczestników rzucano kamieniami, petardami, jajkami i butelkami, wykrzykiwano też obraźliwe słowa. Podlaska policja ustaliła do tej pory tożsamość ponad 100 osób podejrzewanych o popełnienie czynów zabronionych podczas marszu, w tym o pobicia jego uczestników.

W związku z incydentami z ubiegłego tygodnia Wiosna, SLD i Lewica Razem - trzy ugrupowania, które w zeszłym tygodniu ogłosiły zamiar budowy wspólnego bloku Lewicy w jesiennych wyborach parlamentarnych - zapowiedziały na niedzielę w Białymstoku protest pod hasłem "Polska przeciw przemocy". W środę liderzy lewicowych partii wystosowali list otwarty, w którym zaprosili do udziału w swojej manifestacji "przedstawicieli i przedstawicielki wszystkich grup społecznych i zawodowych, przedstawicieli rządu i prezydenta, organizacji pozarządowych, administracji publicznej i samorządu, członków i członkinie wszystkich partii i środowisk politycznych, wszystkich kościołów i związków wyznaniowych".