Rozmawiamy z TOMASZEM PIETRZAKIEM - Co się wydarzyło nad Smoleńskiem? Dlaczego tysięczny lot kapitana Arkadiusza Protasiuka nie zakończył się bezpiecznym lądowaniem?

Nie potrafię przestać myśleć o tym, co się działo w kabinie załogi w ostatnich chwilach. Układam różne scenariusze, ale dotąd mamy zbyt mało informacji, aby precyzyjnie mówić o przyczynach katastrofy. Bo na pewno nie była jedna – to kombinacja wielu zmiennych doprowadziła do tej tragedii. Trzeba wziąć pod uwagę wszystkie czynniki: model samolotu, wyposażenie lotniska, a także specyfikę latania z najważniejszymi osobami w państwie.

Dla postronnych osób piloci tego pułku to lotniczy szczyt tego zawodu.

Bo to prawda. Kapitan Protasiuk był wyśmienitym pilotem, młodym, ale bardzo doświadczonym. Do tego prócz angielskiego znał wyśmienicie język rosyjski. Jesteśmy przygotowani do startów i lądowań w warunkach ekstremalnych.

To lotnisko pod Smoleńskiem jest ekstremalne?

Specyfika latania z najważniejszymi osobami w państwie sprawia, że musimy być przygotowani na lot wszędzie – włącznie ze strefą wojny. Cywilny samolot nigdy nie usiądzie np. w bazie Andrews pod Waszyngtonem czy na takim lotnisku jak to pod Smoleńskiem.

Dużo się spekuluje na temat tego, że na kapitana mógł być wywierany nacisk, by koniecznie lądował. Delegacja nie chciała się spóźnić na uroczystości.

Odpowiedzi udzielą nam nagrania z voice-recorderów. Są na nich zarejestrowane wszystkie rozmowy wewnątrz kabiny. Wśród specjalistów, którzy badają na miejscu przyczyny katastrofy, są osoby, których dorobek zawodowy znam. I wiem, że w pełni profesjonalnie zbadają wszystkie szczegóły i poznamy przyczyny niezależnie od tego, jakie one są.



Zdecydował się pan odejść z pułku po głośnych wydarzeniach w podróży do Tbilisi. Wtedy pilot nie zastosował się do osobistego rozkazu prezydenta. Nie chciał wlatywać w przestrzeń powietrzną ogarniętą wojną.

Decyzję podjąłem wcześniej. Te wydarzenia tylko mnie w niej utwierdziły. Kapitan podjął właściwą decyzję. Niestety byli tacy, którzy później straszyli go prokuratorem. To są właśnie skutki latania z najważniejszymi. Pilot musi być asertywny. Pamiętać, że to on na pokładzie jest najważniejszy. Ale przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Każdy może pomyśleć o swojej karierze i ulec.

Pan odszedł, bo nie godził się na naciski?

Udało mi się osiągnąć stan, w którym im nie ulegaliśmy. Decydowały jedynie względy profesjonalne. Ale próby nacisku się zdarzały. Pamiętam przypadek sprzed lat, gdy istniały podejrzenia, że nasi dowódcy posunęli się do przysłania nam spreparowanego komunikatu o pogodzie, aby pewien VIP mógł odlecieć. Przyczyn mojej rezygnacji było znacznie więcej. Nie mogłem się doczekać nowych maszyn. Kolejne przetargi upadały. Nie przeszedł nawet pomysł, by nowe samoloty wziąć w leasing. Starałem się również, by nasi piloci, mechanicy mieli wszystkie egzaminy i uprawnienia pilotów cywilnych.

A nie jest tak?

Niestety. Moim zdaniem wszyscy piloci powinni znać niuanse międzynarodowego prawa lotniczego. Uważam, że nasza jednostka – choć wojskowa – powinna być certyfikowana przez Urząd Lotnictwa Cywilnego.

To dlaczego nie jest?

Taka jest armia. Może się obawiano, że po zdobyciu certyfikatów wszyscy porzucą mundur i będą latać w cywilu?

ROBERT ZIELIŃSKI