Przygotowany przez PSL projekt podnoszący kwotę wolną od podatku do 8 tys. złotych trafi pod głosowanie zanim dojdzie do jego rozpatrzenia. Posłowie PiS domagają się bowiem jego odrzucenia w pierwszym czytaniu tłumacząc, że budżetu nie stać teraz na wydatek 17 mld zł.

W piątek w Sejmie doszło do pierwszego czytania projektu PSL, który przewiduje m.in. podniesienie kwoty wolnej od podatku do poziomu 8 tys. zł. Genowefa Tokarska mówiła przedstawiając propozycje jej klubu, że uchwalona w tym tygodniu zmiana podnosząca kwotę wolną od podatku do 6,6 tys. zł nie spełnia oczekiwań Polaków. Według niej ulga będzie dotyczyć tylko niektórych podatników, poza tym zmiana jest niezwykle skomplikowana, a rozliczenie będzie trudne dla zwykłego podatnika.

"Ustawa w przyjętym kształcie nie służy ani obywatelom pracującym, ani emerytom i rencistom. Obejmuje osoby dorabiające, a nie zarabiające" - mówiła Tokarska. Jej zdaniem nie skorzystają z niej w pełni nawet osoby na zasiłkach dla bezrobotnych, bo ich świadczenia są wyższe niż kwota wolna.

Jak zapewniła, przygotowana przez PSL zmiana "kompleksowo obejmuje zagadnienie kwoty wolnej od podatku, rewaloryzacji tej kwoty w kolejnych latach, a także rekompensaty utraconych dochodów z podatku PIT przez samorządy". Tokarska zapowiedziała, że złoży autopoprawkę, która sprawi, że zmiana będzie obowiązywać od 2018 r., a nie 2017 r.

Wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu złożył Jerzy Małecki z PiS. Wskazał, że w czasie rządów PO-PSL kwota wzrosła o 2 złote, więc wnioskodawcy chcą nadrobić swoje ośmioletnie zaniedbania. Dodał, że autorzy projektu szacują jego skutki finansowe na ok. 17 mld zł.

"Projekt zawiera rozwiązania właściwe z punktu widzenia społecznego i praworządności, ale nie bierze pod uwagę możliwości finansowania ich z budżetu państwa" - powiedział.

Zapewnił zdaje sobie sprawę z tego, że wprowadzenie pewnych rozwiązań wymaga czasu. "Mamy jasno określony plan na cztery lata naszych rządów, a obietnica dotycząca podniesienia kwoty wolnej do poziomu 8 tys. zł pozostaje aktualna" - podkreślił.

Według niego podwyższenie kwoty wolnej do 6,6 tys. dla najbiedniejszych daje możliwość dojścia do korzystnych rozwiązań z punktu widzenia obywateli i państwa.

Agnieszka Kołacz-Leszczyńska (PO) oceniła, że projekt PSL jest bardzo dobry merytorycznie i wypełnia obietnice wyborcze PiS, odpowiada wyrokowi TK w sprawie kwoty wolnej oraz wprowadza mechanizm jej corocznej waloryzacji i rekompensat dla samorządów. Zarzuciła PiS podniesienie kwoty wolnej do 6,6 tys. zł zostało przygotowane naprędce i na kolanie.

"Do tej pory kwota wolna była bardzo prosta i jasna, a wy skomplikowaliście ją maksymalnie" - oskarżała. Jej zdaniem zrobiono to po to, aby jak najmniej podatników mogło skorzystać z kwoty wolnej.

"Podwyższenie kwoty wolnej dla wszystkich jest naszym moralnym obowiązkiem" - mówił Błażej Parda z Kukiz'15. Zwrócił uwagę na przewidzianą w projekcie pozytywną - jego zdaniem - zmianę dotycząca dochodów samorządów. Wskazał ponadto, że obecnie Polska należy do krajów z najniższą kwotą wolną w Europie. Dodał, że jego klub złożył projekt zrównujący kwotę wolną dla posłów i senatorów z kwotą dla wszystkich obywateli, ale projekt ten od 6 miesięcy leży "zamrożony" przez PiS. Także on krytykował ustawę podnoszącą kwotę wolną do 6,6 tys. zł dla najbiedniejszych, mówiąc że to "propaganda i hasła".

Również Witold Zembaczyński z Nowoczesnej mówił, że czeka na rozpatrzenie podobnego projektu przygotowanego przez jego klub oraz krytykował wprowadzoną niedawno zmianę. "PiS zachwiało równowagę, zgodnie z którą kwota wolna powinna być równa dla wszystkich" - mówił. Jego zdaniem podatnicy zostali oszukani przez PiS, który zerwał kontrakt społeczny zawarty ze swoimi wyborcami. Według Zembaczyńskiego wprowadzenie kwoty wolnej w wysokości 6,6 tys. zł to - jego zdaniem - w rzeczywistości podniesienie podatków.

Z kolei Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL) zapewnił, że projekt jest wykonaniem wyroku TK, do którego zobowiązany był rząd PiS. Według niego rząd ten nie wywiązał się z tego zadania, a wyrok TK nie został wypełniony. Przedstawiciel ludowców mówił, że zmiana nie spowoduje, iż emerytom i rencistom będzie łatwiej.

Wiceminister finansów Paweł Gruza zauważył, że zawarta w projekcie zmiana dotycząca waloryzacji powodowałaby, że dochody jednostek samorządu nie byłyby związane z realnymi wpływami z PIT, ale danymi historycznymi rewaloryzowanymi co roku. To miałoby negatywny efekt "petryfikacji" dochodów gmin niezależnie od migracji mieszkańców.

"Jednostki samorządu terytorialnego nie będą w żaden sposób motywowane do zwiększania swojej bazy podatkowej (...) z udziału w dochodach w PIT" - mówił. Dodał, że mechanizm waloryzacji z transferem środków z budżetu do samorządów spowoduje, że w perspektywie kilkunastu lat cały dochód z PIT transferowany byłby do samorządów. Dlatego, jak wyjaśnił, resort finansów jest przeciwny zmianom.

Wniosek PiS o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu zostanie poddany pod głosowanie na następnym posiedzeniu Sejmu. (PAP)