Od ponad tygodnia brytyjskie media analizują zamach w tunezyjskim kurorcie Port El-Kantaui. Kosztował on życie 38 turystów, w tym 30 Brytyjczyków i samotnego zamachowca, Seifeddina Rezgui. Po raz pierwszy gazeta "Sunday Times" dotarła do jego rodziny.

Matka Seifeddina od 10 dni nie może jeść, ani spać, płacząc nieustannie w rąbek szarej chusty - pisze reporterka "Sunday Timesa" z Gaafour, rodzinnego miasteczka zabójcy. Rodzice Seifeddina dowiedzieli się o zbrodni, jakiej dokonał, dopiero kiedy policja zabrała ich z domu na 2-dniowe przesłuchania w Tunisie.

"Kiedy powiedzieli mi, że mój syn zabił tych wszystkich ludzi, powiedziałam, że to niemożliwe" - mówi 49-letnia Radhia Manai. "Niech Bóg błogosławi ofiarom, tym wszystkim ludziom i ich biednym rodzinom. Chcę im wyrazić swój żal, ale to nie mój syn to zrobił, to był inny Seifeddine" - dodaje kobieta. Wspomina, że syn lubił muzykę, break dance i futbol. Jej zdaniem działał pod wpływem narkotyków, albo szantażu.

"Mój syn jest ofiarą, jak wszyscy pozostali. Chcę wiedzieć, kto tym kierował. Brytyjczycy dokopią się prawdy i znajdą odpowiedzialnych" - wyraża nadzieję matka zabójcy.
Jest na to szansa; gdyż w Tunezji przebywa już kilkunastoosobowa brytyjska ekipa policyjna, a w kraju sprawą zajmuje się 600 funkcjonariuszy Scotland Yardu.