Stołeczna prokuratura ma już zeznania wszystkich członków komisji wyborczej z Brukseli, gdzie podczas wyborów prezydenckich z 2010 r. do urny wrzucono 98 kart do głosowania więcej niż ich wydano. W śledztwie ma być przesłuchana jeszcze jedna osoba.

Prowadząca śledztwo Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście otrzymała już pomoc prawną z Brukseli w postaci protokołów przesłuchań wszystkich członków komisji - poinformowała we wtorek PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska. Dodała, że materiały te oceniono jako kompletne; w postępowaniu ma być jeszcze przesłuchana jedna osoba.

Śledztwo trwa "w sprawie", a nie przeciw komukolwiek

Jego podstawą art. 248 par. 2 Kodeksu karnego. Przewiduje on karę do trzech lat pozbawienia wolności dla tego, kto w związku z wyborami "używa podstępu celem nieprawidłowego sporządzenia listy kandydujących lub głosujących, protokołów lub innych dokumentów wyborczych".

Według Państwowej Komisji Wyborczej w komisji wyborczej, która mieściła się w polskim konsulacie w Brukseli, w I turze wyborów prezydenckich 20 czerwca 2010 r. wydano 3970 kart do głosowania, a z urny wyjęto ich 4068. W tej komisji wygrał kandydat PO Bronisław Komorowski, który otrzymał 2389 głosów, drugi był kandydat PiS Jarosław Kaczyński z 1052 głosami. Doniesienie złożyła warszawska komisja wyborcza.

Sekretarz PKW Kazimierz Czaplicki mówił wtedy, że w takiej sytuacji przepisy nie przewidują możliwości unieważnienia wyników głosowania.

W sierpniu 2010 r. Sąd Najwyższy uznał, że wybory, w których II turze zwyciężył Bronisław Komorowski, są ważne

SN uznał za zasadne 16 z 378 protestów wyborczych, w tym także ten dotyczący incydentu z Brukseli. Nie stwierdził jednak wpływu tych naruszeń na wynik wyborów, m.in. z uwagi na różnicę głosów uzyskanych przez kandydatów w II turze - ponad 1,1 mln głosów.