Prokuratura sprawdzi, dlaczego przez pięć lat Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie pilnowała, aby firmy rozliczały się ze sprzedanych winiet na ciężarówki.
Kontrolerzy NIK prześwietlili, w jaki sposób GDDKiA nadzorowała sprzedaż winiet na samochody ciężarowe między 2004 a 2008 r. Według informacji „DGP” w rachunkowości dyrekcji panował taki bałagan, że kontrolerzy nie byli w stanie zweryfikować całej dokumentacji. Ostatecznie sprawdzili dokładnie rozliczenia z trzema największymi dystrybutorami winiet. – Do końca lipca 2010 r. organizacje te nie przekazały GDDKiA 4,5 mln zł. Przez zaniedbania urzędników przedawniła się kwota 4,2 mln zł – wynika z rachunków inspektorów przesłanych do prokuratury.
Prezes jednego ze stowarzyszeń przewoźników tłumaczy w rozmowie z „DGP”, że wina spada na firmy, którym sprzedawali winiety. – Część bankrutowała, inne były po prostu nieuczciwe – mówi.

To się już przedawniło

Do budżetu powinno wpłynąć z tego tytułu ponad miliard złotych. Ile wpłynęło – nie można ustalić. Organizacje zrzeszające przewoźników drogowych, które zajmowały się dystrybucją winiet, niesolidnie rozliczały się z dyrekcją. A szefowie GDDKiA niemal przez pięć lat taki stan rzeczy tolerowali.
– Wpłynęło do nas doniesienie z Najwyższej Izby Kontroli. Teraz analizują je prokuratorzy z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście, którzy zdecydują o ewentualnym wszczęciu śledztwa – potwierdza rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Monika Lewandowska.

Nie wpłynęła ani złotówka

Jednak inspektorzy NIK mają na ten temat swoje zdanie, które zweryfikuje prokuratura. Urzędnicy GDDKiA nie dość, że nie windykowali zaległości, to nawet nie sprawdzali, czy ktoś w ogóle wpłaca pieniądze, czy nie.
– Organizacje miały obowiązek przedstawiać każdego miesiąca wyliczenia, ile sprzedały winiet i jakie sumy odprowadzały na specjalne konto GDDKiA. Aż trudno uwierzyć, ale urzędnicy nawet tego nie weryfikowali – mówi jeden z naszych rozmówców znający ustalenia kontroli. Sami inspektorzy odkryli, że np. jedna z organizacji zadeklarowała w sprawozdaniu za marzec 2007 r., że przelała drogowcom 203 tys. zł. W rzeczywistości nie wpłynęła nawet złotówka. Inna organizacja poświadczyła, że w styczniu 2005 r. odesłała GDDKiA niemal 100 tys. zł – też nie przesłała ani grosza.
– To wygląda na przestępczy system zbijania majątku, o którym wiedzieli nieliczni dopuszczeni do tajemnicy. Skoro organizacje twierdzą, że nie otrzymywały od firm pieniędzy, to czemu fałszywie deklarowały przelewy? – zastanawia się w rozmowie z „DGP” jeden ze śledczych.

Nie ma patologii

W ocenie inspektorów NIK odpowiedzialność za dopuszczenie do takiej sytuacji ponosi Zbigniew Kotlarek, szef GDDKiA w latach 2006 – 2008. Jego zaniedbania uniemożliwiają dzisiaj odzyskanie pieniędzy, gdyż roszczenia zdążyły się przedawnić.
– Uszczelniliśmy system, sama NIK pozytywnie oceniła nasze działania. Teraz nie ma już takich patologii – deklaruje rzecznik dyrekcji Marcin Hadaj. I dodaje, że zostały podjęte starania, by wyegzekwować te roszczenia, które jeszcze się nie przedawniły.