Mimo burzliwych protestów studentów na placu przed parlamentem w Londynie, Izba Gmin stosunkiem głosów 323 do 302 zgodziła się wprowadzić nowy, maksymalny próg czesnego w wysokości 9 tys. funtów rocznie i podstawowej stawki w wysokości 6 tys. funtów.

Oznacza to podwojenie obecnej maksymalnej opłaty 3290 funtów, obowiązującej w Anglii od roku akademickiego 2012-13. Studenci nie będą musieli uiszczać opłat z góry, ale jeśli tego nie zrobią, to zostaną one przekształcone w dług.

Stawki czesnego będą ustalały uniwersytety we własnym zakresie. W Szkocji studia pozostaną bezpłatne, a w Walii czesne zostanie utrzymane na dotychczasowym poziomie. Krytycy wprowadzonych rozwiązań uzasadniają złą sytuację finansową uniwersytetów obniżką rządowych subwencji o 80 proc. Niektórzy sądzą, iż sprawiedliwszym rozwiązaniem byłoby opodatkowanie absolwentów.

Studenci argumentują, że bezpłatne studia są oznaką cywilizowanego, rozwiniętego gospodarczo społeczeństwa, a oświata musi być ogólnodostępnym prawem, a nie przywilejem najbogatszych. Uniwersytety witają zwyżkę z zadowoleniem, sądząc, że umożliwi im poprawę jakości nauczania i uczyni je bardziej konkurencyjnymi w świecie.

Głosowanie uważano za poważny sprawdzian dla koalicji konserwatystów z liberalnymi demokratami, utworzonej w maju. Niektórzy komentatorzy nie wykluczali, że dojdzie w niej do rozdźwięków w sytuacji kryzysowej.

Koalicji będzie trudno przepchnąć inne kontrowersyjne zmiany

Większość 21 głosów (przy bezwzględnej większości koalicji wynoszącej 84 głosy) jest mniejsza niż spodziewali się zwolennicy zwyżek. Może oznaczać, że koalicji będzie trudno przepchnąć inne kontrowersyjne zmiany w ramach reformy świadczeń socjalnych, cięć wydatków czy ustawodawstwa antyterrorystycznego.

Będzie to jednak zależało od tego, czy "posłowie-dysydenci" zdobędą się na utworzenie własnej frakcji. Wśród nich jest dwoje liberałów - Mike Crockart i Jenny Willott - którzy zrezygnowali z funkcji parlamentarnych asystentów członków rządu, by móc głosować przeciw, a także konserwatywny poseł Lee Scott, który ustąpił z funkcji asystenta ministra transportu.



Za zwyżkę czesnego już teraz płacą polityczną cenę liberałowie, którzy w kampanii wyborczej zobowiązali się, że jej nie wprowadzą, a obecnie uzasadniają zmianę frontu opłakanym stanem finansów publicznych. Największą niechęć studentów ściągnął lider liberałów Nick Clegg. Na jego partię głosowało w wyborach wielu studentów. Na kilka godzin przed głosowaniem Clegg nazwał przeciwników zwyżek "marzycielami".

Ośmiu policjantów zostało poważnie rannych w starciach ze studentami. Jeden z konnych policjantów został ściągnięty z konia bądź spadł z niego, uderzony czymś przez atakujących. Policję obrzucono pociskami z farbą, kulami bilardowymi, petardami z czerwonym dymem i tym, co było pod ręką. Niektórzy uczestnicy protestu byli zamaskowani.

Podpalono drewniane ławki, na trawniku namalowano dużych rozmiarów napis NO (Nie!). Demonstranci wdrapali się na pomnik Winstona Churchill i pokryli go graffiti. Nie uszanowano nawet pomnika nieznanego żołnierza, przed którym ledwie miesiąc temu uroczyście składano wieńce. Usiłowano wybić szyby w pobliskim gmachu ministerstwa finansów.

Protestujący zaatakowali też samochód wiozący następcę tronu księcia Karola i jego żonę księżną Kornwalii Camillę Parker-Bowles. Demonstranci zaczęli kopać w samochód na wysokości Regent Street w samym centrum handlowej dzielnicy Londynu. Pojazd następnie odjechał.

13 uczestników protestu zostało rannych. Zatrzymano co najmniej dziewięć osób. Ściągnięto dodatkowe siły policyjne. Zamknięto stację metra Westminster, by zapobiec mieszaniu się demonstrantów z tłumem ludzi nie uczestniczących w proteście.

Około południa spod głównej siedziby uniwersytetu wyruszył marsz protestacyjny studentów szacowany na 20 tys. osób. Do protestu studentów przyłączyła się także młodzież ze szkół średnich, gdyż proponowane zmiany obejmą ją w całej rozciągłości, a ponieważ jest niepełnoletnia, nikt jej nie pytał o zdanie. Do demonstrujących dołączyli też związkowcy.

Pochód studentów ma się zakończyć wiecem w pobliżu parlamentu, ale studenci nie dotarli w to miejsce i zgromadzili się przed parlamentem.

Jest to już trzeci masowy protest studentów na tak dużą skalę

Jest to już trzeci masowy protest studentów na tak dużą skalę. Pierwszy z nich z początkiem listopada spowodował spore straty materialne w siedzibie partii konserwatywnej Millbank Tower. Studenci zapowiadają dalsze protesty, ale gdy decyzja w sprawie podwyżek już zapadła, nie ma pewności, czy uda im się zmobilizować na dużą skalę.

Na krótko przed głosowaniem rząd ogłosił nowe ustępstwa, przyjmując inną zasadę kalkulacji progu przychodów, od którego absolwenci zaczną spłacać pożyczkę na studia i oferując ulgi dla studentów studiujących w niepełnym wymiarze.

Nowe propozycje finansowania studiów wyższych zakładają, iż studenci nie muszą płacić za nie z góry, a dług zaczną spłacać z chwilą, gdy ich przychody sięgną 21 tys. funtów rocznie (obecnie próg wynosi 15 tys. funtów). 9 proc. ich przychodu będzie potrącane co miesiąc. Oprocentowanie długu nie przekroczy 3 proc. powyżej stopy inflacji.

Według wyliczeń, 3/4 studentów na mocy nowych propozycji będzie płacić więcej niż przy obecnym systemie. Najlepiej zarabiający absolwenci będą płacić dwa razy tyle co obecnie, a najmniej - połowę.