Jeżeli widzialność wynosiła 500 m, piloci Tupolewa 154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, nie powinni lądować - uważa szef szkolenia Sił Powietrznych gen. Anatol Czaban. Wyklucza jednocześnie, by to prezydent mógł podjąć decyzję o lądowaniu.

"Były to warunki poniżej minimum pilota, czyli w tych warunkach lądować nie powinni" - powiedział gen. Czaban w RMF FM. Przypomniał, że dla tego samolotu minimalna widzialność przy lądowaniu powinna wynosić 1,8 tys. metrów lub - w szczególnych przypadkach - 1,2 tys. metrów.

Czaban przypuszcza, że piloci mieli komplet informacji o warunkach pogodowych. "Kontroler lotniska w swoim zakresie obowiązków ma przekazanie kompletnych informacji o stanie pogody, a więc o podstawie chmur, o widzialności, o zjawiskach niebezpiecznych, o wietrze" - zaznaczył.

Jak powiedział, wiedzę taką piloci mogli mieć z trzech źródeł: z kontroli obszaru nad Białorusią, od kontrolera lotniska Siewiernyj - i to była najwłaściwsza i najbardziej wiarygodna informacja - i od załogi Jaka, który lądował na tym lotnisku godzinę wcześniej, przy widoczności 1,5 tys.-2 tys. metrów.

"Prognoza pogody z lotniska Siewiernyj przyszła gdzieś o 8.20, przekazana była na COP 8.22, start samolotu był o 7.54"

Czaban pytany, czy informacji na temat pogody nie powinno przekazać Wojskowe Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP (jak donosiły wtorkowe media), powiedział, że "nie ma (ono) w swoich obowiązkach informowania załogi w locie". "To należy do dyżurnego operacyjnego Centrum Operacji Powietrznych (COP)" - dodał. Zaznaczył jednak, że Centrum nie mogło tego zrobić.

"Prognoza pogody z lotniska Siewiernyj przyszła gdzieś o 8.20, przekazana była na COP 8.22, start samolotu był o 7.54". Informacja przyszła więc 28 minut po starcie. "Ten samolot był już na trawersie Mińska białoruskiego. COP odpowiada za przekazanie mu informacji w granicach Rzeczpospolitej" - powiedział.

Czaban, pytany o funkcjonowanie systemu TAWS w samolocie, który ostrzegał, że istnieje ryzyko zderzenia z ziemią, powiedział: "Jeżeli komputer obliczył, że za 30 sekund istnieje prawdopodobieństwo zderzenia z ziemią, on krzyczał +nabieraj wysokość+" - powiedział. "Jeżeli lotnik nie widzi pasa - nabiera. To jest kardynalna zasada w lotnictwie" - dodał. Pytany, dlaczego zatem pilot nie nabierał wysokości, powiedział: "to ustali komisja i na pewno nie będzie to łatwe".



"Jeżeli warunki są trudne, to wybieramy wersję optymalną, a tych wersji było kilka"

Jak dodał, "dzisiaj nie wiemy, czy to lotnisko było wprowadzone do tego systemu TAWS. Przypuszczamy, że raczej chyba nie".

Pytany, czy w przypadku złych warunków pogodowych piloci powiadamiają najważniejsze osoby: premiera czy prezydenta o tym, że są kłopoty z lotem, powiedział: "powinni powiadomić". Na pytanie, czy w takiej sytuacji prezydent lub premier mogli powiedzieć: "lądujcie mimo wszystko", odpowiedział: "nigdy bym takiej wersji nie rozpatrywał". Pytany, czy ją wyklucza, powiedział: "raczej wykluczam".

"Jeżeli warunki są trudne, to wybieramy wersję optymalną, a tych wersji było kilka" - dodał. "Nigdy nie uczymy, żeby podejmować jakiekolwiek ryzyko, szczególnie przy lotach (...) osób ważnych. Jeżeli jakiekolwiek z kryteriów nie jest spełnione - czyli podstawa (chmur) czy widzialność jest poniżej minimum pilota - to po prostu się nie ląduje. Nie wiem, co mogło się stać, że załoga tę wysokość przekroczyła" - powiedział.



"Nie jest możliwe, żeby załoga przeszkadzała mu w czymkolwiek"

Na pytanie, "czy dopuszcza myśl, że w ostatnich kilkudziesięciu sekundach piloci zaczęli się spierać, co tak naprawdę robić", powiedział: "nie sądzę". "Zawsze dowodzi kapitan, czyli pilot, który jest na lewym fotelu. To jest pan i władca w samolocie. Nie jest możliwe, żeby załoga przeszkadzała mu w czymkolwiek".

Samolot z 96 osobami na pokładzie, wśród nich prezydent Lech Kaczyński z żoną Marią, przedstawiciele parlamentu, rządu, Rodzin Katyńskich, rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Delegacja udawała się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.