Nie czuję się odpowiedzialna za wprowadzenie w błąd jednostek nadrzędnych, w tym prokuratury apelacyjnej - oświadczyła we wtorek przed komisją śledczą ds. Amber Gold prok. Małgorzata Syguła z Prokury Okręgowej w Gdańsku.

Prok. Syguła była bezpośrednią przełożoną prok. Hanny Borkowskiej z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku nadzorującej prace prokuratury rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, która zajmowała się sprawą Amber Gold po tym, jak pod koniec 2009 r. KNF złożyła zawiadomienie, że spółka ta prowadzi działalność bankową bez zezwolenia.

Podczas serii pytań Jarosław Krajewski z PiS pytał Sygułę o odpowiedź na pismo KNF, które w styczniu 2012 r. zostało wysłane z gdańskiej prokuratury okręgowej do tamtejszej prokuratury apelacyjnej.

W piśmie tym było przyznanie, że zawieszenie postępowania ws. Amber Gold w prokuraturze rejonowej było niezasadne oraz, że pismo w tej sprawie zostało skierowane do prokuratury we Wrzeszczu; było też stwierdzenie, że po podjęciu postępowania zostanie ono objęte nadzorem przez prokuraturę okręgową.

Jednak, jak wynika z informacji przedstawianych na posiedzeniach komisji śledczej, pismo prokuratury okręgowej w sprawie wznowienia postępowania trafiło do prokuratury rejonowej dopiero w kwietniu 2012 r., a wznowione wówczas postępowanie nie było objęte nadzorem.

Pod pismem tym podpisał się prokurator okręgowy Dariusz Różycki, natomiast pod pismem przewodnim - prok. Syguła.

Krajewski pytał m.in. o to, dlaczego pod pismem podpisała się Syguła oraz czy miała świadomość tego, że w załączniku do niego wskazano nieprawdę.

"Z jakiegoś powodu pisma nie podpisał prokurator okręgowy. Nie wiem, może zawierało błędy, może kazano coś uzupełnić. Już potem prokurator (Hanna Borkowska - PAP) nie uznała za konieczne, żeby tego typu +przekazówkę+ (...) podpisał" - wskazała, tłumacząc dlaczego znajduje się pod nim jej podpis.

Syguła dodała też, że wówczas nie zapoznawała się z treścią załącznika do pisma, pod którym podpisał się prok. Różycki. Podała, że zrobiła to dopiero w momencie, gdy wybuchł "boom medialny". "Gdy u nas na trawnikach, wszędzie byli dziennikarze; to był chyba sierpień 2012 r." - wskazała.

"Nie czuję się odpowiedzialna za wprowadzenie w błąd jednostek nadrzędnych" - podkreśliła.

"Podpisując pismo przewodnie, z mojego punktu widzenia przekazywałam rutynową informację, która z punktu widzenia merytorycznego nie ma żadnego znaczenia. Z punktu widzenia obiegu dokumentów informowałam, że to nie ta jednostka (prokuratura okręgowa - PAP) prowadzi to postępowanie. To jest wszystko" - dodała.