Marek Suski pozostanie przewodniczącym sejmowej komisji energii i skarbu państwa. Opozycji nie udało się we wtorek odwołać go z tej funkcji. Grupa posłów PO zarzucała mu m.in. nieudolność i "skandaliczne zachowanie" wobec prezesa Urzędu Regulacji Energetyki.

Jak przekonywała podczas wtorkowego posiedzenia komisji energii i skarbu państwa przedstawicielka wnioskodawców Mirosława Nykiel (PO), organizacja posiedzeń komisji jest "nieudolna". Jako przykład podawała np. fakt, że na posiedzenia dot. sytuacji w górnictwie przeznaczono jedynie godzinę. Nykiel nawiązała też do wymiany zdań między Suskim a prezesem Urzędu Regulacji Energetyki Maciejem Bando podczas posiedzenia komisji poświęconego m.in. budżetowi tej instytucji.

Jej zdaniem zachowanie to było "skandaliczne". Prezes URE podnosił, że zaplanowany na 2017 r. budżet, wobec dodatkowych zadań, jakie nałożyła na URE m.in. nowelizacja ustawy o OZE i lipcowa nowelizacja Prawa energetycznego, dotycząca uszczelnienia rynku paliw, jest niewystarczający. Podkreślał, że Urzędowi na bieżące funkcjonowanie brakuje 2 mln 200 tys. zł. Sygnalizował, że przy tak skonstruowanym budżecie nie będzie w stanie wykonywać swoich obowiązków.

Przewodniczący komisji Marek Suski zasugerował mu, że w tej sytuacji może się podać do dymisji.

"Moi koledzy z PO w sposób kulturalny i grzeczny prosili pana przewodniczącego, by nie reagował w sposób sarkastyczny, ironiczny i kpiący z pana prezesa (URE), tylko dokonał refleksji i wydobył z siebie słowo +przepraszam+ (...) Pan przewodniczący stwierdził, że nie ma za co przepraszać " - mówiła Nykiel.

Sam Marek Suski, odnosząc się do zarzutów wnioskodawców, powiedział, że trudno mu ocenić, czy organizacja pracy jest nieudolna czy nie. "To jest kwestia ocenna" - zaznaczył. Jednak w sprawie zarzutów dotyczących jego zachowania wobec prezesa URE, Suski powiedział, że to prezes zachował się w sposób, "jaki nie przystoi wysokiemu urzędnikowi".

"Zareagowałem na jego niewybredny sposób reagowania, mówienie, że jak jest taki budżet, to on nie będzie wypełniał swoich zadań. Odpowiedzią było stwierdzenie, że jak ktoś sobie nie radzi, to może się podać do dymisji" - mówił Suski.

Szef komisji podkreślił, że podczas wymiany zdań z prezesem URE "nie było żadnych inwektyw ani słów uznanych za obraźliwe". Dlatego - jego zdaniem - ocena, że jego zachowanie było skandaliczne jest "cokolwiek przesadna".

Partyjny kolega Nykiel, pełniący funkcję wiceprzewodniczącego komisji Włodzimierz Karpiński wskazywał natomiast na "bezprecedensową" - jego zdaniem - sytuację, jaka miała miejsce dwa tygodnie temu, kiedy po dwunastu miesiącach, na późnowieczornym posiedzeniu komisji, po "lekkiej awanturze" ze strony opozycji stawił się konstytucyjny minister odpowiedzialny za resort skarbu państwa. W ciągu roku, w czasie, gdy likwidowane jest ministerstwo "nie mieliśmy spotkania z ministrem, który nakreśliłby zasady likwidacji i odpowiedział na pytania, co dalej" - mówił Karpiński. Dodał, to jest podstawowy zarzut dotyczący organizacji pracy komisji. Poseł PO powiedział, że zachowanie przewodniczącego wobec prezesa URE jedynie "przelało czarę goryczy".

Inny poseł PO Krzysztof Gadowski zarzucił, że na posiedzeniu kierowanej przez Suskiego komisji "nigdy nie stanął" program restrukturyzacji górnictwa, czy też program dla Śląska. W jego ocenie poszczególne informacje na ten temat są "wyszarpywane" przez posłów.

Z kolei wiceprzewodniczący komisji Wojciech Zubowski (PiS), składając wniosek przeciwny odwołaniu, stwierdził m.in., że nie ma Suskiemu niczego do zarzucenia i przypomniał, że posiedzenie dotyczące ministerstwa skarbu państwa dlatego odbyło się w godzinach wieczorno-nocnych, bo o obecność ministra wnioskowali posłowie opozycji i przewodniczący Suski zmuszony był ogłosić przerwę w posiedzeniu, podczas której do Sejmu mógł przybyć odpowiedzialny za MSP Henryk Kowalczyk. (PAP)