Rządowa "Rossijskaja Gazieta" podkreśla w czwartek omawiając wyniki śledztwa ws. zestrzelenia nad Donbasem malezyjskiego samolotu, że śledczy nie wskazali winnych. Dziennik "Wiedomosti" ocenia zaś, że śledztwo powoli zmierza w kierunku uznania Rosji za winną.

"Winnych na razie nie ma" - wybija w tytule "Rossijskaja Gazieta". Według niej "międzynarodowi śledczy nie wskazali na razie ani jednego podejrzanego związanego z katastrofą samolotu". Dziennik podkreśla, że członkowie grupy śledczej nie powiedzieli, że Rosja czy jej obywatele mają związek z katastrofą.

Rządowa gazeta pisze następnie, że od razu po doniesieniach o tragedii z lipca 2014 roku zaczęły się "spekulacje wokół katastrofy". "Jeszcze nie było decyzji o prowadzeniu śledztwa, eksperci jeszcze nie zbadali danych o locie samolotu, a media ukraińskie i zachodnie aktywnie propagowały wersję o związku powstańców i rosyjskiej broni ze zniszczeniem cywilnego samolotu" - pisze "Rossijskaja Gazieta".

Gazeta zaznacza, że ogłoszone w środę dane dotyczące miejsca wystrzelenia rakiety, którą strącony został samolot, nie znalazły potwierdzenia w rezultatach trzech eksperymentów przeprowadzonych przez producenta systemów rakietowych Buk, koncern Ałmaz-Antej. Według "Rossijskiej Gaziety" specjaliści koncernu "dokładnie określili terytorium, skąd była wystrzelona rakieta", a także "udowodnili, że rakieta była ukraińska".

"Wiedomosti" zauważają, że w kwestii zestrzelenia samolotu Rosja "zmieniając swoje wersje i z góry negując wnioski grup śledczych przyczynia się do stopniowego zwiększania swojej izolacji".

Gazeta odnotowuje, że Moskwa "regularnie mówi, iż jej dowody nie są uwzględniane"; z kolei "śledczy oznajmili, że Rosja nie na wszystkie wnioski odpowiada, a danych ze swoich radarów nie przedstawiła w ogóle". "Wiedomosti" stawiają pytanie, dlaczego ministerstwo obrony w Moskwie nie ogłosiło danych z rosyjskich radarów od razu po katastrofie Boeinga lub przynajmniej w sierpniu czy wrześniu 2014 roku. "Wówczas dominowała w ministerstwie obrony wersja o ataku ukraińskiego Su-25" - przypomina gazeta.

"Wiedomosti" piszą o "polityce zaprzeczania" i oceniają, że wojna hybrydowa "wydaje się rosyjskim wojskowym i politykom przerażająco udanym projektem"; jednak postawienie na taką wojnę i stanowisko "co by się nie wydarzyło - zaprzeczać", okazało się nieelastyczne. "Możliwość przeprowadzenia własnego śledztwa, określenia i ukarania winnych, zadeklarowania zmiany polityki, ma swoje ramy czasowe. Im dalej, tym trudniej i kosztowniej jest to uczynić" - zauważa gazeta.

Jak podsumowuje, Rosja "wciąż zaprzeczając temu, co dla społeczności międzynarodowej staje się coraz jaśniejsze i zyskuje coraz więcej dowodów, coraz mocniej izoluje się od zewnętrznego świata".

W innym artykule "Wiedomosti" cytują ekspertów, których zdaniem wnioski międzynarodowej grupy śledczej o tym, iż Boeing został zestrzelony rakietą Buk pochodzącą z Rosji, mogą skutkować pozwami przeciwko Moskwie. Prawnik Siergiej Borodin powiedział jednak, że wnioski komisji mogą zostać wykorzystane jako dowody, ale nie będą decydujące.

Międzynarodowa grupa śledczych ogłosiła w środę, że rakieta Buk, którą zestrzelono samolot linii Malaysia Airlines (lot MH17, Amsterdam-Kuala Lumpur), pochodziła z Rosji. System rakietowy Buk, z którego wystrzelono tylko jeden pocisk i zestrzelono samolot, powrócił do Rosji – oświadczyli prokuratorzy z Holandii, Australii, Belgii, Malezji i Ukrainy. W śledztwie wskazano 100 osób mogących mieć związek z tragedią samolotu Boeing 777, jednak ich nazwisk nie ujawniono.

Według śledczych pocisk rakietowy został odpalony z Pierwomajska, z terytorium kontrolowanego przez prorosyjskich separatystów. Nie jest jasne, czy żołnierze odpalili rakietę na rozkaz, czy działali samodzielnie. Śledczy oświadczyli ponadto, że nie będą komentować kwestii ewentualnego zaangażowania Rosji w tę sprawę.