Powłóczyste szaty, jakie noszą muzułmanki, są tak często wykorzystywane jako przebrania przez zamachowców z Boko Haram, że większość rządów krajów zachodniej Afryki uznała za konieczne interweniować w sprawach damskiej mody. Jednym z wyjątków jest Nigeria.

Największe kontrowersje budzą nikaby, zakrywające nie tylko całe ciało kobiety, ale także jej twarz i zostawiające jedynie wąski otwór na oczy. Kojarzone z burkami, Afganistanem i talibami, w Afryce jeszcze pod koniec ubiegłego wieku były niemal nieznane (poza zaleceniem skromności, Koran nie zawiera żadnych szczegółowych wytycznych dotyczących przyodziewku kobiety). Wśród afrykańskich muzułmanów pojawiły się wraz z imamami, wyznającymi radykalną, ultrakonserwatywną, wahhabicką odmianę islamu, uznającą rozdział płci i zwyczaj ukrywania kobiet przed wzrokiem innych mężczyzn za jeden z podstawowych obowiązków wiary.

Poza nową, kobiecą modą, bogaci (datki z naftowych szejkanatów znad Zatoki Perskiej) i radykalni imamowie wskrzesili w Afryce ducha dżihadyzmu, zapomnianego od czasów Usmana dan Fodio, założyciela i przywódcy potężnego kalifatu Sokoto w północnej Nigerii z przełomu XVIII i XIX stulecia czy żyjącego nieco później Muhammada Ahmada ibd Abdallaha „Mahdiego” z Sudanu. Do Usmana dan Fodio odwołują się współcześni dżihadyści z nigeryjskiej partyzantki Boko Haram, poczuwającej się dodatkowo do braterstwa z samozwańczym kalifatem syryjsko-irackim ogłoszonym przez Państwo Islamskie.

Partyzanci z Boko Haram próbowali stworzyć własny kalifat nad brzegami jeziora Czad, ale nie będąc w stanie stawić czoła sprzymierzonym armiom Nigerii, Nigru, Czadu i Kamerunu, poszli w rozsypkę, a z wojny partyzanckiej przerzucili się na terrorystyczną. Przebierając się w kobiece szaty, wiele razy udawało się im unikać policyjnych i wojskowych kontroli i dokonywać samobójczych zamachów bombowych. Poza Boko Haram w zachodnioafrykańskim Sahelu działają też dżihadyści z saharyjskiej filii Al-Kaidy oraz współdziałające z nimi te ugrupowania Tuaregów, którzy przełożyli świętą wojnę ponad dotychczasową walkę o własne, niepodległe państwo na Saharze.

Ataki straceńców w nikabach stały się tak częste i krwawe, że już w zeszłym roku większość państw zachodniej Afryki uznała za konieczne wprowadzić restrykcje, dotyczące kobiecych strojów.

Czad, którego wojsko ponosi główny ciężar walk z dżihadystami zarówno na Saharze, jak nad jeziorze Czad i najbardziej cierpi z powodu odwetowych ataków zwłaszcza Boko Haram, równo przed rokiem wprowadził całkowity zakaz noszenia nikabów i męskich turbanów. Rząd z Ndżameny, głównej kwatery 3-tysięcznego francuskiego kontyngentu wojskowego w afrykańskim Sahelu, zabronił też produkcji i sprzedaży nikabów, a skonfiskowane na bazarach kobiece stroje spalono na stosie na jednym z centralnych placów.

Miesiąc później nikabów zakazał Kamerun, kolejny z zachodnioafrykańskich krajów, zagrożonych przez dżihadystów z Boko Haram. Władze zabroniły kobietom noszenia nikabów w prowincji Daleka Północ, zamieszkanej w trzech czwartych przez muzułmanów (w całym Kamerunie wyznawcy islamu stanowią jedną czwartą ludności), a także w najważniejszym portowym mieście Douala. Po Kamerunie nikaby zakazał u siebie Niger, czwarte z państw znad jeziora Czad, na którego terytorium walczą dżihadyści z Boko Haram.

Kierując się przezornością, przykład z nich wzięli także niezagrożeni póki co przez dżihadystów bliżsi i dalsi sąsiedzi – Kongo, Gwinea, a nawet kosmopolityczny Senegal. Władze Gabonu nakazały służbom bezpieczeństwa inwigilację kobiet, noszących nikaby. Pod koniec zeszłego roku zrzeszająca 15 państw regionu Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) uznała za usprawiedliwione zakazy noszenia ubrań, utrudniających identyfikację ich właściciela.

Ze zgodnego frontu wyłamała się za to Nigeria, regionalne mocarstwo, a przede wszystkim ojczyzna i kolebka Boko Haram. O ile muzułmanie z pozostałych krajów regionu wyznają głównie suficką odmianę islamu i nie protestowali przeciwko odzieżowym restrykcjom, w Nigerii, choćby z racji Usmana dan Fodio, tradycje dżihadystyczne i religijny radykalizm mają głębokie korzenie i wielu oddanych zwolenników.

Z muzułmańskimi fanatykami nie chciał zadzierać ani poprzedni prezydent Nigerii, chrześcijanin Goodluck Jonathan, ani jego następca, urzędujący od ponad roku muzułmanin Muhammadu Buhari. A w lipcu nigeryjski Sąd Apelacyjny ogłosił, że wyznające islam nigeryjskie dziewczęta mają prawo chodzić do szkoły w hidżabach, czyli chustach, okrywających głowę i piersi. Wyrok sądu unieważnił zakaz wydany przed dwoma laty przez rząd stanu Lagos, który uznał, że hidżaby nie są szkolnymi mundurkami, więc uczniowie nie mogą w nich przychodzić na lekcje.

W czerwcu także sąd w podzielonym między chrześcijan i muzułmanów stanie Osun na południowym zachodzie kraju orzekł, że zakaz noszenia hidżabów jest pogwałceniem konstytucyjnej wolności religijnej. W odpowiedzi przywódcy miejscowych chrześcijan oskarżyli gubernatora-muzułmanina, że dopuszczając hidżaby do szkół zamierza przymusowo nawracać chrześcijan na islam i wezwali uczniów-chrześcijan, żeby przychodzili na lekcje w szatach, w jakich występują w kościelnych chórach.

Brak koordynacji działań jest głównym problemem państw zachodniej Afryki, utrudniającym im prowadzenie zwycięskiej wojny przeciwko Boko Haram i saharyjskiej filii Al-Kaidy.

Utworzony w styczniu 2015 r. wspólny, składający się z żołnierzy Nigerii, Nigru, Czadu, Kamerunu i Beninu 9-tysięczny kontyngent do walki z Boko Haram wciąż nie jest gotowy, a armie poszczególnych krajów walczą na własną rękę, nie uzgadniając często działań z sąsiadami i nie mogąc liczyć na ich wsparcie. W rezultacie dżihadyści, nawet rozgromieni w bitwach czy operacjach pacyfikacyjnych, łatwo umykają pogoni, by za chwilę zadać odwetowe uderzenia i odzyskać utracone terytoria. Co gorsza, kłopoty Zachodu oraz spadki cen ropy naftowej (podstawowe źródło dochodów Nigerii i Czadu) sprawiają, że zaczyna brakować pieniędzy na wojnę z dżihadystami. Co gorsza, po rocznym rozejmie ożywili się także dżihadyści w Mali, którzy w tym roku zaczęli atakować rządowe posterunki na pustynnej północy kraju.

Wojciech Jagielski (PAP)