Na 15 lipca br. Sąd Okręgowy w Częstochowie wyznaczył termin ogłoszenia wyroku w procesie ws. katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. We wtorek sąd wysłuchał mów końcowych stron. Prokuratura wniosła o kary 8 i 7 lat więzienia dla oskarżonych; obrona chce ich uniewinnienia.

3 marca br. minęły cztery lata od tej katastrofy. W wyniku czołowego zderzenia dwóch pociągów zginęło 16 osób, a ponad 150 odniosło obrażenia.

Prokuratura Okręgowa w Częstochowie oskarżyła w tej sprawie dyżurnych ruchu Andrzeja N. i Jolantę S., którzy pełnili służbę w posterunkach kolejowych Starzyny i Sprowa i według oskarżenia doprowadzili do zderzenia pociągów, kierując je na ten sam tor. Za nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym może im grozić kara do ośmiu lat więzienia.

Według informacji prok. Roberta Wypycha z częstochowskiej prokuratury we wtorek śledczy wnioskowali o kary siedmiu lat za to dla obojga oskarżonych, a także o zakazanie im pełnienia funkcji związanych z bezpieczeństwem w ruchu kolejowym na okres dziesięciu lat.

Ponadto w przypadku dyżurnego ze Starzyn prokuratura chce zasądzenia kary dwóch lat więzienia za dwa przestępstwa umyślnego poświadczenia nieprawdy w dokumentacji kolejowej. Wobec dyżurnej ze Sprowy wniosek dotyczy kary roku więzienia za jeden taki czyn.

Łączne oczekiwane przez prokuraturę kary to osiem lat więzienia dla Andrzeja N. oraz siedem lat - dla Jolanty S. Śledczy wnieśli również do sądu o orzeczenie wobec obojga oskarżonych obowiązku naprawienia szkody m.in. na rzecz wnioskujących o to uczestników katastrofy, którzy odnieśli trwały istotny uszczerbek na zdrowiu.

Wnioski prokuratury poparli w całości uczestniczący w procesie oskarżyciele posiłkowi. Obrona poprosiła o uniewinnienie obojga dyżurnych ruchu.

Przewód sądowy w sprawie zakończył się 28 czerwca. Zgodnie z decyzją sądu postępowanie toczyło się z wyłączeniem jawności. Za zgodą stron zrezygnowano z wzywania wszystkich pokrzywdzonych, co znacząco wydłużyłoby proces. Sąd przesłuchał kilkudziesięciu wnioskowanych przez prokuratora najważniejszych świadków, m.in. przedstawicieli kolei, których zeznania mają istotne znaczenie dla oceny zachowania oskarżonych. W przypadku wielu innych świadków sąd poprzestał na odczytaniu ich zeznań ze śledztwa.

Choć przesłuchania świadków były zakończone już w marcu br., na wniosek obrońcy Jolanty S. biegli przygotowali potem uzupełniającą opinię dotyczącą przyczyn katastrofy. Potem sąd wzywał jeszcze autorów opinii na rozprawę.

Inny wniosek dowodowy, dotyczący uzupełniającej opinii na temat Andrzeja N., zapowiadał też jego obrońca. To ze względu na zdrowie N., który od czasu wypadku korzystał z pomocy psychiatrów, sąd utajnił proces. Biegli ze szpitala w Lublińcu, którzy rozpoznali u oskarżonego zaburzenia depresyjne reaktywne uznali, że jest on mimo to zdolny do udziału w procesie. Zastrzegli jednak, że obecność na sali sądowej środków masowego przekazu może wpływać na pogorszenie się stanu zdrowia oskarżonego i jego zdolność do udziału w postępowaniu.

W szpitalu psychiatrycznym N. spędził kilka miesięcy po katastrofie i stan jego zdrowia długo nie pozwalał na przesłuchanie. Jednocześnie - według wcześniejszej opinii biegłych psychiatrów i psychologa, którzy badali go w trakcie śledztwa - w chwili katastrofy był poczytalny. Oznacza to, że może odpowiadać karnie.

Do wypadku doszło 3 marca 2012 r. we wsi Chałupki k. Szczekocin - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa. Zderzyły się pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa-Kraków. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa.

Śledztwo ws. katastrofy prowadziła Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, która liczący ponad 100 stron akt oskarżenia wysłała do sądu w grudniu 2014 r. W śledztwie zgromadzono ok. 120 tomów akt. W sprawie status pokrzywdzonych ma 328 osób i instytucji, część z nich występuje w procesie w charakterze oskarżycieli posiłkowych.

Dyżurny ruchu ze Starzyn według prokuratury doprowadził do skierowania pociągu Warszawa-Kraków na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem. Dyżurna ze Sprowy według śledztwa wydała zezwolenie na wjazd pociągu relacji Przemyśl-Warszawa na tor, po którym jechał już pociąg z Warszawy. Zdaniem prokuratury dyżurna nie sprawdziła, jaka jest przyczyna zajętości toru, co sygnalizował system kontroli ruchu.

Andrzej N. i Jolanta S. przesłuchani w śledztwie nie przyznali się do zarzucanych czynów i odmówili złożenia wyjaśnień. Nie uczestniczyli też m.in. we wtorkowej rozprawie, podczas której sąd wysłuchał mów końcowych.

Z kompleksowej opinii specjalistów z zakresu kolejnictwa wynika, że zawinili nie tylko dyżurni, ale też maszyniści obu pociągów, którzy zginęli w katastrofie, a tuż przed nią kontynuowali jazdę, mimo że otrzymali sygnały, które do tego nie uprawniały. Postępowanie w tym zakresie zostało umorzone.

Tuż przed zderzeniem pociąg relacji Przemyśl-Warszawa jechał z prędkością 98 km/h, a pociąg Warszawa-Kraków z prędkością 40 km/h. Pierwszy ze składów rozpoczął hamowanie z prędkości 118 km/h w odległości 250 m od miejsca zderzenia, a pociąg relacji Warszawa-Kraków z prędkości 100 km/h w odległości 400 m od miejsca katastrofy.

Na podstawie opinii biegłych ds. transportu szynowego ustalono, że stan techniczny lokomotyw i wagonów, jak również infrastruktury kolejowej, nie miał wpływu na zaistnienie i przebieg katastrofy. Prokuratura wyliczyła, że zdarzenie skutkowało stratami materialnymi na ponad 19 mln zł. Na taką kwotę wyceniono wartość zniszczonych lokomotyw i wagonów, uszkodzonej nawierzchni, torów i sieci trakcyjnej.(PAP)