Cesarzowa Cixi nie zaznała spokoju nawet po śmierci. W 1928 r. splądrowano jej grobowiec. Plotka głosi, że perły z jej korony służyły za ozdobę butów żony Czang Kaj-szeka
Tak samo jak szczątki potraktowano pamięć o niej. Przez lata odmawiano Cixi – i całej dynastii Qing rządzącej Chinami od połowy XVII w. do pierwszej dekady XX w.– kompetencji, odwagi i mądrości. Do jej największych błędów zaliczano m.in. sposób prowadzenia wojny chińsko-japońskiej zakończonej fatalnym dla cesarstwa traktatem z Shimonoseki z 1895 r. Wojna i pokój kosztowały Chiny nie tylko 600 mln taeli (waluta obowiązująca za panowania Cixi; 1 tael ważył ok. 38 gramów srebra) w kontrybucjach, odsetkach i wydatkach na zbrojenia, ale też utratę Tajwanu i Korei. Cesarstwo utraciło także szacunek na Zachodzie. Amerykański dyplomata Charles Denby stwierdził, że po 1895 r. „chińska bańka pękła”, a europejskie mocarstwa wysuwały kolejne żądania terytorialne, często poparte groźbą użycia siły. I tak Niemcy zajęli port Qingdao, zaś Rosjanie – port Arthur.
Powszechnie sądzono, że kompromitująca klęska to wynik bezmyślności Cixi, która zdefraudowała pieniądze przeznaczone na modernizację i rozbudowę marynarki na rzecz odbudowy Pałacu Letniego, zniszczonego częściowo przez wojska francuskie i angielskie podczas II wojny opiumowej. Osoby nieżyczliwe Cixi szacowały kaprys cesarzowej na dziesiątki milionów taeli, w rzeczywistości wydatki nie były aż tak wysokie i zamknęły się w kwocie ok. 3 mln. Ale w czasie wojny sprzeniewierzenia nawet takiej kwoty nie można potraktować przecież inaczej jak skrajnego braku odpowiedzialności. Cixi zapamiętano także jako zagorzałą przeciwniczkę modernizacji. Legendy o jej niechęci do kolei mają w sobie coś komicznego. Ponoć gdy zachciała po raz pierwszy przejechać się pociągiem, poprosiła o zbudowanie 3,5-kilometrowej linii w zespole pałacowym Zhongnanhai położonym na zachód od Zakazanego Miasta. Francuskie przedsiębiorstwo podjęło się zlecenia; tory i niewielki pociąg z sześcioma wagonami kosztowały 6 tys. taeli, grubo poniżej rynkowej wartości. Po jednej przejażdżce pociąg zdemontowano, a później uruchamiano go tylko pod warunkiem, że będzie ciągnięty przez eunuchów. Hałas silnika spalinowego miał psuć pałacowe feng shui.
Inne jej przygody z modernizacją miały mieć podobny przebieg. Gdy jeden z jej najbliższych doradców zapytał o zgodę na uruchomienie fabryk włókienniczych, usłyszał: „Tkaniny produkowane maszynowo zabierają naszym kobietom pracę i środki do życia. Wystarczająco złe jest to, że nie możemy zakazać przywozu materiałów z zagranicy”. Gdy cesarz Guangxu, który nominalnie rządził Chinami od 1889 r., dał się porwać reformatorskiemu zapałowi pod wpływem charyzmatycznego intelektualisty Kanga Youwei, Cixi zorganizowała zamach stanu, w wyniku którego Guangxu został więźniem w jednym z pałaców Zhongnanhai, a Kang musiał salwować się ucieczką do Japonii. W ten sposób Cixi położyła kres „stu dniom reform”, okresowi gorączki edyktów modernizacyjnych wydanych przez Guangxu w 1898 r. Owe 40 edyktów dotyczyło wszystkich sfer cesarstwa: administracji, szkolnictwa, prawa, gospodarki, nauki, armii. Żadna z tych inicjatyw nie wyszła jednak poza papier. Przypieczętowaniem tej arcykonserwatywnej polityki było wsparcie Cixi dla obskuranckiego stowarzyszenia bokserów, które miało być tajną bronią cesarzowej w walce z zachodnimi imperiami. „Zwrot mandżurskiego dworu ku poparciu dla fanatycznego kultu był oczywistą oznaką intelektualnego bankructwa” – stwierdził historyk John King Fairbank w „Historii Chin”.
Jung Chang, autorka wyczerpującej biografii cesarzowej wdowy, przełożonej niedawno na polski, z pewnością nie zgodziłaby się z takim obrazem swojej bohaterki.
Wielka gra
„Spuścizna cesarzowej Cixi jest ogromna” – pisze Chang w „Cesarzowej wdowie Cixi”. „Wprowadziła średniowieczne Chiny do epoki nowoczesności. Pod jej przywództwem kraj zaczął zdobywać wszystkie atrybuty nowoczesnego państwa: linie kolejowe, elektryczność, telegrafy, telefony, zachodnią medycynę, nowoczesną armię i flotę oraz nowoczesne sposoby organizowania handlu zagranicznego i dyplomacji. [...] Wprowadzane przez nią zmiany były radykalne, lecz stopniowe; przełomowe, lecz zdumiewająco bezkrwawe”.
Agnieszka Łobacz, znawczyni kultury chińskiej i tłumaczka, zauważa, że „przedstawiano ją jako osobę chciwą, łasą na prezenty, a jej rządy uważano za nieudane – w tej narracji efektem władzy Cixi było przecież uzależnienie Chin od zachodnich mocarstw. W gruncie rzeczy zrzucono na nią winę za większość upokorzeń, jakie spotkały Chiny od czasów I wojny opiumowej. Zupełnie pomija się jej rolę jako orędowniczki reform i mądrych kontaktów z Zachodem”.
Faktycznie Cixi przyszło rządzić w trudnych czasach, okres od połowy XIX w. do połowy XX w. do dziś funkcjonuje w chińskiej pamięci jako stulecie upokorzeń, w dużej mierze z rąk zachodnich mocarstw i Japonii. Za jego początek uznaje się I wojnę opiumową (1839–1842), w wyniku której chińskie porty musiały się otworzyć na import indyjskiego opium i francuskich misjonarzy. Pierwsze przegrane starcie militarne z Zachodem bolało, bo Chiny uważały się za jedyne centrum cywilizacji. Cesarze sprawowali władzę zgodnie z konfucjańską maksymą: „Na niebie nie ma dwóch słońc, lud nie ma dwóch władców”. W ich świecie nie było więc miejsca ani na zachodnie towary, ani na zachodnie idee, czemu znakomity wyraz dał cesarz Qianlong. Podczas upokarzającej audiencji udzielonej brytyjskiemu lordowi Macartneyowi w 1793 r. tak wyłożył kredo chińskiej polityki zagranicznej na kolejne sześćdziesiąt lat: „Należy całkowicie oddzielić Chińczyków od cudzoziemców”. Jego syn i wnuk, Daoguang i Xianfeng, przyjęli je jak własne, nawet gdy po II wojnie opiumowej (1856–1860) okazało się, że Zachód bez problemu przełamuje barierę niechęci siłą swoich armii.
Cixi weszła do wielkiej polityki tylnymi drzwiami. Jako kobieta w patriarchalnym cesarstwie nie miała innego wyjścia. Urodziła się w rodzinie chorągwianego, jej ojciec pracował dla cesarza jako sekretarz, potem szef działu w Ministerstwie Urzędników. Już wtedy jej zainteresowania sprawami publicznymi nadawały jej nietypowy rys; ojciec traktował ją jak syna i zasięgał rady w sprawach rodzinnych. Do Zakazanego Miasta – kompleksu pałacowego dynastii Qing w Pekinie – trafiła jako cesarska nałożnica najniższego stopnia. Wydawało się, że na tym skończy się jej kariera, bo choć cesarz Xianfeng był wręcz obsesyjnie uzależniony od seksu, to nie przejawiał większego zainteresowania Cixi. Jej losy odmienił szczęśliwy traf – urodziła Xianfengowi pierworodnego, przyszłego cesarza Tongzhiego. Jej status wzrósł.
Wielka gra Cixi rozpoczęła się od razu po śmierci Xianfenga w 1861 r. Razem z cesarzową Zhen, którą traktowała jak przyjaciółkę i sojuszniczkę, oraz księciem Gongiem, wiernym doradcą, zorganizowali zamach stanu, by odsunąć od władzy regentów wiernych zagranicznej doktrynie Qianlonga, niechętnych Zachodowi, zaciekle stojących na pozycji obrony godności cesarstwa przeciw „diabłom zamorskim”. Zamach stanu przeprowadzili w białych rękawiczkach, regentów oskarżyli o zastraszenie małego cesarza, którego mieli doprowadzić do płaczu. Później do zarzutów dołączono jeszcze zamach stanu i sfałszowanie testamentu Xianfenga. Początkowo karą dla zamachowców miała być okrutna „śmierć od tysiąca ran” polegająca na powolnym odcinaniu nożem fragmentów ciała, ale Cixi okazała regentom „łaskę”. Ostatecznie skończyło się na jednej egzekucji, dwóm kolejnym „spiskowcom” posłano jedwabne chusty, na których mieli się powiesić. Resztę zwyczajnie zdymisjonowano. Tak zaczęły się rządy Cixi.
– Cixi była niezwykle dobrze wykształcona, znała dobrze język chiński, dużo czytała, uczyła się szybko o sprawach międzynarodowych. Jak na swoje czasy była wyjątkowo światłą osobą. Wysłała chińskich studentów na zagraniczne uczelnie, otworzyła pierwszą szkołę spraw międzynarodowych, która pełniła też funkcję biura tłumaczeń tekstów zachodnich. Wcześniej zajmowali się tym przede wszystkim jezuici, którzy w imieniu Chin negocjowali nawet międzynarodowe traktaty; przykładem tego jest pierwszy traktat nerczyński między Rosją a Chinami – zauważa prof. Krzysztof Gawlikowski, założyciel Centrum Cywilizacji Azji Wschodniej na warszawskim Uniwersytecie SWPS.
Choć Cixi była zaciekle krytykowana przez republikańskich rewolucjonistów, choćby przez Sun Jat-sena, w gruncie rzeczy dzieliła część ich przekonań. Tak jak oni uważała, że Chińczycy powinni przejmować od Zachodu dorobek nauk matematycznych i przyrodniczych oraz technologię. Za jej zgodą wybudowano więc pierwszą linię telegraficzną w prowincji Fujian, mającą usprawnić kontakt z Tajwanem. Miejscowi z początku przyjmowali te dary modernizacji z oporem – przewracano słupy i zrywano druty. Jeszcze większe emocje wywoływały próby wprowadzenia kolei. Po pierwsze, racjonalne poprowadzenie torów graniczyło z cudem ze względu na rozsiane po całych Chinach groby. Usypanych z ziemi kopczyków nie można było przenieść, bo nie pozwalał na to kult przodków, na którym bazował porządek etyczny cesarstwa. Po drugie, jeśli już gdzieś udawało się wybudować krótką linię, miejscowi reagowali na pociągi z przerażeniem. Wchodzili na tory i zatrzymywali składy, z powodu wypadków o niemal nie doszło do zamieszek. W końcu jedyna w Chinach linia została zdemontowana, a na decyzję o budowie kolejnej – łączącej Pekin z Wuhanem – kraj poczekał niemal 20 lat, do 1889 r.
Także osobisty stosunek Cixi do kolei nie był aż tak niechętny, jak się zazwyczaj sądzi. Rosyjski historyk Wasilij Sidichmienow w „Ostatnich cesarzach Chin” pisał, że po podróży z Syjamu do Pekinu długo i z ciekawością przyglądała się żelaznej lokomotywie. Fascynowały ją też inne środki motoryzacji, choć ze względu na ceremoniał te zainteresowania miały charakter czysto teoretyczny. Nigdy na przykład nie dane jej było wsiąść do samochodu, ponieważ poddani w obecności cesarzowej musieli klęczeć. Nie jest to najwygodniejsza pozycja dla kierowcy.
Cixi miała też talent do otaczania się inteligentnymi i sprawnymi doradcami, bywało, że cudzoziemskiego pochodzenia. Robert Hart, generalny inspektor Morskiego Urzędu Celnego, pomógł stworzyć Chińczykom nowoczesny system taryf celnych, dzięki czemu cesarstwo zyskało ważne źródło dochodów. Inny cudzoziemiec, Charles Gordon, pomógł zdławić powstanie tajpingów, pseudochrześcijańskiej sekty – jej przywódca uważał się za reinkarnację brata Chrystusa – które w latach 1851–1864 objęło całe południe Chin.
Jej odwaga w przełamywaniu starych przyzwyczajeń dotyczyła także innych sfer życia społecznego. Za rządów Cixi przestał obowiązywać okrutny zwyczaj krępowania stóp chińskich kobiet. Cesarzowa, sama pozbawiona formalnego wykształcenia, zadbała także o to, by na początku XX w. młode Chinki mogły uczyć się na zagranicznych uniwersytetach. Wśród beneficjentek przywileju była choćby żona Czang Kaj-szeka, ta sama, która miała ponoć ozdobić swoje buty perłami z korony Cixi.
Prawdziwie rewolucyjnym posunięciem było również zniesienie opartych na kanonach konfucjańskich egzaminów państwowych na urzędy. W zamian najważniejszym ogniwem w systemie edukacji miały stać się szkoły i akademie wojskowe, które miały nauczać wiedzy przydatnej do administrowania nowoczesnym państwem. – Te egzaminy były przez 2 tys. lat najważniejszym mechanizmem wyłaniania elit rządzących. Ta zupełna negacja konfucjanizmu zszokowała elity chińskie bardziej niż zaakceptowanie przez Cixi konstytucji – mówi prof. Gawlikowski. Bo cesarzowa w ostatnich latach swojego panowania dążyła do zmiany ustroju na monarchię konstytucyjną.
Mimo śmiałych i potrzebnych inicjatyw nie udało jej się ochronić cesarstwa. Z wyzwaniami, przed którymi stały Chiny w drugiej połowie XIX w. i pierwszej XX w., nie poradziłby sobie jednak żaden ówczesny polityk: presja imperiów zachodnich i Japonii, groźne wojny domowe wywoływane przez tajpingów i bokserów, absolutna niesprawność administracji wywołana przez nietrafione reformy z czasów dynastii Ming, olbrzymia korupcja. Wszystko to sprawiło, że Cixi w gruncie rzeczy już w 1861 r. była syndykiem masy upadłościowej. W 1912 r., tuż po jej śmierci (1908 r.), cesarstwo przestało istnieć.
Kozioł ofiarny
Skąd wzięły się negatywne opinie o Cixi? Po części były to plotki rozgłaszane przez jej wrogów politycznych, republikanów czy reformatora Kanga Youwei. Według Chang szczególnie ten ostatni odpowiada za jej złą reputację. Z pewnością Kang miał nad wyraz rozwinięte umiejętności prezentacji siebie i swoich dokonań; był na tyle przekonujący, że jego wersja historii „stu dni reform” stała się obowiązująca na wiele lat. – W literaturze popularnej ruch reform jest zdecydowanie przeceniany i przedstawiany fałszywie. Ten plan nie mógł się udać. Poza tym zachodni historycy wyrażają bezpodstawnie opinię, że inicjatorzy reform zamierzali unowocześniać Chiny. W gruncie rzeczy chodziło o restytucję konfucjańskich rządów. Kang odwoływał się do tradycyjnych wzorców i koncepcji, a elementy zachodnie nieledwie akceptował. Trudno więc mówić o jakiejkolwiek modernizacji. Poza tym ci ludzie byli w gruncie rzeczy jajogłowymi intelektualistami, bez pojęcia o rządzeniu; potrafili jedynie pisać ładne eseje w klasycznym języku chińskim. Ich reformy też więc w gruncie rzeczy miały charakter papierowy. Co dzień wydawano wówczas kolejne edykty, ale nie zajmowano sobie już głowy realizacją – mówi prof. Gawlikowski.
Narracjom Kanga zawierzyli też republikańscy rewolucjoniści, w większości wyznający protestantyzm. – Przyjęli bardzo radykalną ideologię oświeceniową, do tego stopnia, że jeszcze w pierwszym parlamencie wybranym w 1912 r. rozpatrywano ustawę o likwidacji wszystkich świątyń w Chinach. Parlament zastąpił też tradycyjne święta chińskie świętami państwowymi. Restytuowano je dopiero w 2004 r. – dodaje Gawlikowski. Historycy zachodni w dużej mierze patrzyli na historię Chin ich oczami.
To jednak się zmieniło, zarówno na Zachodzie (czego dowodem jest chociażby „Cesarzowa wdowa Cixi”), jak i w samych Chinach. W serialu telewizyjnym „Ku republice” („Zou Xiang Gong He”) Cixi przedstawiono jako reformatorkę i zwolenniczkę modernizacji. Podobny obraz przedstawia jeden z potomków cesarzowej Yenehala Genzheng w biografii Cixi z 2005 r. Zmienia się zresztą ocena rządów samej dynastii Qing. Chińskie władze powołały komitet historyków, którego zadaniem było przepisanie historii tej dynastii. Podsumowaniem tego olbrzymiego projektu stała się gruba książka opublikowana kilka lat temu.
Oczywiście, każdą historię przepisuje się po coś. W jakim celu Komunistyczna Partia Chin przypomina postać cesarzowej? W Chinach komunizm jako ideologia od dawna nie legitymizuje partii, już od lat 90. jej mandat trzyma się na wzbudzaniu patriotycznych emocji, często zabarwionych nacjonalizmem. Umiejętnie poprowadzona opowieść o Cixi może się wpisać w nową narrację partii. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, by była to Cixi z książki Jung Chang. Cesarzowa z pełną świadomością konsekwencji zgodziła się choćby na wolność prasy, czego następstwem było gwałtowne upowszechnienie się gazet i magazynów. Nie zawsze łagodnych wobec władzy. „Tolerancja Cixi dla ataków na jej rządy – i na nią samą – oraz jej gotowość dopuszczania różnych poglądów były czymś niespotykanym wśród jej poprzedników – i zapewne także wśród następców” – pisze Chang. Bez cienia wątpliwości ma rację.