Potrzebny jest silny lider – uważa Anna Streżyńska, była szefowa UKE, wymieniana wśród kandydatów do szefowania cyfryzacji.
Jeśli nie Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, to co?
Obok wyspecjalizowanego ministerstwa cyfryzacji rozważana jest koncepcja pełnomocnika ds. cyfryzacji i informatyzacji. Jeżeli ma być to faktycznie skuteczny urząd, to musi być wyposażony w kompetencje, które pozwolą na realny wpływ na inne resorty, ustalanie standardów i reguł, pilnowanie ich realizacji. Organ równy innym ministrom tych reguł nie wyegzekwuje tak skutecznie jak posiadający specjalne prerogatywy. Stąd pojawił się pomysł na pełnomocnika w strukturze rządowej, ale nie w randze sekretarza stanu, tylko wicepremiera lub ze specjalnymi upoważnieniami nadanymi zarządzeniem prezesa Rady Ministrów. Krótkoterminowo – bo projekty informatyczne i cyfryzacyjne to kwestia obecnej perspektywy unijnej. Potem już tak silny urzędnik nie będzie potrzebny, bo dobrze opracowane zadania i zaprojektowane systemy będą mogły się dalej rozwijać samodzielnie.
Ale czy u nowej władzy jest w ogóle mocne zainteresowanie tym tematem? Są w końcu bardziej medialne, gorące sprawy: 500 zł na dziecko, likwidacja gimnazjów, in vitro...
Przedsięwzięcia w cyfryzacji i informatyzacji w większości są finansowane z pieniędzy unijnych, a więc nie rodzą nowych obciążeń dla społeczeństwa, a mimo to można dzięki temu naprawdę poprawić funkcjonowanie państwa, dokonać prawdziwej rewolucji w relacjach państwo – obywatel, niewielkim kosztem podnieść poczucie komfortu obywateli, którzy nie poniosą ofiar, a zyskają ułatwienia w bardzo wielu dziedzinach codziennego życia: urzędach, placówkach służby zdrowia, szkolnictwie. W końcu to PiS ten proces zaczął w 2005 r. To za jego rządów zmieniono regulatora, wprowadzono nowe prawo i natychmiastową wykonalność decyzji prezesa UKE. Wtedy też powstała pierwsza koncepcja ułatwień inwestycyjnych w telekomunikacji. Projekty e-administracji także wówczas rozpoczęły bieg.
To było dekadę temu. A pod koniec tego roku powinniśmy ostatecznie rozliczać e-projekty z poprzedniej perspektywy i równolegle organizować konkursy na nowe e-usługi. Od czego więc powinniśmy zacząć to nowe otwarcie?
Od rozmów z Komisją Europejską.
O czym?
Mamy dużo pieniędzy w starej perspektywie, z których zakontraktowaniem i wydaniem do końca roku będzie problem. W prasie mówi się o kolejach, ale to także środki z problematycznego e-zdrowia, a także konieczność obniżenia kosztów utrzymania ZUS – to prawie 800 mln rocznie. I właśnie dlatego, że są takie duże problemy, od negocjacji musimy zacząć. Komisja musi mieć pewność, że do końca przyszłego roku, czy choć do jego połowy, zainwestujemy skutecznie, oszczędnie i celowo. Musi wiedzieć, że wyciągnęliśmy wnioski z ostatnich lat.
A wyciągnęliśmy?
Odchodzący rząd nie wyciągnął. To widać choćby po tym, że w obecnej perspektywie są już podobne problemy co w poprzedniej. Pierwszy konkurs na projekty e-administracji pokazał to dobitnie. Podobnie niestety jest z planami budowy internetu szerokopasmowego. Prawo budowlane i ustawy z nim związane wymagają szybkich systemowych zmian. Podejmowano jedynie działania ad hoc, niekompletne, kompromisowe, pod naciskiem zbliżających się wyborów.
Jakie powinny być nowe cele cyfryzacji?
Wyliczyliśmy, że utrzymanie łącznie aż 4300 przeróżnych systemów, jakie obecnie funkcjonują w naszej administracji, kosztuje milion dolarów dziennie. To jest po prostu za dużo, zarówno systemów, jak i kosztów. Nie można cyfryzować administracyjnego bałaganu. Jeśli chodzi o sieci szerokopasmowe, brakuje dziś wyraźnej świadomości, że to naprawdę ostatnie tak duże pieniądze z funduszy europejskich, a więc musimy zadbać o internet przede wszystkim tam, gdzie go nie ma. Może tam, gdzie biznes nie utrzyma sieci, trzeba przyciągnąć do takich inwestycji gminy? Może gdyby nie zapadła decyzja o unieważnieniu aukcji, trzeba wykorzystać w szerszym stopniu LTE i reinwestować środki z aukcji? Moim zdaniem przynajmniej część z tych środków powinna wrócić na rynek telekomunikacyjny i wspomóc jego rozwój.
Tyle że przy zapowiadanych socjalnych inwestycjach na pewno będzie na nie wielu chętnych.
To może negocjujmy, np. pół na pół. Dziś jesteśmy mądrzejsi choćby o doświadczenia z prywatyzacji TP SA, kiedy niestety pieniądze nie wróciły na rynek, by pomóc w budowie infrastruktury telekomunikacyjnej. Potrzeby rynku szerokopasmowego są szacowane na 17 mld zł. Wprawdzie to jest kwota moim zdaniem przeszacowana, ale niezaprzeczalnie jest spora luka. Z dotacji mamy 4,2 mld zł, a gdyby na rynek trafiła chociażby połowa z 9 mld zł z aukcji, to mamy sumę, którą można odmienić stan sieci szerokopasmowej w całym kraju.