Brak wsparcia dla umiarkowanych rebeliantów ze strony Zachodu doprowadził do tego, że dziś główną siłą walczącą z reżimem są islamiści. Rosyjskie naloty na pozycje rebeliantów walczących z reżimem Baszara al-Asada i Państwem Islamskim doprowadzą do konsolidacji syryjskiej opozycji. Najprawdopodobniej również do jej radykalizacji. Częściowo winę za to ponosi Zachód, który nie potrafił udzielić realnego wsparcia umiarkowanym siłom.

Po czterech i pół roku wojny domowej w Syrii tamtejsza opozycja znajduje się w defensywie, a na dodatek jest jeszcze bardziej podzielona, niż gdy zaczynało się powstanie przeciw Asadowi. Rebelianci kontrolują tylko dwa skrawki syryjskiego terytorium – na północnym-zachodzie wokół miast Aleppo i Idlib oraz na południowym zachodzie. Ale pierwszy z nich sąsiaduje z terenami utrzymywanymi przez wojska rządowe, gdzie swoje bazy mają Rosjanie. Jest zatem prawdopodobne, że sytuacja powstańców będzie coraz bardziej słabła. Co więcej, w piątek Stany Zjednoczone zdecydowały o zawieszeniu wartego 500 mln dol. programu szkolenia powstańców. Program ten wprawdzie był krytykowany za znikomą skuteczność – w walce z Państwem Islamskim bierze udział zaledwie garstka przeszkolonych bojowników – ale Amerykanie na razie nie mają pomysłu, w jaki sposób wspierać opozycję.
W tej sytuacji poszczególne grupy rebeliantów – szacuje się, że może być ich nawet około tysiąca – coraz chętniej ze sobą współpracują i tworzą regionalne sojusze. – Wszystkie syryjskie oddziały rewolucyjne muszą zrozumieć, że prowadzimy wojnę o to, by wyprzeć agresora, wojnę, w której zjednoczenie naszych szeregów jest obowiązkiem. Wszystkie siły okupujące nasz kraj są celem – wezwało kilka mniejszych organizacji wchodzących w skład popieranej przez Zachód Wolnej Armii Syrii.
Założona przez buntowników z reżimowego wojska Wolna Armia Syrii w początkowej fazie konfliktu była główną siłą zbrojną syryjskiej opozycji. Obecnie jest to raczej sieć licznych, bardzo luźno ze sobą powiązanych małych grup zbrojnych. Pod względem liczebności najsilniejszą organizacją opozycji jest powstały pod koniec 2013 r. Front Islamski (45–70 tys. bojowników), który po obaleniu Asada chce zbudować w Syrii państwo oparte na zasadach islamu, choć nie w tak radykalnej wersji, jaką wprowadza na zajmowanych terenach Państwo Islamskie.
Coraz bardziej znaczącą siłą jest też inna islamistyczna grupa – Armia Podboju, w skład której wchodzi m.in. Dżabhat an-Nusra, czyli syryjski oddział Al-Kaidy.
Przywódcy popieranej przez Zachód opozycji syryjskiej odcinają się od współpracy z grupami rebeliantów o islamistycznym programie. – Współpracujemy i koordynujemy działania tylko z umiarkowanymi brygadami i nie koordynujemy ich z ekstremistami – powiedział Ahmad Tuma, premier tymczasowego rządu opozycyjnego, któremu podlega Wolna Armia Syrii. Przykładów takiej współpracy jest sporo, gdyż zarówno ten rząd, jak i dowództwo Wolnej Armii Syrii mają bardzo ograniczony wpływ na to, co na poziomie lokalnym robią dowódcy poszczególnych oddziałów.
W sytuacji gdy do wspólnych wrogów, oprócz Asada i Państwa Islamskiego, dołączają także Rosjanie, będzie ich jeszcze więcej. Z tym że w porównaniu z początkową fazą konfliktu role się odwróciły i to islamistyczna część opozycji ma obecnie przewagę nad umiarkowaną. – Wspólnota międzynarodowa nie wsparła umiarkowanych w wystarczający sposób – dodał Tuma. Ten trend zapewne będzie się jeszcze nasilał, bo po tym, jak Rosja wmieszała się w konflikt, pomoc dla rebeliantów zwiększyły Arabia Saudyjska oraz inne kraje Zatoki Perskiej i można się domyślić, że z racji bliskości światopoglądowej uzbrojenie trafiać będzie do ugrupowań chcących utworzenia w Syrii państwa opartego na zasadach islamu, nie zaś świeckiego.
Obawę, że z powodu rosyjskiej interwencji bardziej umiarkowani rebelianci będą współdziałać z radykałami w stylu Frontu Islamskiego czy Armii Podboju, wyraził w zeszłym tygodniu rzecznik Białego Domu Josh Earnest. Takie współdziałanie spowoduje, że Waszyngton tym bardziej nie będzie chciał zdecydowanie wesprzeć syryjskiej opozycji, aby nie popierać oddziałów powiązanych z Al-Kaidą. – Problem w tym, że w tym kalejdoskopie różnych grup opozycyjnych każdy nieustannie zawiera z kimś porozumienia. Każdy w pewnym momencie był związany z Al-Kaidą – podkreśla Joshua Landis, szef Studiów Bliskowschodnich na Uniwersytecie w Oklahomie.

Pozycja powstańców będzie się szybko osłabiała