Kształt prezydentury zależy nie tylko od samych zapisów prawa, lecz także od historycznych okoliczności i osobowości obejmujących ten urząd. Niektóre głowy państwa były w stanie znaczyć więcej, niż przewidywała ustawa
Przez niemal sto lat formuła prezydentury podlegała modyfikacji – od funkcji skupiającej pełnię władzy wykonawczej, przez systemowy zwornik, aż po „strażnika żyrandola”. Mieliśmy też do czynienia z sytuacją, gdzie głowa państwa nie była w stanie wykorzystać pełni przyznanych jej uprawnień.
Instytucję prezydenta wprowadziła uchwalona w 1921 r. konstytucja marcowa, w której zapisano model urzędu typowo reprezentacyjnego, zbliżonego do panującego obecnie. Pierwszą głową państwa został Gabriel Narutowicz, z wykształcenia inżynier, który przed objęciem urzędu pełnił w odrodzonej Polsce funkcje publiczne, m.in. ministra robót publicznych. Wybrano go głosami Zgromadzenia Narodowego w 1922 r. Swoją funkcję pełnił zaledwie przez 5 dni, w galerii Zachęta zastrzelił go Eligiusz Niewiadomski.
Następca Narutowicza, Stanisław Wojciechowski, dobrze odnalazł się na neutralnie skrojonym urzędzie. Co prawda kilka razy starał się ingerować w politykę zagraniczną, jednak otrzymał od rządu stanowczą odpowiedź, że to nie leży w jego kompetencji. Drugi prezydent w historii podał się do dymisji po zamachu majowym, a urząd po nim objął Ignacy Mościcki. Jednocześnie obóz piłsudczykowski przeforsował nowelę sierpniową, która dawała głowie państwa m.in. prawo rozwiązania parlamentu.
Był to pierwszy krok w stronę „demokratycznego cezaryzmu”, sanacyjnego projektu skupienia władzy wykonawczej w rękach jednego człowieka. Jego ukoronowaniem była uchwalona w 1935 r. konstytucja kwietniowa, która nadawała prezydentowi prawo powoływania i odwoływania rządu, rozwiązywania parlamentu, mianowania jednej trzeciej senatorów. Głowę państwa miało wybierać Zgromadzenie Elektorów. – W 1935 r. zabrakło człowieka, dla którego pisano konstytucję, czyli Piłsudskiego, a na ówczesnej scenie politycznej nie było nikogo, kto mógłby w pełni wykorzystać przepisy nowej ustawy zasadniczej – tłumaczy dr hab. Tomasz Słomka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Korzystając z nowych uprawnień, prezydent Mościcki postanowił rozepchnąć się na scenie politycznej. Sztywny gorset marcowej konstytucji zaczął doskwierać mu już wcześniej. Pewniej w prezydenckim fotelu poczuł się w 1933 r., kiedy za poparciem Piłsudskiego wybrano go na drugą kadencję. To wtedy funkcje rządowe zaczęły obejmować polecane przez niego osoby. Wbrew dążeniom części obozu sanacyjnego (głównie Walerego Sławka) Mościcki nie złożył dymisji po uchwaleniu nowej konstytucji. Prezydencką władzą podzielił się de facto z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym. W miarę upływu czasu wykształcił się również trzeci ośrodek władzy przy premierze Felicjanie Sławoju-Składkowskim.
Zapisy konstytucji kwietniowej przydały się po wybuchu II wojny światowej. Ustawa zasadnicza przewidywała możliwość mianowania następcy na wypadek wojny. Ostatecznie prezydentem został zaakceptowany przez zachodnie mocarstwa Władysław Raczkiewicz. Jednak w 1945 r. Zachód uznał władze komunistyczne w Warszawie, cofając w ten sposób międzynarodową legitymizację dla rządu RP na uchodźstwie. W Warszawie na mocy małej konstytucji w 1947 r. prezydentem został Bolesław Bierut; właściwa konstytucja PRL znosiła ten organ.
Prezydentura powróciła dopiero w trakcie transformacji ustrojowej. Na mocy ustaleń Okrągłego Stołu Sejm przegłosował poprawkę do ustawy zasadniczej, a głosami Zgromadzenia Narodowego powołano na ten urząd Wojciecha Jaruzelskiego. – I tutaj nastąpiła niespodzianka, bowiem w ówczesnych realiach politycznych oczekiwano od prezydenta kontroli nad zmianami ustrojowymi.
W formułę prezydentury skrojonej na Jaruzelskiego został wtłoczony Lech Wałęsa, którego wyobrażenia na temat urzędu znacznie bardziej pasowały do rozwiązań francuskich. Legendę Solidarności wyraźnie uwierały ograniczenia płynące z aktów prawnych regulujących jego urząd. To dlatego po uchwaleniu tymczasowej ustawy regulującej ustrój państwa w 1992 r. prezydent starał się jej niejasne przepisy interpretować na własną korzyść. Skutkiem tego udało mu się na przykład uzyskać możliwość nominowania szefów tzw. resortów prezydenckich, czyli ministrów spraw wewnętrznych, zagranicznych i obrony.
Pierwszym prezydentem, który rządził na podstawie konstytucji z 1997 r., był Aleksander Kwaśniewski. Warto jednak zwrócić uwagę, że był on znacznie bardziej aktywny w polityce zagranicznej niż chociażby Bronisław Komorowski. To znów była funkcja czasów, bo jeszcze nie byliśmy ani w NATO, ani w Unii. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że Kwaśniewski wprowadził pewien model prezydentury w Polsce – koncyliacyjnej i uczestniczącej. Przykładna też była kohabitacja Kwaśniewskiego z rządem Jerzego Buzka, pomimo zgrzytów na samym początku rządów AWS. Wtedy po raz pierwszy okazało się, że pomimo reprezentacyjnej funkcji prezydent jest urzędem, z którym trzeba się liczyć.
Pojęcie prezydentury aktywnej na polu polityki zagranicznej odziedziczył po Kwaśniewskim Lech Kaczyński. Dopóki u władzy było Prawo i Sprawiedliwość, taki podział kompetencji funkcjonował sprawnie. Po przejęciu władzy przez Platformę doszło jednak na tym tle do poważnych sporów, czego efektem była między innymi kłótnia o samolot i miejsce przy stole szczytów unijnych w Brukseli, zakończona jedynym w III RP skierowaniem do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego (trybunał wtedy rozstrzygnął, że polityka zagraniczna leży w gestii rządu, a nie prezydenta).
Za kadencji Bronisława Komorowskiego utrwalił się model prezydentury prowadzonej z dystansem, angażującej się tylko w najważniejsze sprawy.