Poseł Bloku Petra Poroszenki Mustafa Najjem podsumowuje rok bez Janukowycza.
25 maja minie rok od wygranej Petra Poroszenki w wyborach. Jak się panu pracuje w ekipie prezydenta?
Moje nadzieje były związane z młodymi siłami, które miały wejść do parlamentu, a nie prezydentem czy premierem. Te nadzieje nie do końca się sprawdziły, nie ma masy krytycznej do przeprowadzenia zmian, ale z pewnością pojawiło się wielu ludzi, którym na nich zależy. Z dnia na dzień nabieramy doświadczenia. Sądzę, że w pewnym momencie skonsolidujemy się i przeprowadzimy prawdziwe reformy.
Czym się różni obecny parlament od tego z czasów Janukowycza?
Chociaż nasza koalicja jest większa niż za Janukowycza, ustawy trudniej przeprowadzić. Wcześniej był człowiek, który mówił, jak głosować, i wszyscy tak głosowali. Dzisiaj to niemożliwe. W parlamencie pojawił się parlamentaryzm – ludzie dyskutują i podejmują decyzje. Rada Najwyższa stała się rzeczywistym organem władzy, a nie maszynką do głosowania.
Jak by pan podsumował rok bez Janukowycza?
Moglibyśmy podsumowywać, gdyby nie było wojny. To ona, a nie odejście Janukowycza, jest najważniejszym wydarzeniem minionego roku, ze względu na zaangażowanie wszelkich zasobów finansowych, ludzkich, organizacyjnych. W tym sensie ucieczka Janukowycza to maleńki krok w historii, którego nikt już nie pamięta. Mamy do czynienia z tragedią, wojną, za którą naród będzie go przeklinał. Wiele się u nas zmieniło dzięki temu, że go nie ma. Ale jeszcze więcej zmieniła wojna.
Trzeci Majdan jest realny?
Większości nie podoba się, co się dzieje na Ukrainie. Jest wojna, trwa kryzys, ludzie krytykują wolne tempo reform. Ale nie ma takiej przepaści między ludźmi we władzy i ludźmi na ulicy, która mogłaby doprowadzić do wybuchu. Władze boją się Majdanu, boją się ludzi, więc starają się z nimi rozmawiać. Poza tym wszyscy rozumieją, że wewnętrzny Majdan bardzo wzmocni przeciwnika i osłabi front. Trzeci Majdan będzie, ale nie ulicy, lecz na korytarzach władzy. Będzie polegał na otwarciu dostępu do władzy dla młodych ludzi. Ten proces już się rozpoczął.
I kto nim pokieruje?
Nie ma jasnych liderów, bo wszyscy wjechali do parlamentu cudzym środkiem transportu, na cudzych listach. W tej kadencji powinna się wykrystalizować nowa siła albo nowe siły (może być ich dużo), które wciągną na pokład ludzi spoza parlamentu. Pytanie, czy będą oni potrafili udowodnić, że rzeczywiście się różnią od starych polityków.
Lustracja się przyda?
Ogólnie tak. Ale każda lustracja wiąże się z pewnym naruszeniem zasad prawa. Tak było także w Polsce. Pytanie, na ile da się to zrobić bezboleśnie. Kraje europejskie, które przeprowadziły lustrację, nie miały do czynienia z wojną. Czy mamy lustrować generałów pracujących dla Janukowycza? Są tacy generałowie, którzy z nim pracowali, ale są profesjonalistami, nie popełnili przestępstw, w dodatku nie ma ich kim zastąpić. Stąd musimy iść na indywidualne kompromisy.
Główny zarzut pod adresem władz to niezdecydowana walka z korupcją.
Ludzie się przyzwyczaili do korupcji. Spotykamy się z niezrozumieniem, przekonując na przykład, że nie wolno wyznaczać szefów przedsiębiorstw bez konkursu. Kiedyś nikt o tym nawet nie myślał: ktoś się z kimś dogadywał, ustalał kompromisową figurę, która dostawała nominację. Teraz są otwarte konkursy. My mamy rację i o tym wiemy. Oni też sądzą, że mają rację, ponieważ inaczej nie umieją. Ten konflikt trwa non stop. Pozostały silne tradycje korupcyjne. Pytanie, jak szybko je zniszczymy.
Czy konflikt Poroszenki z Ihorem Kołomojskim, w wyniku którego oligarcha stracił fotel gubernatora Dniepropetrowska, nie stanowi zagrożenia dla państwa?
Z oddali to może wyglądać jak bitwa dwóch oligarchów, ale Poroszenko i Kołomojski przez prawie rok współpracowali i wojny między nimi nie było. Jest trend, także w parlamencie, by ograniczać wpływ oligarchów na politykę. Kołomojski był najsilniejszym oligarchą, który ostał się po Majdanie. To nie był konflikt Kołomojskiego z Poroszenką, ale Kołomojskiego z zasadami państwa prawa. Pytanie, czy Poroszenko jest gotowy narzucić te zasady innym oligarchom, pozostaje otwarte. Sądzę, że nie ma innego wyjścia. Jestem pewien, że Kołomojski i Poroszenko zatrzymaliby się, gdyby ich spór miał prowadzić do rozpadu państwa. Nie ma u nas wojny oligarchicznej, jest konkurencja polityczna.
Czyli nie będzie Dniepropetrowskiej Republiki Ludowej?
To wykluczone. Ludzie pamiętają, co się działo w Doniecku.