Ameryka – tam to dopiero jest życie! Palmy w Kalifornii, Wielki Kanion na Środkowym Zachodzie, wodospad Niagara na granicy z Kanadą, Central Park w Nowym Jorku – można spotkać nawet Woody’ego Allena. Albo Brada Pitta! Jeśli z Angeliną Jolie, to już w ogóle odlot!
Jest też inna Ameryka, nam, Polakom, znana jakoś lepiej. Tzw. konstrakszyn, czyli orka na budowach, zwykle przy zdzieraniu azbestu albo mieszaniu betonu. Pucowanie podłóg śmierdzącą pastą w domach bogatych Włochów, Irlandczyków czy Żydów. Wyprowadzanie obcych psów na spacer. Ewentualnie – jeśli ktoś miał fart – praca w drogówce, firmie śmieciowej czy przy czyszczeniu basenów.
Wszyscy, którzy kiedyś jechali do Stanów szukać mleka i miodu, a trafili z deszczu pod rynnę, mając przeświadczenie, że życia raczej nie wygrali, dzisiaj mogą poczuć – nawet jeśli lekką – to jednak satysfakcję. Bo nie wszystko złoto, co się świeci. Ziemia obiecana wcale taka cukierkowa nie jest. Gdy z tego wielkiego ciastka odpadnie lukier, na wierzch wychodzą kłopoty, których u nas na szczęście nie ma. Tak – w Ameryce są, a u nas nie. Jesteśmy lepsi! Chyba pierwszy raz w dziejach.
Co ważne, lepsi w kluczowych kwestiach cywilizacyjnych – dostępie do ochrony zdrowia i podstawowej edukacji, a także w kategorii bezpieczeństwo. Czyż nie tego sobie życzyliśmy 20, 30 albo 40 lat temu? W czasach, kiedy takie porównania mogły funkcjonować jedynie w literaturze science fiction? Jak widać, Grecy nie mieli racji, twierdząc: nihil novi sub sole.