Ariel Castro nie żyje. Mężczyzna, który przez ponad dekadę więził w swoim domu trzy kobiety został znaleziony martwy w celi więzienia w Ohio. Na początku sierpnia Castro został skazany na dożywocie oraz 1000 lat więzienia

Przed ogłoszeniem wyroku oskarżony przekonywał, że nie jest potworem. Przyznał się do stawianych zarzutów w zamian za rezygnację przez prokuraturę z żądania kary śmierci. Castro przeprosił swoje ofiary, ich rodziny.

Castro otrzymał 977 zarzutów, w tym zabójstwa za spowodowanie poronienia u jednej ze swoich ofiar, wielokrotnego porwania, gwałtów i tortur.

Oskarżony mówił w sądzie, że uprowadził i dręczył trzy młode kobiety z powodu "uzależnienia od seksu". Twierdził, że sam był w dzieciństwie molestowany seksualnie, był uzależniony od pornografii. Ariel Castro mówił też, że nie planował tych trzech porwań, działał pod wpływem impulsu. Zapewniał, że nie robił kobietom krzywdy i był delikatny.

Jednak jedna z jego trzech ofiar, 32-letnia Michelle Knight, przedstawiała zupełnie inny obraz życia z Castro. Według niej, bił ją, brutalnie gwałcił, skuwał łańcuchem. Pozostałe porwane to: Amanda Berry i Gina DeJesus. Wszystkie, będąc nastolatkami, zaginęły pomiędzy 2002 i 2004 rokiem. Uwolniono je w maju, gdy policję zaalarmował jeden z sąsiadów Ariela Castro.