Dzisiaj okaże się, czy Parlament Europejski wezwie do wszczęcia przeciwko Budapesztowi procedury ochrony praworządności.
Węgry są kandydatem do uruchomienia przeciwko nim procedury praworządności z art. 7 traktatu o UE. Byłby to drugi taki przypadek po Polsce. Wczoraj w siedzibie Parlamentu Europejskiego odbyła się debata na ten temat. Dzisiaj czeka nas głosowanie w sprawie rezolucji, której częścią jest raport Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) autorstwa holenderskiej posłanki Judith Sargentini.
W maju 2017 r. PE przegłosował szóstą od początków rządów Viktora Orbána rezolucję, w której wezwał Komisję Europejską, by ta zajęła się problemem praworządności nad Balatonem. Na jej podstawie w lipcu Komisja przyjęła raport, stwierdziwszy, że istnieje ryzyko poważnego pogwałcenia wartości, na których opiera się UE. O tym, czy rezolucja wzywająca Radę do kolejnych kroków faktycznie zostanie uchwalona, dowiemy się dzisiaj popołudniu.
Projekt rezolucji stwierdza, że o ile władze Węgier wykazywały gotowość do dyskusji (przedstawiciele rządu stawiają się na każdej debacie), to nie realizowały wszystkich zaleceń.
W zamieszczonym wczoraj w mediach społecznościowych oświadczeniu premier Viktor Orbán powiedział, że leci na debatę, by bronić Węgier przed niesprawiedliwym, kłamliwym raportem. Dodał, że PE jest pełen posłów wywodzących się z partii popierających masową nielegalną imigrację. Orbán wszedł na salę w połowie przemówienia Sargentini, co odnotowano jako afront. Holenderka mówiła zaś, że zastosowanie art. 7 jest nieuniknione, bo to ostateczny hamulec dla działań rządu w Budapeszcie.
Orbán przekonywał, że wyrok został już wydany i że będzie on karą za to, że Węgry należące od tysiąca lat do kultury chrześcijańskiej, niegdyś stanęły przeciw armii radzieckiej, a w 1989 r. otworzyły granice dla Niemców z NRD. Retoryka pozostała niezmienna: Węgry mają być regularnie karane za przeciwstawienie się nielegalnej imigracji i obronę Europy przed „muzułmańskimi hordami najeźdźców”. Orbán dowodził, że UE staje przeciwko własnej straży granicznej, nawiązując do płotu postawionego na granicy serbsko-węgierskiej.
Bardzo wyczekiwane było stanowisko Manfreda Webera, szefa Europejskiej Partii Ludowej (EPP), do której przynależy Fidesz. Weber jest oficjalnym kandydatem na szefa Komisji Europejskiej po 2019 r., co dla Budapesztu jest dobrą wiadomością. I faktycznie: Weber bronił Orbána. Wytknął mu tylko, że nie rozumie, dlaczego finansowany przez George’a Sorosa Uniwersytet Środkowoeuropejski nie może funkcjonować bez problemu ani wydawać dyplomów. Odniósł się także do ograniczania praw organizacji pozarządowych, ale przyznał, że trzeba badać ich finansowanie, czy aby nie jest chińskie albo rosyjskie.
Katalog nieprawidłowości wytkniętych rządowi w Budapeszcie w projekcie rezolucji jest szerszy, szczególnie jeśli porównamy go do majowej rezolucji, gdzie wskazywano na cztery elementy: ograniczanie praw Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego, nękanie organizacji pozarządowych, nieprzestrzeganie przepisów azylowych i segregację romskich dzieci w szkołach. Teraz wątpliwości dotyczą też systemu konstytucyjnego i wyborczego, korupcji, niezależności sądownictwa, ochrony prywatności, ochrony danych, wolności wypowiedzi, nauki, religii i zrzeszania się, prawa do równego traktowania, praw mniejszości, migrantów, osób ubiegających się o azyl i uchodźców oraz praw gospodarczych i socjalnych.
Według autorów raportu żadna z powyższych kwestii nie została w ciągu 16 miesięcy naprawiona, a dodatkowo uchwalono pakiet ustaw pod nazwą Stop Soros, który penalizuje pomaganie nielegalnym imigrantom. Raport przypomina też wnioski OLAF, komisji PE badającej prawidłowość wydatkowania środków unijnych. Wskazano w nich, że na Węgrzech panuje klientelizm, brakuje procedur przetargowych, rozrasta się korupcja, a bogacą się tylko znajomi premiera.
Aby przyjąć raport i uruchomić art. 7, potrzeba 2/3 głosów. Nie da się zgromadzić takiej większości bez EPP. Weber mówił wczoraj, że EPP nie podjęła jeszcze decyzji, jak będzie głosować. Stwierdził jednak, że kwestie ustawodawcze winny zostać rozwiązane wewnątrz Węgier, a uruchomienie art. 7 nie przyniosło skutków politycznych w Polsce. To pokazuje, że pełnego poparcia dla art. 7 ze strony EPP nie będzie. Być może ludowcy zrezygnują po prostu z dyscypliny partyjnej.
Jako cios w plecy Fidesz potraktował za to deklarację kanclerza Austrii Sebastiana Kurza. Lider Austriackiej Partii Ludowej (także w EPP) zapowiedział, że poprze procedurę dyscyplinującą Budapeszt. Prorządowe media natychmiast okrzyknęły go uśpionym agentem Sorosa, choć jeszcze kilka tygodni temu Wiedeń był uznawany za sojusznika Węgier. Wiele wskazuje jednak na to, że uruchomienie procedury nie przebiegnie tak sprawnie, jak w przypadku Polski. Pozycja Węgier w UE jest zdecydowanie lepsza. Służy im kalendarz wyborczy – nikomu nie jest na rękę wszczynanie procedury w przeddzień kampanii wyborczej do PE.