Obawy wywołane kryzysem migracyjnym zdominują nastroje głosujących w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego i ściągną do urn milczącą większość przeciwników imigracji - oświadczył w opublikowanym w środę wywiadzie czeski premier Andrej Babisz.

"Każdy mówi o strefie euro, co jest naprawdę śmieszne. Powinniśmy mówić o Schengen" - powiedział Babisz agencji Reuters, sugerując, że najważniejszym obecnie problemem Unii Europejskiej jest zmodyfikowanie zasad swobodnego ruchu osobowego między państwami członkowskimi.

Szef czeskiego rządu dodał, że kwestią tą będzie się także musiała zająć Komisja Europejska. Wyraził zdziwienie faktem, że tak wielu ludzi chce dyskutować o reformach strefy euro, a nie o reformach strefy Schengen, która obejmuje większość obszaru UE.

Babisz, który deklaruje się jako zwolennik zarówno zasady swobody ruchu osobowego w UE, jak i umocnienia jej granic zewnętrznych, powiedział Reuterowi, że strefa Schengen powinna zostać rozszerzona na wszystkie unijne państwa kontynentu europejskiego - czyli także na Chorwację, Bułgarię i Rumunię.

Powtórzył też po raz kolejny, że Czechy nie przyjmą żadnych migrantów w ramach relokacji, gdyż od roku 2015 wspierają kadrowo oraz finansowo ośrodki dla uchodźców poza UE i wydały na ten cel 80 mln euro.

"Moim zdaniem po wyborach do PE nastąpi istotny zwrot. Mamy do czynienia z milczącą większością, która będzie głosować w sposób antyimigracyjny" - ocenił.

Nowy mniejszościowy czeski rząd koalicji kierowanego przez Babisza centroprawicowego ruchu ANO i socjaldemokratów został mianowany 27 czerwca, a 12 lipca uzyskał w Izbie Poselskiej wotum zaufania, za czym głosowali także deputowani Komunistycznej Partii Czech i Moraw (KSCM).

Babisz ponownie odrzucił kierowaną przeciwko niemu krytykę, iż dążąc do uzyskania parlamentarnej większości, zapewnił komunistom wpływ na politykę rządu. Jak powiedział Reuterowi, czeskie media rozdmuchują tę kwestię swoimi "fake news".

Podkreślił, że temat ten nie pojawił się nigdy w jego rozmowach z zagranicznymi partnerami, a komuniści nie są w stanie oddziaływać na rząd, gdyż "nie obawiam się przedterminowych wyborów" w razie gdyby cofnęli swe poparcie.