Były doradca prezydenta Donalda Trumpa Sam Nunberg oświadczył że nie zastosuje się do wezwania federalnej ławy przysięgłych stawienia się i złożenia zeznań w sprawie tzw. Russiagate. Z wnioskiem wezwania Nunberga wystąpił specjalny prokurator Robert Mueller, który prowadzi śledztwo w tej sprawie.

Mueller zażądał aby Nunberg, który był współpracownikiem Trumpa w okresie kampanii wyborczej, przekazał ławie przysięgłych tysiące e-maili i innych dokumentów byłych pracowników sztabu wyborczego ówczesnego republikańskiego kandydata do prezydentury.

"Dlaczego mam to zrobić ?" - zapytał Nunberg w poniedziałkowym programie telewizji CNN i dodał: "Nie będę współpracował, aresztujcie mnie".

Nunberg wyraził przekonanie, że Mueller może już dysponować materiałem dowodowym obciążającym bezpośrednio Trumpa, ale nie chciał ujawnić o jakie dowody może chodzić.

Rzucił ponadto podejrzenie na byłego doradcę Trumpa ds. polityki zagranicznej Cartera Page'a, który - jego zdaniem - "mógł mieć związki z Rosjanami".

Rzeczniczka Białego Domu Sarah Huckabee Sanders odmówiła skomentowania wypowiedzi Nunberga.

Mueller prowadzi dochodzenie mające ustalić czy prawdziwe są zarzuty, według których były jakieś powiązania między członkami sztabu wyborczego Trumpa i Rosją oraz czy Biały Dom próbował je ukryć utrudniając pracę organom wymiaru sprawiedliwości.

Odmowa zastosowania się do wezwania ławy przysięgłych stawienia się pod groźbą kary (tzw. subpoena) wiąże się z ryzykiem oskarżenia o pogardę dla sądu i utrudnianie wymiaru sprawiedliwości, za co grożą kary więzienia.

Nunberg pracował dla sztabu wyborczego Trumpa w 2015 r. jednak latem tego roku został zwolniony za umieszczanie na Facebooku rasistowskich postów. Później Trump wytoczył mu proces domagając się 10 mln dolarów odszkodowania za naruszenie zaufania. (PAP)